Tatowanie. Krystian Hanke. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Krystian Hanke
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Руководства
Год издания: 0
isbn: 9788308071786
Скачать книгу
produktów była wówczas na kartki. Rysowałem je chętnie w ramach zabaw plastycznych – rzecz jasna, kiedy akurat nie ilustrowałem okładek książek. Mięso 1500 gramów, wędliny 200 gramów, cukier… Podczas zabawy w sklep ekscytowałem się wycinaniem stosownych kuponów. Tak się kiedyś ćwiczyło małą motorykę! Czasem rysowałem banknoty. Waryński ze „stówy” był naprawdę do siebie podobny, nawet udało mi się go wcisnąć babci. Na szczęście nie zapłaciła nim w sklepie, na przykład za herbatę Assam w pasmanterii. Nie wiem, dlaczego akurat w pasmanterii, ale właśnie tam można ją było kupić. Dziś pasmanterii coraz mniej. Te nieliczne pewnie muszą przyciągać klientów oryginalnym szyldem typu Skarbiec Mistrza Igły. Po sąsiedzku mają Studio Paznokcia, Laboratorium Włosa czy Klinikę Obuwia – kiedyś po prostu manicurzystkę, fryzjerkę, szewca. To, co dawniej zachwycało za wystawową szybą Peweksu, dziś leży na półkach tuż przy kasie. Tylko ta cola, której łyk smakował jak ambrozja, wciąż jest niezdrowa. Wtedy była też droga, dlatego piliśmy tańszą cytronetę.

      Ale to były czasy! Choć w swej istocie ponure, dla nas, dzieciaków, barwne i atrakcyjne. Czasy podwórek bez ogrodzeń, bloków bez domofonów, wyrobów czekoladopodobnych (gdzie one są?), wakacji bez biletów lotniczych, biletów dwukrotnych przejazdów, jeśli nie były przedziurkowane, jazdy na czas w Wyścigu Pokoju, pokoju trzy metry na trzy w „wielkiej płycie”, płyt winylowych, porysowanych, trzeszczących, trzeszczącego radia, trzeszczącego wszystkiego. Pamiętam siebie przy biurku cudem zdobytym, z lampą w szaro-różowo-beżowo ohydnym kolorze, z brzęczącymi sprężynami. Widzę chudego, wysokiego, zgarbionego chłopca, za grubymi szkłami okularów w rogowych oprawkach, pochylonego nad kartką, pochłoniętego przez akt tworzenia. Nie potrzebowałem lepszej zabawki. Oczywiście, dobrze, kiedy była. Wyczarowane przez rodziców klocki Lego czekały w odwodzie, ale w podróży, w poczekalni, gdziekolwiek, wystarczył papier, ołówek, przydawały się nożyczki. Mijany po drodze sklep z neonem „Art Papiernicze” (kto by tam dbał o kropkę), podwyższał poziom endorfin, dopóki nie przypominałem sobie, że wewnątrz można najwyżej pogawędzić ze sprzedawczynią. W handlu uspołecznionym wspomniany człon „art” nabierał nowego znaczenia. Kupić coś było sztuką. Nawet arkusze szarego papieru. I choć dziś nawet nie zatrzymuję się obok papieru toaletowego w tym gatunku, wówczas taka zdobycz to było dla mnie prawdziwe szczęście.

      Snuję te kombatanckie opowieści po to, by dojść do może zaskakującej konstatacji: miałem szczęśliwe dzieciństwo. I staram się, żeby w obecnej epoce szczęśliwe dzieciństwo miały moje dzieci, u boku szczęśliwego taty.

      Co dziś znaczy być szczęśliwym? Zrozumiem pewnie, kiedy zostanę dziadkiem. Wiem za to, że dziś chcę być ojcem świadomym, aktywnym i obecnym w życiu moich dzieci. Nie masz podobnie? Nie szkodzi. Ta ścieżka długo nie była moim głównym szlakiem. Nie widziałem w niej niczego rozwijającego. Jako jedynak myślałem i wciąż myślę o swoich potrzebach. To nie wstyd, nie grzech, nie przestępstwo. Ale odkąd zostałem tatą, czuję się bogatszy i mądrzejszy. Bo nawet kiedy nie wiem, co zrobić, muszę coś zrobić i robię. Wszedłem na wyższy poziom gry.

      Mój tata to świetny facet. Przecież nie zamierzał doprowadzać mnie do łez, kiedy wysyłał do łóżka. Ale chcąc nie chcąc, często staliśmy po dwóch stronach domowej barykady. I nawet jeśli długo nie zastanawiałem się, jakim sam będę ojcem – jeśli w ogóle będę – wiedziałem, jakim nie będę. Model potencjalnego ojcostwa przez zaprzeczenie. W chwilach młodzieńczej złości powtarzałem sobie: „O nie! Moim dzieciom nigdy tego nie zrobię!”.

