Raw. Aurora Belle. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aurora Belle
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 9788381780872
Скачать книгу
dlatego mam tak okropny humor. Kiedy więc siadam przy biurku, a potem unoszę kawę do ust i przerywa mi pukanie do drzwi, warczę. Tak, warczę.

      – Czego?

      W drzwiach pojawia się słodka, okrągła twarz Charliego.

      – Hej, Lex. Masz chwilę?

      Na Charliego nie da się długo złościć. Zawsze jest taki grzeczny i uprzejmy. Czuję się jak suka przez to, że na niego warczałam. A to uczucie tylko się pogłębia, gdy dostrzegam zmartwienie na jego twarzy.

      – Lex, wszystko w porządku? – pyta cicho. – Sprawiasz wrażenie nieco podminowanej.

      Cholera. Pewnie, spraw, żebym czuła wyrzuty sumienia. Dlaczego nie?

      Zmuszam się do uśmiechu, gdy odpowiadam:

      – Trochę boli mnie głowa, to wszystko. Nic, z czym nie poradziłoby sobie kilka tabletek.

      Zmartwienie nie znika z jego twarzy.

      – Mogę poprosić kogoś innego. To nic wielkiego.

      Uśmiecham się szerzej, uderzając otwartą dłonią w biurko.

      – Wal śmiało, Charles! O co chodzi?

      To go chyba przekonuje, że wszystko ze mną okej, bo wyjaśnia:

      – Mamy nowego sponsora. Firmę zajmującą się produkcją tworzyw sztucznych, która chce przekazywać coroczną dotację. Chcą podpisać z nami umowę na pięć lat.

      To cudownie! Choć finansuje nas państwo, mnóstwo organizacji non-profit oraz fundacji potrzebuje pieniędzy, by dalej działać. Państwo pomaga nam jak może, ale dotacje są ograniczone, przez co nie wszyscy mogą się na nie załapać. Co jest naprawdę smutne. Miejsca takie jak przytułki dla kobiet, jadłodajnie dla bezdomnych czy ośrodki dla dzieci z ulicy działają tylko dzięki prywatnym sponsorom. A jeśli rozmawiamy o umowie na pięć lat, na pewno w grę wchodzą duże pieniądze.

      Opanowuję nagłe podekscytowanie i pytam:

      – Ile roczne chcą przekazać?

      Charlie uśmiecha się promiennie.

      – Pięćset tysięcy.

      Chwytam krawędź biurka, by nie osunąć się na podłogę. To mnóstwo kasy jak na jedną firmę. Daje to dwa i pół miliona dolarów w ciągu pięciu lat. To niesamowite… cudowne… zdumiewające! Z takimi pieniędzmi możemy zrobić coś dużego. Duże pieniądze przez dłuższy czas oznaczają duże projekty.

      Kręci mi się w głowie.

      Wstaję szybko, podchodzę do Charliego, po czym ściskam go za ramiona. Otwieram usta, by dać upust swojej ekscytacji… ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.

      – Właśnie dlatego chciałem, żebyś to ty się tym zajęła. – Patrzy na mnie łagodnie. – Nikt nie troszczy się o ludzi równie mocno jak ty, Lex.

      Wreszcie jestem w stanie się odezwać. Po raz pierwszy od tygodnia uśmiecham się naprawdę szczerze.

      – Dawaj ich.

      Uśmiech Charliego blednie.

      – Okej. Ale Lex… – Odsuwa się, a ja unoszę pytająco brwi. Charlie potrząsa jednak lekko głową i stwierdza: – Po prostu… po prostu pamiętaj o naszym motto, okej?

      Odwraca się, by wyjść z mojego biura i zostawia mnie zdziwioną oraz czujną. Nasze motto.

      Równość ponad stereotypami.

      W naszej pracy zajmujemy się dziećmi pochodzącymi z różnych środowisk, wyznającymi różne religie i mającymi różny kolor skóry. W tym zawodzie nie istnieje pojęcie normalny. Smutna prawda jest taka, że łatwo sugerować się stereotypami, gdy się kogoś nie zna. Naszym mózgom wystarczy jedno spojrzenie, by kogoś zaszufladkować.

