Pokusa ZŁA. M. Robinson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: M. Robinson
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 9788378897699
Скачать книгу
żyć długo i szczęśliwie, nie jest to miejsce dla ciebie, a tam są drzwi. – Wskazała głową. – Moje VIP-y sprzedają cipki, by zdobywać świat. Rozumiesz mnie?

      Skinęłam głową.

      – Więc dobrze.

      – Przykro mi, że cię okłamałam.

      Ze znaczącym uśmieszkiem przechyliła głowę na bok.

      – Nie okłamałaś, Brooke, skarbie. Nie traktuję tego, co zrobiłaś, jak kłamstwo, lecz sztukę przetrwania. Zgaduję, że mamusia i tatuś nie mają pojęcia, co zamierzasz, hmm? Są pewni, że wciąż jesteś w szkole?

      – Tak.

      – A więc zakładam, że wolałabyś ich w tym stanie wiedzy utrzymać? – Pokręciła głową. – Próbuję mieć pod kontrolą wszystkie moje VIP-y, rozumiesz?

      – Tak. I… nie chcę, żeby się dowiedzieli.

      Zassała dolną wargę, a następnie powoli wysunęła ją, muskając górnymi zębami.

      – A teraz, Brooke, dlaczego tu jesteś? Chcę prawdy, nie pierdolenia.

      – Naprawdę… robię to dla siebie, a nie przez nich. Żyję z dala od rodziny. Nie pragnę ich opinii ani aprobaty, ponieważ oni nigdy nie dbali o moją – wyznałam szczerze.

      – Rozumiem. – Skinęła głową. – Więc się im odwdzięczasz?

      – Można to tak ująć.

      – Hmm… A co, jeśli powiem, że mi się to nie podoba? Nie mogłabym zapraszać ich na imprezy albo wysyłać cię w konkretne miejsca i tak dalej, i tak dalej. Może to pociągać za sobą straty finansowe i wymagać ode mnie więcej czasu oraz wysiłku, by wasze ścieżki się nie przecinały. To spore poświęcenie dla kogoś, kto jeszcze nawet nie udowodnił swej wartości. Więc czemu myślisz, że to dla ciebie zrobię? – spytała, a ja nie potrafiłam rozpoznać, czy mówi poważnie, czy może żartuje.

      Ta kobieta była niczym kostka Rubika i kiedy sądzę, że wszystkie kolory już ułożyłam, one znów się przesuwają.

      – Co chcesz, żebym zrobiła?

      – Słucham? – Uniosła brwi.

      – Zrobię wszystko.

      – To jest dokładnie to, co chciałam od ciebie usłyszeć. – Szeroki uśmiech rozjaśnił jej twarz. – Twoje sekrety są u mnie bezpieczne, na razie…

      – Madam…

      – Możesz odejść – oznajmiła, odwracając się.

      – Ale ja…

      – Druga zasada, której musisz się nauczyć: nigdy nie zadawaj mi pytań. Nie kocham cię… Jeszcze… Musisz na to zasłużyć. Teraz możesz odejść.

      Chciałam wyrazić sprzeciw, ale ugryzłam się w język. Wiedziałam, że lepiej będzie odejść. Pojechałam do Christine. Mieszkała koło kampusu ze swoim chłopakiem, Derrickiem. Musiałam oczyścić umysł i przestać myśleć o tym, co się stało. Czułam, że poniosłam porażkę. Ledwie znałam Madam, a już sprawiła, że było mi za siebie wstyd. Chciałam, żeby była ze mnie dumna, a ona powiedziała, że mnie nie kocha. Nie byłam gotowa na takie słowa.

      Zapukałam do drzwi i mój dzień ze złego stał się jeszcze gorszy.

      – Hej – przywitał mnie Landon.

      – Hej – odparłam, zaskoczona jego widokiem.

      Patrzyliśmy na siebie w ciszy przez kilka minut. W końcu przesunął się na bok, zapraszając mnie do środka.

      – Christine nie ma – poinformował.

