Kocur spojrzał na nią z nadzieją.
– Na pewno?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego skinęła głową w stronę wejścia do obozu.
– Chodź, na pewno bardzo chcesz zobaczyć, co jest na zewnątrz. – Popędziła przez trawę, z łatwością przeskakując przez gęste kępy trzęślicy.
Wysoka Łapa pomknął za nią, zygzakując między przeszkodami. Już wkrótce pewnie będzie w stanie pokonywać je jednym susem, wystarczy, że jego nogi wzmocnią się od ćwiczeń.
Ćwiczeń dla wrzosowych sprinterów. Zostanę wrzosowym sprinterem! – radował się w myślach.
Zatrzymał się przy wejściu do obozu i spojrzał na złocisty ogon Świtającej Pręgi znikający w wąskim przesmyku między wrzosami. Po raz pierwszy w życiu miał zobaczyć świat za roślinnymi ścianami.
Przecisnął się. Pędy szeleściły nad jego sierścią i smagały go po pyszczku, więc zmrużył oczy. Gdy tylko przedostał się na drugą stronę, poczuł powiew wiatru. Otworzył szeroko oczy i ujrzał, że stoi na czesanej przez wiatr polanie, a przed nim rozciągał się bezkres.
Szare chmury zgromadziły się na horyzoncie hen za nieskończoną połacią wrzosów. Teren opadał za obozem, zlokalizowanym w najwyższym punkcie okolicy. Tu i ówdzie wschodził janowiec, żółty na tle dominującej zieleni, skupiony w grubych kępach przypominających łaty słonecznego blasku. Teraz, gdy był na zewnątrz, Wysoka Łapa zrozumiał, że obóz Klanu Wiatru usadowił się w naturalnej kotlince, a jego trawiasta polanka osłonięta była grubymi liściastymi ścianami.
– I co o tym myślisz? – Świtająca Pręga stała na trawiastym pagórku o kilka długości ogona od niego i patrzyła z góry.
– Przeogromne to wszystko! – wyszeptał.
Wczepił pazury w trawę, by stać pewniej w porywistym wietrze. Miał ochotę pognać między wrzosy i biec jak najdalej, ale strach jakby go ukorzenił. A gdyby wybiegł poza terytorium i nie potrafił znaleźć drogi powrotnej?
– Spójrz. – Mentorka smagnęła ogonem ku zboczu w oddali. Ptaki latały nisko nad ziemią, a potem wzlatywały, by po chwili znów zanurkować. – Czajki – wyjaśniła. – Bronią swoich młodych. W pobliżu musi grasować łasica.
– Łasica? – Wysoka Łapa zamrugał niepewnie. Nigdy nie widział ani jednej na stercie zdobyczy. Czy były niebezpieczne?
Rozejrzał się zaniepokojony.
– Dopóki nie nauczysz się walczyć, trzymaj się od nich z daleka – pouczyła kotka. – Są szybkie i napastliwe, a ich ugryzienie roznosi zarazę. Do tego smakują ohydnie, więc nie próbuj nawet żadnej upolować i zjeść.
Ryjówcza Łapa wyskoczył z przejścia i spojrzał na nowego ucznia.
– Szukasz króliczych nor, w których mógłbyś się zakopać?
Rogata Łapa przepchnął się obok niego.
– Nie blokuj przejścia, króliczy móżdżku.
Kocur usłuchał i zrobił przejście dla Łaniej Łapy, Zajęczego Lotu, Żytniej Łapy, Osikowego Zachodu i Skowroniego Plusku. Za nimi obóz opuścił Pochmurny Pęd, który zaraz podszedł do Świtającej Pręgi i mruknął:
– Gratulacje z okazji otrzymania ucznia. Dokąd zabierzesz go najpierw?
Wpychając się przed mentora, Rogata Łapa pisnął, nim rudozłota kotka miała szansę odpowiedzieć:
– Ćwiczymy ruchy bitewne!
Pochmurny Pęd spojrzał groźnie na ucznia.
– Zaraz po tym, jak opanujemy nieprzeszkadzanie.
– Przepraszam. – Upomniany młody kocur spuścił wzrok.