      A w dziewięćdziesięciu procentach przypadków nie mamy racji.

      No to teraz trochę się zdenerwowałam. Biorę kawę i idę w stronę drzwi. Po drodze wygina mi się obcas. Chwieję się w miejscu, ale udaje mi się złapać równowagę, choć ochlapuję kawą ramię oraz podłogę.

      Unoszę głowę w bezgłośnej modlitwie, oddycham głęboko, po czym okrążam biurko i wyciągam garść chusteczek z szuflady. Unoszę nieco spódnicę, a następnie klękam, by posprzątać bałagan, który narobiłam.

      Z boku dociera do mnie dźwięk. Ktoś najwyraźniejszej wszedł do pokoju. A dokładniej mężczyzna.

      Krok od siebie dostrzegam parę włoskich, skórzanych lakierek. Nieźle. Sunę wzrokiem po czarnych spodniach, podkreślających silne, mocne i bardzo męskie nogi, mijam krocze, by zatrzymać się na pasku…

      Ten pasek.

      Wytrzeszczam oczy.

      Ten pasek!

      Omijam wzrokiem śnieżnobiałą koszulę, czarny jedwabny krawat oraz stylową czarną marynarkę. Moje spojrzenie wędruje szybko do pociemniałych, delikatnych, brązowych oczu.

      Serce zaczyna mi walić.

      Co tu się dzieje?

      Przygląda mi się, gdy sunę wzrokiem od trzynastki wytatuowanej na policzku w stronę kolorowego tatuażu zdobiącego jego szyję. Obserwujemy się nawzajem przez chwilę. Ja staram się zrozumieć, co, do licha, się dzieje, on próbuje ocenić moją reakcję na jego widok w nieco bardziej… profesjonalnym wydaniu.

      Robi mały krok w moją stronę, aż znajdujemy się niemożliwie blisko. Moje piersi ocierają się o jego kolana. Usta mu drgają, wskazuje na moją pozycję. Wytatuowaną dłonią poprawia spinkę do mankietu.

      – Zdaje się, że już byliśmy w tej pozycji. – odzywa się schrypniętym głosem.

      Ja pierdolę.

      To się nie dzieje naprawdę.

Twitch

      Jasna cholera.

      Na początek spotkania przewidywałem coś innego niż widok pięknej Aleksy Ballentine klęczącej przede mną. A sądząc po jej zaskoczonej minie, ona też się tego nie spodziewała. Ale stało się.

      Przejrzyste niebieskie oczy wędrują do paska i źrenice jej się rozszerzają, gdy szybko wciąga powietrze.

      Kurwa, kurwa, kurwa!

      Podoba jej się pasek. Nikomu się on nie podoba. Na litość boską, służy do podduszania. Wyrywa mi się jęk, na który ona podrywa głowę. Stara się unikać mojego spojrzenia. Nie podoba mi się to.

      Wyciągam rękę, by ująć jej podbródek delikatnym, ale pewnym gestem, i unieść twarz. Nie ma wyboru, musi spojrzeć mi w oczy, a gdy nasze spojrzenia się spotykają, czerwieni się i zaciska wargi wyraźnie sfrustrowana oraz poirytowana.

      – Co ty tutaj robisz? – szepcze.

      Nie mam w zwyczaju nikomu niczego ułatwiać, odpowiadam więc równie cicho:

      – Jesteś już mokra, prawda, Alexo?

      Wciąga powietrze, a powieki jej opadają.

      – Nie powinno cię tu być. Mam spotkanie.

      Mocniej ściskam jej podbródek, mruczę znudzonym tonem:

      – Wiem. Falcon Plastics. Dotacja. Wywiad. Cały ten kram.

      Gwałtownie otwiera oczy.

      – Czy-czyli nadal mnie obserwujesz? – jąka. – Nie widziałam cię ostatnio. A-ani nie czułam. Założyłam po prostu, że już nie…

      Przerywam jej, łapiąc ją za ramię i podciągając delikatnie. Gdy wstaje, obciąga spódnicę na kolana, a ja oznajmiam:

      – Jestem właścicielem Falcon Plastics,