Wysoka Łapa podbiegł do ojca.
– Co właściwie się stało?
Piaszczysty Kolec zetknął nos z synem.
– Za dużo słońca – wyjaśnił rzeczowo. – Gleba się kurczy i obsycha. Kamienie spadają i tak tworzą się zawały. – Spojrzał na błękitne niebo. – Parę dni deszczu bardzo by nam pomogło.
Wysoka Łapa się skrzywił. A gdyby ojciec został pogrzebany w osuwisku? W ciągu ostatniej połowy księżyca odczuł, jak pogłębiła się przepaść między nimi. Piaszczysty Kolec rozmawiał z nim, ale niezbyt często, a w jego słowach brakowało dawnego ciepła. Gdyby tylko dostrzegł, jak dobrze jego syn radzi sobie w szkoleniu na wojownika, na pewno zrozumiałby, że Wysoka Łapa znajduje się na właściwej ścieżce. I wtedy wszystko znów byłoby w porządku.
Piaszczysty Kolec odszedł na bok, przechodząc między Świtającą Pręgą i Rogatym Susem.
– Patrolujecie granice?
– Niemal skończyliśmy – oznajmiła kotka. – Nie ma śladu intruzów.
Podkopek spojrzał gdzieś ponad wrzosami.
– A my kopaliśmy całą noc.
Żytnia Łodyga zamrugała.
– Nie jesteście zmęczeni?
Oczy kocura zalśniły.
– Nie zostało nam już wiele, by przekopać się do rozpadliny. – Zastrzygł uszami w podekscytowaniu. – Nie spocznę, nim nie zakończymy tej roboty.
Mglista Mysz zajrzała w głąb tunelu.
– A co z dzisiejszym zawałem?
– Uporamy się z tym i oczyścimy przejście raz-dwa – rzekł Piaszczysty Kolec, przeciskając się obok niej i wsuwając głowę w otwór. Jego miauczenie odbiło się echem. – Gleba jest lekka. Łatwo się przegrzebiemy. – Wysunął się i zwrócił do Świtającej Pręgi: – To doskonały moment, by Wysoka Łapa zdobył odrobinę niezbędnego doświadczenia podkopka.
Młody kot lekko się nastroszył. Szybko wygładził sierść.
– Ale patrolujemy granice…
Ojciec nie odrywał spojrzenia od jego mentorki.
– Podobno już prawie skończyliście.
– Wrzosowa Gwiazda wymaga, by każdy wojownik spędził dzień pod ziemią… – powiedziała kotka, patrząc na Wysoką Łapę.
– Co najmniej dzień – poprawił Piaszczysty Kolec, a w jego głosie pojawiło się coś nieprzyjemnego. – Jak nasi wrzosowi sprinterzy mieliby w ogóle docenić wagę tuneli, gdyby nie wiedzieli, jak to jest przebywać pod ziemią?
– Oczywiście. – Mentorka przestąpiła z łapy na łapę.
Proszę, nie! – błagał ją w duchu uczeń.
– A zatem postanowione! – Piaszczysty Kolec przywołał syna machnięciem ogona.
Wysoka Łapa ostatni raz spojrzał na mentorkę z nadzieją.
– Postanowione?
– Możesz z nim iść – powiedziała, spuszczając głowę. – Gdy skończysz, znajdziesz mnie w obozie.
– Dobrze – odpowiedział, przełykając ciężko ślinę, i poczłapał do ojca.
Królicza nora rozdziawiała się w jego kierunku niczym paszcza gotowa go wessać i pochłonąć.
Nie może dojść do więcej niż jednego zawału dziennie, czyż nie? – uspokajał sam siebie.
Piaszczysty Kolec zamruczał.
– Cieszę się, że wreszcie masz szansę zobaczyć, na czym polega praca podkopka – powiedział. I po raz pierwszy od połowy księżyca spojrzał na syna z dumą.
Ten zazgrzytał zębami. Nie chciał zawieść ojca.
– Chętnie się przekonam – skłamał.
Może gdy już znajdzie się pod ziemią, zrozumie, dlaczego ojciec uważał bycie podkopkiem za coś tak wyjątkowego…
Rozdział 10
– Ty przodem, Mglista Myszy. – Piaszczysty Kolec odsunął się, by zrobić miejsce spłowiałej burej pręgusce i umożliwić jej wciśnięcie się w otwór. – Śmiało! – ponaglił następnie syna. – Nie daj się zniechęcić ciemności. Pamiętaj, że poza oczami masz też uszy i wąsy.
Wysoka Łapa wślizgnął się do środka. Ziemia pod łapami była sypka, więc wysunął pazury, by wkopać się lekko w podłoże i nie zsunąć w głąb stromego korytarza. Gdy wejście zostało gdzieś z tyłu, otuliła go czerń. Choć wytężał wzrok, nie było tu światła, które pozwalałoby dostrzec ściany czy choćby ujrzeć, gdzie stawia łapy. Słyszał za sobą ojca, czuł ciepło jego oddechu na czubku ogona. Powietrze przy pyszczku stało się zimne. Sierść, dotąd nagrzana przez słońce, zaczęła się wychładzać. Nastroszył się lekko.
Piaszczysty Kolec zamruczał.
– Jeśli uważasz, że teraz jest zimno, poczekaj, aż znajdziemy się głębiej – oznajmił.
Wysoka Łapa jakoś nie chciał sobie tego wyobrażać.
– Słuchaj! – nakazał po chwili ojciec i zamilkł.
Syn się zatrzymał. Słyszał ocierającą się o ściany sierść kotki idącej przed nimi.
– Mglista Myszy, zatrzymaj się na moment! – zawołał rudy kocur, a odgłosy jej łap ustały. – Słyszysz?
Młody kot zastrzygł uszami.
– Co takiego mam słyszeć?
– Nasłuchuj dalej.
Zamknął oczy, by nawet przytłaczająca ciemność go nie rozpraszała. Ledwo, ledwo, ale usłyszał stłumione odgłosy łap.
– To nasz patrol, przemieszczający się wzdłuż rozpadliny – wyjaśnił ojciec.
– Skąd to wiesz? – wyszeptał syn.
– Trzy komplety łap, oddalające się od nas.
Wysoka Łapa był pełen uznania, ale mimo to zasugerował:
– A może to króliki?
– Nie – odparł doświadczony podkopek, przestępując z łapy na łapę. – One nie tupią, to jakby głuche łupanie.
– A możesz rozpoznać owce?
– Oczywiście. Ich kroki są cięższe. Psie natomiast mocniej rezonują w ziemi.
Ciemność przed nimi zgęstniała, gdy zbliżyła się do nich Mglista Mysz.
– Twój ojciec potrafi nawet odróżnić odgłosy łap Klanu Pioruna od tego wydawanego przez Klan Wiatru – wyjaśniła z dumą.
Słychać było, jak ogon ojca smagnął ścianę tunelu, gdy warknął:
– Ci z Klanu Pioruna stawiają wysokie kroki, jak jakieś jelenie. Gdy przechodzą nad nami w kierunku Księżycowego Kamienia, pląsają tak, jakby wrzosowisko należało do nich.
– Typowe dla Klanu Pioruna – prychnęła kotka.
Piaszczysty Kolec parsknął.
– Nie mają pojęcia, że jesteśmy w stanie śledzić ich spod ziemi. Wiemy dokładnie, kiedy przybywają na terytorium Klanu Wiatru i kiedy je opuszczają.
– I