      Czterdzieści lat później śmieję się ze swojej naiwności. Próbuję znaleźć sposób ominięcia niszczącego radość moich dzieci wstrząsu, kiedy sygnalizuję im nieuchronność zakończenia zabawy, oglądania filmu, wygłupów. Szukam łagodnej formy, ale często, odhaczając kolejny punkt codziennego harmonogramu, po prostu to komunikuję. Odruchowo, bezmyślnie, czasem ze zmęczenia powielam ten i inne błędy. Ile razy można prosić o coś spokojnym tonem? Tykanie zegara w głowie rozsadza mi układ nerwowy. Jestem podminowany świadomością następstw przeciągania sprawy w nieskończoność. Skutków dalszego ignorowania mojej prośby. Nie odrobiłem zadania domowego i nie wykonywałem – jak radzili – ćwiczeń przygotowujących do rodzicielstwa, nie rozmawiałem na przykład z kamieniem. Wierzyłem w siebie i przelicytowałem, więc może jednak warto?

      Ktoś słusznie zauważył, że wszystkie najważniejsze życiowe decyzje musimy podejmować, kiedy jesteśmy niezbyt dojrzali, a na pewno niedoświadczeni. Szkoła, praca, małżeństwo, dzieci – powinny być dobrze przemyślane! I tak nikt nie da ci gwarancji, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, ograniczaj więc czynniki ryzyka, które sprawią, że rodzicielstwo będzie ciężarem, wepchnie cię w depresję, zrujnuje życie zawodowe lub rodzinne. Chyba że jesteś gatunkiem „spontana”, masz podobną w typie partnerkę, w trudnych chwilach medytujecie, a pełne konto pozwala ci na dowolny styl życia. A może bierzesz to, co przynosi los, i obowiązkowo podchodzisz do prokreacji, odhaczasz kolejny etap i potrafisz dużo wytrzymać, zaciskając zęby? Też w porządku. Nikt nie zna cię tak dobrze jak ty sam. No, może twój bank.

      Jest stare powiedzenie, że jedną połowę życia zmarnują ci rodzice, drugą dzieci. W moim osobistym odczuciu tak z grubsza jest. W tej drugiej połowie rodzice – daj im zdrowie! – w dalszym ciągu prawdopodobnie będą się starać nie wypaść z gry. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale powtórzę: to tylko odczucia. Subiektywne, często bezpodstawne, podłe, niewdzięczne, fałszywe i głupie… A potem: „Mamo, przyjedziesz, bo Alicja chora…?”.

      Moment na zostanie tatą trzeba po prostu znaleźć, wyczuć na rzeźbie własnych mięśni gotowość do dźwignięcia tematu i zajrzeć w meandry psychiki. Czy jest tam miejsce na totalne szaleństwo, które odmieni twoje życie? Nikt ci nie powie: „To jest ten czas. Teraz, już!” i nikt nie powinien cię do tego zmuszać. Ja swój moment znalazłem. Jakież szczęście, że był on zbieżny z tym, który znalazła w sobie moja nieco młodsza żona! Ale po prawdzie: zgraliśmy się, pokonawszy uprzednio setki kilometrów na jednym, drugim i trzecim końcu świata. Nie chcieliśmy, żeby coś nam umknęło, smak dalekich podróży był wart każdej gwiazdki Michelina. W najtrudniejszych chwilach, które przychodzą potem, kiedy jesteś już ojcem, oglądanie zdjęć z podróży po Argentynie, Malezji czy Izraelu przynosi ulgę – skoro udało się dotrzeć do tak odległych zakątków globu, to przecież uda się wychować dzieci. A jak podrosną, to w powiększonym składzie będziemy wędrować i na czwarty koniec świata. Nie ma presji. Warto przy okazji pamiętać, że wiek, w którym decydujemy się na dziecko, to jedna sprawa. Druga – czy natura będzie temu przychylna? W dobie długiej listy cywilizacyjnych przypadłości wpływających na płodność trzeba się liczyć z rozczarowaniem. Czasem nawet z depresją, jeśli kolejne podejścia nie zakończą się happy endem. Dobrze to wspólnie przegadać, wziąć pod uwagę.

      Nie jestem najlepszym ojcem na świecie. Dlatego w tej książce, którą tym razem zamierzam napisać od początku do końca, ślęcząc po nocach, bo za dnia pracuję, nie podam recepty, jak radzić sobie z trudami ojcostwa. Opowiem za to nie raz o tym, jak sobie z nimi nie radzę i jak jeszcze od tego tatowania nie zwariowałem. „Tatowanie”. Podoba mi się to słowo, bo zdejmuje patos z „ojcostwa”. Pozwala być tatą i przypomina mi, że nie ma takich, którzy się nie mylą, więc kochaj i działaj. Przekazuj wiedzę, respektuj wolność. Bądź dla swoich dzieci tak dobry, żeby nigdy nie usunęły cię z grona znajomych na fejsie.

      Nie lubię wielkich słów. Nie do końca przekonują mnie poradniki. To na pewno ważne książki, ale może nie mam do nich szczęścia? Albo cierpliwości? Może jestem uparty i wiem lepiej? Jedno jest pewne: jestem tatą! Jestem praktykiem i stąd pomysł na książkę. To nie garść porad i recept. Nie znajdziesz tu schodów do nieba, za to z pewnością czasem pojawi się autostrada do piekła. Nikt nie jest wolny od błędów – ale spokojnie, działa monitoring. W moim przypadku byli to słuchacze Projektu Tata, w radiowej Trójce, gdzie opowiadałem o codziennych ojcowskich zmaganiach. Dzieliłem się radościami