      – Och… – odpowiedziałam, natychmiast wlepiając wzrok w ziemię. Nie mogłam patrzeć mu w oczy, to było zbyt bolesne.

      – Jest na zajęciach.

      – Faktycznie.

      – Wyglądasz wspaniale. To znaczy zawsze byłaś piękna, ale teraz wręcz zachwycasz.

      Zerknęłam w górę, przechwytując jego spojrzenie, wyrażające jednocześnie udrękę i pożądanie.

      – Landon… – wyszeptałam.

      – No co? Nie wolno mi już mówić prawdy? Skąd ta zmiana? Widziałem cię na szpilkach może kilka razy. Chcesz wyglądać doroślej?

      Wzruszyłam ramionami.

      – To wszystko? Nawet nie masz ochoty ze mną rozmawiać?

      Westchnęłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

      – Okej… Rozumiem. Do zobaczenia.

      Skinęłam głową.

      Rzucił mi ostatnie spojrzenie i wyszedł.

      Resztę dnia płakałam nad tym, czego nie mogłam stracić, ponieważ nigdy tego nie miałam.

      Nie ja.

      TRZYNAŚCIE

*D*

      Minął rok i skończyłem dwadzieścia dziewięć lat, a jednak miałem wrażenie, że jestem o wiele starszy. Nawet gdy byłem dzieckiem, myślałem, że mój wiek nie odzwierciedlał tego, jak się czułem. Moja siostra urodziła córeczkę Deahnę, w której od razu się zakochałem. Liv uczęszczała na grupy dziekańskie, a jej mąż, John, również radził sobie całkiem nieźle. Był dumny z żony i córki. Wszyscy pomagaliśmy zajmować się maleństwem, jak tylko mogliśmy.

      Pewien wieczór na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Zaczął się jak każdy zwykły dzień, lecz w momencie, kiedy do baru weszła ona i spojrzałem w jej jasnozielone oczy, wiedziałem już, że zbliżają się kłopoty. Nazywała się Ysabelle Telle i nie miałem wtedy jeszcze pojęcia, jak bardzo zmieni moje życie, nie potrafiłem sobie nawet tego wyobrazić. Zamówiła cuba libre. Nie pytałem o dowód, bo jej wygląd i sposób zachowania wskazywały, że skończyła już dwadzieścia jeden lat. Wyróżniała się na tle innych kobiet z Miami. Emanowała pewnością siebie, z której nie zdawała sobie sprawy. Było to w pewien sposób pociągające. Siedząca przede mną drobna dziewczyna natychmiast mnie urzekła.

      Miała jasną skórę i idealną, drobną sylwetkę. Długie brązowe włosy spływały jej do pasa, lecz to jasnozielone oczy sprawiały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Były w nich zaklęte tajemnice wszechświata, miały w sobie moc, by rzucić każdego mężczyznę na kolana.

      Kiedy podawałem jej drinka, tak samo jak niemal wszystkie kobiety spojrzała od razu na mój serdeczny palec.

      – Orientujesz się może, czy potrzebują gdzieś ludzi do pracy? – spytała, wydymając wargi, stworzone do rzeczy, o których nawet mi się nie śniło.

      Popatrzyłem na nią z uśmiechem.

      – Szukasz czegoś konkretnego?

      Podchwytliwe pytanie…

      Obserwowałem, jak myśli nad odpowiedzią.

      – Nie jestem pewna. Szybko się uczę. Muszę zarobić trochę pieniędzy. Dzisiaj. Właśnie przyjechałam z Tampy, więc chcę szybko zacząć zarabiać, by nie musieć spać na ulicy. – Uśmiechnęła się beztrosko.

      Zastanowiłem się nad odpowiedzią. Już od chwili, kiedy weszła do mojego baru, wiedziałem, że nie może pochodzić z Miami. Miasto nie zdążyło jeszcze jej zepsuć.

      – Jak masz na imię i ile masz lat? – zapytałem.

      – Ysabelle Telle, dwadzieścia jeden. A ty? – Wyciągnęła rękę.

      – Devon Hill, dwadzieścia dziewięć. – Potrząsnąłem nią.

      – Miło mi cię