– Ale to niebezpieczne! – pisnął Wysoka Łapa, czując, jakby serce pulsowało mu w gardle.
– Nie, gdy wiemy, co robimy. – Oczy Piaszczystego Kolca lśniły z uciechy.
Czy jego ojciec naprawdę dobrze się bawił, ścigając się z rzeką? Wysoka Łapa się skrzywił. Rudy kocur miał w sobie więcej odwagi, niż jego syn mógłby przypuszczać.
– Może idź już do obozu? – miauknął Piaszczysty Kolec. – Odpocznij i się wymyj. Potem możesz wrócić, by pomóc nam z nową sekcją.
Wrócić? Wysoka Łapa uznał, że wolałby już spotkać się pyskiem w pysk z patrolem wojowników Klanu Cienia.
Tymczasem jego ojciec mruczał:
– Wspólnie przebijemy się do rozpadliny. Blada Ptaszyna będzie z nas taka dumna.
Wysoka Łapa cofnął się o kilka kroków.
– Nie – miauknął. Miał wyschnięte gardło. – Nigdy.
Piaszczysty Kolec był zdumiony.
– Ale widziałeś, jak to jest! Nie poczułeś tego? Tej ekscytacji? Ryzyka? – Spojrzał hen ponad wrzosowiskami. – Nie możesz teraz pragnąć powrotu do biegania przez wrzosy, nie po tym wszystkim.
– Ależ tego właśnie pragnę! – Wysoka Łapa zerwał się na równe nogi, jeżąc się cały. – Dlaczego nie rozumiesz? To, że ty kochasz bycie podkopkiem, nie oznacza, że i ja czuję to powołanie! Nie jestem tobą! Myślałem, że wszyscy tam na dole zginiemy. Jestem wrzosowym sprinterem, nie podkopkiem!
Rozdział 11
– Kiedy zaczniemy używać tunelu? – spytał Pochmurny Pęd.
Wysoka Łapa zastrzygł uszami. Czy podkopki zdołały dogrzebać się do rozpadliny? Wszystkie koty dookoła nachyliły się, by usłyszeć odpowiedź. Ich sierść lśniła srebrzyście dzięki blaskowi wiszącego nad nimi księżyca w pełni. Czekali na zgromadzenie. Skowroni Plusk i Jabłkowy Świt siedziały obok Trzcinowego Pióra. Rogaty Sus skubał bezmyślnie źdźbła trawy, a Łani Skok z rozmarzeniem patrzyła w gwiazdy. Zajęczy Lot i Ryjówcza Łapa parę długości ogona dalej ćwiczyli ruchy bojowe. Wysoka Łapa natomiast aż cały drżał z podekscytowania, choć starał się to ukryć. To miała być jego pierwsza wizyta przy Czterech Drzewach, pierwsze spotkanie z członkami pozostałych klanów.
Hikorowy Nos odczekał chwilę, nim udzielił odpowiedzi:
– Musimy wzmocnić jeszcze ściany i sklepienie, nim tunel będzie bezpieczny dla wrzosowych sprinterów. – W tonie jego głosu słychać było ostrzeżenie.
Sierść bladoszarego kocura zafalowała na grzbiecie.
– I sądzisz, że ten tunel rzeczywiście zmieni dla nas wszystko?
– To doskonała trasa na dno rozpadliny – przypomniała Wrzosowa Gwiazda.
Trzcinowe Pióro miał w oczach groźne iskierki.
– Szybsza droga na terytorium Klanu Rzeki.
Pochmurny Pęd spojrzał na zastępcę przywódczyni.
– A dlaczego mielibyśmy chcieć tam dotrzeć?
Drugi kocur uniósł i opuścił łopatki.
– Podczas wojny z innymi klanami może zajść taka potrzeba…
– Klany nie prowadziły wojny od wielu księżyców. – Sprinter prychnął.
– No to może znajdą się inne powody, by odwiedzić sąsiadów – mruknął Trzcinowe Pióro, uciekając spojrzeniem. – Nie tylko wojny nas łączą.
