Miała ochotę się rozpłakać.
– Będę za wami nie miłosiernie tęsknić – rozbrzmiał jej łamiący się głos.
Już chciała błagać ich, żeby jednak nie wyjeżdżali i nie zostawiali jej samej, ale nie mogła być taką egoistką. Obaj przez minione trzy lata pracowali w prywatnym salonie masażu i fizjoterapii, oszczędzając każdy zarobiony grosz po to, żeby pojechać na praktykę w niemieckim ośrodku rehabilitacyjnym.
– To jest myśl! – wykrzyknął entuzjastycznie Polo. – Możemy zrezygnować z wyjazdu i pożyczymy ci tę brakującą sumę.
– Nie! – zaprotestowała gwałtownie, zrywając się na równe nogi. – Nie pozwolę wam zaprzepaścić takiej szansy z mojego powodu. – Chcieli polemizować, ale ściągnęła brwi w grymasie niezadowolenia. – Nawet się nie waż! – oskarżycielsko wymierzyła palcem w Marko, kiedy otworzył usta, podejmując kolejną próbę przekonania jej do pomysłu Polo. – Kocham was i jestem wam bardzo wdzięczna, ale nie przyjmę od was żadnej kasy! – zawołała.
Zrezygnowali. Oliwia była bardzo uparta. Jak raz coś postanowiła, żadne argumenty nie były w stanie do niej przemówić i wpłynąć na zmianę decyzji.
– Dobrze, skoro takie jest twoje życzenie, uszanujemy je – oznajmił niechętnie Polo.
– W takim razie pora zacząć misję „lepsza praca” – zawyrokował Marko.
Dwa tygodnie później Oliwia nadal spędzała długie godziny na poszukiwaniach. Marko i Polo dzielnie dotrzymywali jej towarzystwa, a kiedy tego nie robili, pytali swoje stałe klientki, czy nie słyszały o propozycji pracy dla farmaceuty.
Dzień przed wyjazdem do Berlina zastali swoją przyjaciółkę jak zawsze przed komputerem.
– Cześć, chłopaki – przywitała ich ciepło, nie odwracając wzroku od ekranu.
Obaj usiedli przy niej, z ciekawością spoglądając na wyświetloną stronę.
– Dalej nic? – zapytał z troską Marko.
Ciężko westchnęła zrezygnowana.
– Można tak powiedzieć – mruknęła w odpowiedzi. – Praca jest. Ale nie w moim zawodzie, tym bardziej że jeszcze nie posiadam pełnych kwalifikacji. Natomiast inne oferty klasyfikują zarobki poniżej średniej krajowej. A te, które znalazłam na przykład w Opolu, wiążą się z kosztami dojazdu lub wynajmu mieszkania, czyli po podsumowaniu wychodzi na to samo, co gdybym znalazła pracę na miejscu – odpowiedziała rozczarowana.
– Może powinnaś na ten czas zamieszkać u rodziców? – podsunął rozsądny pomysł Polo. – Zawsze to jakieś mniejsze koszty.
Zerknęła na niego, rozprostowując obolałe od długiego siedzenia plecy. Automatycznie zaczął rozmasowywać jej sztywne mięśnie.
– Teoretycznie tak. Ale Lubliniec to małe miasteczko, więc i zarobki o wiele niższe niż tu we Wrocławiu – westchnęła z ulgi, kiedy czarodziejskie dłonie Polo krążyły po jej plecach. Przymknęła na chwilę oczy, które piekły ją od ciągłego wpatrywania się w ekran – Ni w ząb, ni w oko. Każda opcja ma swoje mankamenty. Podsumowując, nie ma dla mnie odpowiedniej pracy.
– A sprawdziłaś oferty na Śląsku? – zapytał Marko, podając Oliwii kieliszek z białym winem.
– Nie. Skupiłam się na tych dookoła Wrocławia. Nawet nie przyszło mi to do głowy – przyznała szczerze. – Czegokolwiek bym nie znalazła, rachunek wyjdzie ten sam. Ale dla świętego spokoju sprawdzę – obiecała. – Jesteście spakowani? – spytała, zmieniając temat.
Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
– Od wczoraj – padła odpowiedź z ust Polo, który puścił do niej oko.
Spodziewała się takiej odpowiedzi. Chłopaki byli bardzo zorganizowani i sumienni, a do tego niezależnie od tego, co akurat robili, w swoje działania wkładali mnóstwo serca i zaangażowania.