Świtająca Pręga, mrucząc, stwierdziła:
– On się po prostu cieszy, że ma w legowisku nowego towarzysza. – Spojrzała na Wysoką Łapę. – Gotów?
Młody kot skinął głową. Za jego mentorką wrzosowisko obniżało się ku skupisku ciemnozielonych drzew. Aż tu słychać było szelest ich liści. Pnie rosły gęsto obok siebie; między nimi musiało być niemal tak ciemno jak w tunelach.
– To tam mieszka Klan Pioruna? – spytał.
Jak oni są w stanie dostrzec swą zdobycz?
– Właśnie tam – potwierdziła Świtająca Pręga. – Nie martw się, nie mamy w planach składać im wizyty.
Skowroni Plusk potruchtała po trawie, a wiatr mierzwił jej szylkretową sierść z białymi łatami.
– Zabieram Żytnią Łapę ku granicy terytorium Klanu Rzeki, żeby odświeżyć ślad zapachowy. Przez jakiś czas możemy iść razem, prawda?
Mentorka najmłodszego ucznia skinęła głową. Zeskoczyła z pagórka i zniknęła między wrzosami, a Wysoka Łapa popędził za nią. Gdy przeciskał się pod grubymi gałęziami, zauważył, że trawa pod jego łapami była wydeptana, a spod niej przebijała się brązowa gleba. Wyczuwał woń królika, jednak już zwietrzałą.
Żytnia Łapa deptała mu po piętach.
– Poczekaj tylko, aż dotrzemy do Widokowej Skały! – wymiauczała. – Stamtąd zobaczysz aż sam koniec świata!
Młody kocur skupiał się jednak na podążaniu wijącym się między wrzosami tropem królika. Przed nim złocisty czubek ogona jego mentorki to pojawiał się, to znikał, więc Wysoka Łapa przyspieszył kroku, by nie spowalniać reszty. Ścieżka poszerzała się, aż w końcu był w stanie dostrzec Świtającą Pręgę pędzącą daleko przed nim. Dróżkę zaścielały czarne grudki przypominające ciemne jagody. Młody kot podskakiwał, starając się nie nadepnąć na żadną z nich.
– Nieczystości owiec – wyjaśniła Żytnia Łapa.
Zaniepokojony Wysoka Łapa aż się zjeżył. Były tu owce? Te stworzenia były wielkie. Widział ich majaczące w oddali białe grzbiety, gdy jeszcze przebywał w obozie. Teraz rozglądał się nerwowo.
– Widziałaś jakąś z bliska? – spytał kompankę.
– Oczywiście. Są niegroźne. Mógłbyś im przejść pod brzuchami, a one nawet by tego nie zauważyły. Tylko skubią, żują i zostawiają nieczystości – oznajmiła, dając susa nad kupką niby-jagód.
Teren zaczął się pochylać, a wrzosy ustąpiły trawie spłaszczonej podmuchami wiatru. Była miękka i wilgotna pod łapami. Przed Świtającą Pręgą teren ciągnął się dalej, niczym grzbiet gigantycznego zielonego kota śpiącego pod błękitnym niebem. Wysoka Łapa skupił się na tym, co wyczuwał w powietrzu. Owcze nieczystości, woń królika i wrzosy. Czy nie była to przypadkiem również woń wroga? Na chwilę zamknął oczy, skoncentrował się…
– Wysoka Łapo, nie!
Rozdział 6
Poczuł zęby na skórze na karku, a potem szarpnięcie. Stracił na moment dech, gdy został uniesiony w powietrze. Wijąc się i młócąc tylnymi łapami, które zgrzytały pazurkami o kamienie, zorientował się, że Świtająca Pręga zmienia kierunek ruchu i posyła go na trawę.
– Patrz, dokąd idziesz! – miauknęła. Jej oczy były okrągłe z przerażenia.
Wysoka Łapa patrzył na mentorkę, nie rozumiejąc. Dopiero po chwili jego spojrzenie ześlizgnęło się na trawę. A raczej na gwałtownie urywające się podłoże; dalej zaczynała się szeroka, poszarpana przepaść.
Żytnia Łapa wpatrywała