Wysoka Łapa niecierpliwie udeptywał i dziurawił pazurami trawę. O co chodziło starszemu wojownikowi, gdy wspominał o odwiedzaniu Klanu Rzeki? Przecież jedynym miejscem poza swoim terytorium, jakie w ogóle musieli odwiedzać, były Cztery Drzewa!
– Nie martw się, ruszamy już wkrótce – obiecała Świtająca Pręga.
– Wcale się nie martwię – odparł młody kot, człapiąc obok niej, ale nie patrząc jej w oczy. Wiedział, że powinien czuć ekscytację na myśl o swym pierwszym zgromadzeniu, ale zamiast tego dręczył go niepokój. Wczorajsza kłótnia z Piaszczystym Kolcem wytrąciła go z równowagi. Dlaczego ojcu aż tak zależało, by został podkopkiem?
Jak mam się cieszyć szkoleniem na wrzosowego sprintera, gdy czuję się jak zdrajca? – myślał.
Kaszląca Łapa przybiegł prosto z legowiska medyka.
– Jastrzębie Serce pozwolił mi pójść! – oznajmił, patrząc za siebie; jego mentor przechodził między kępami trawy, idąc po jego śladach.
Wysoka Łapa uniósł ogon na powitanie przyjaciela, i spytał:
– Ryjówcza Łapa też idzie?
– Nie powiedział ci? – Uczeń medyka wyglądał na zaskoczonego.
– On mi niczego nie mówi – odparł młody kot, który dawno już porzucił próby zaprzyjaźnienia się z kompanem z legowiska.
– Bo i po co? – Ryjówcza Łapa przerwał na chwilę ćwiczenia bojowe. – Marnujesz czas swój i Świtającej Pręgi, ćwicząc, by przeobrazić się we wrzosowego sprintera. Jesteś podkopkiem.
– Nie, nie jestem! – krzyknął Wysoka Łapa.
– Ale pewnego dnia będziesz. – Spojrzał znacząco w stronę paprociowego zagonka podkopków. – Piaszczysty Kolec już o to zadba.
– Piaszczysty Kolec szanuje moją decyzję. – Powiedziawszy to, Wysoka Łapa poczuł ukłucie w sercu. Gdyby to tylko była prawda – pomyślał.
– Ależ oczywiście, że szanuje – odrzekł sarkastycznie Ryjówcza Łapa.
– Ostatecznie każdy sam decyduje, jakie jest jego przeznaczenie – padły nieoczekiwane słowa.
Wysoka Łapa odwrócił się, słysząc głęboki, warczący głos Jastrzębiego Serca. Medyk minął ich i usiadł obok Wrzosowej Gwiazdy.
Tymczasem Pochmurny Pęd nadal sprzeczał się z Hikorowym Nosem.
– Wciąż nie dostrzegam uzasadnienia dla tworzenia podkopu wiodącego na dno rozpadliny.
– Pewnego dnia go docenisz – odpowiedział podkopek; po dniach grzebania pod ziemią w jego głosie słychać było zmęczenie.
Wysoka Łapa widział, jak przywódczyni nakłaniała go, by przybył na zgromadzenie.
– Jeden z podkopków powinien przyjść – nalegała, przysiadłszy przy orlicowym zagonku, gdy Hikorowy Nos wraz z kompanami wreszcie znaleźli chwilę, by oczyścić łapy z gliny.
Otworzyli tunel w czasie wysokiego księżyca, tak jak obiecał Piaszczysty Kolec. Ale do świtu siedzieli pod ziemią, umacniając korytarz przed zawałami i błotnymi lawinami, więc do obozu wrócili bardziej rozdrażnieni niż uszczęśliwieni.
– Cały klan powinien mieć swoich reprezentantów – ciągnęła wtedy Wrzosowa Gwiazda, nagabując każdego podkopka po kolei, aż w końcu Hikorowy Nos podniósł wzrok.
– Jakie to ma znaczenie? – warknął. – Inne klany nawet nie odróżnią podkopka od sprintera.
Śliwkowy Pazur pociągnęła nosem.
– A podkopki nie muszą wcale dzielić się plotkami z innymi klanami.
Przywódczyni zjeżyła się lekko.
– Zgromadzenia nie są od wymiany plotek! – rzuciła gniewnie. – Mają na celu utrzymać harmonię między klanami!
– Harmonię!