Nie to, co ona, zawsze roztrzepana i zapominalska. Jeśli nie zapisała sobie wcześniej, co ma do zrobienia, było pewne, że większość pójdzie w niepamięć. Walczyła z tym. Przynajmniej się starała. Czasami odnosiła zwycięstwo, innym razem przegrywała z kretesem. To był cud, że skończyła trzeci rok studiów z tak dobrym wynikiem.
– Będę za wami tęsknić aż do bólu – zapewniła ich gorąco.
– My za tobą jeszcze bardziej, nasza mała siostrzyczko – oznajmił z tkliwością w głosie Marko przy wtórze aprobaty swojego partnera.
– Zobaczysz, te trzy miesiące miną jak jeden dzień – dodał Polo. – A poza tym będziemy dzwonić.
– Kiedy Niemcy zobaczą, jacy z was fachowcy, nie wypuszczą was z rąk – zażartowała.
Marko i Polo parsknęli śmiechem.
– To wtedy będziemy nalegać, żebyś przyjechała do nas – podsumował rozsądnie Marko.
2.
Kilka dni później Oliwia późnym popołudniem wysiadała z pociągu na dworcu kolejowym w Gliwicach.
Po wyjeździe chłopaków w końcu przestała się nad sobą użalać i zabrała się za przeglądanie ogłoszeń z województwa śląskiego. Skupiła się na tych w pobliżu swojego miasta rodzinnego, żeby w razie potrzeby mogła zatrzymać się przez te kilka miesięcy u rodziców. Nie przewidywała, żeby mieli coś przeciwko. Była jedynaczką, a oni nigdy nie odmówili jej pomocy. Zresztą byliby bardzo szczęśliwi, mając ją ponownie przy sobie. Ostatnimi czasy przez natłok zajęć na uczelni nie miała czasu, żeby ich regularnie odwiedzać.
Oferty prawie niczym się od siebie nie różniły, zmieniały się tylko miejscowości. Ale wśród tych wszystkich znalazła jedną perełkę.
Przyjmę kelnerkę lub barmankę do ekskluzywnego klubu w spokojnej dzielnicy Gliwic. Możliwość zakwaterowania. Wysokie napiwki. Miła atmosfera współpracy.
Zadzwoń: 595 638 115
Przygryzła końcówkę długopisu, co zdradzało, że poważnie zastanawiała się na wykręceniem numeru. Machnęła ręką w myślach. Co jej szkodzi? Przecież i tak ma darmowe minuty. A poza tym kto pyta, nie błądzi. Zadzwoniła.
Dlatego teraz stała na chodniku przed dworcem, wypatrując auta, które podobno miało zostać wysłane specjalnie po nią.
Po drugiej stronie słuchawki usłyszała głęboki i pogodny męski głos. Została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Reszty miała się dowiedzieć na miejscu. Chciała zadać wiele pytań. O warunki, pracę, wspomniane zakwaterowanie i zakres obowiązków. Sama rozmowa nie wyjaśniła dręczących ją pytań. Głos był jednak hipnotyzujący… Spodobał się jej. Miał coś w swoim brzmieniu, że zdecydowała się na ten krok i umówiła na spotkanie.
Kiedy usłyszała, że przyjedzie po nią samochód, poczuła się mile zaskoczona, że pracodawca tak dba o przyszłych pracowników. Niestety ta pewność i uśmiech zniknął z jej twarzy, kiedy podane wcześniej numery rejestracyjne wypatrzyła na według niej podejrzanym aucie.
Wyglądem przypominał jej samochody rządowej elity, ciemne szyby spowodowały u niej zwątpienie i wahanie. Gdzieś z tyłu głowy odezwał się cichutki, ale bardzo wyraźny głosik, ostrzegający ją przed konsekwencjami obdarzania zbyt dużym zaufaniem obcych ludzi.
Przecież nie miała pewności, z kim rozmawiała. A jeśli była to zorganizowana grupa przestępcza, która pod pretekstem dobrze płatnej pracy zwabiała swoje ofiary, a potem wywozi je za granicę i sprzedaje jako dawców żywych organów lub w najlepszym razie do domów publicznych. Była za młoda, żeby umierać. Rodzice nie przeżyliby, gdyby coś jej się stało.
Wyobraźnia