Nie znam się.
W każdym razie chcę powiedzieć, że nie jestem jak one.
Nie jestem jak ci z Frisco. Ani jak ci z Fallen Crest. Nie jestem nawet jak Normalni (to nasze określenie na ludzi mieszkających w Roussou i nienależących do żadnej z ekip). Ale jestem jak ludzie z mojej ekipy – jak Zellman, Jordan, Cross.
Tylko że gdy zobaczyłam, jak Jordan śmieje się beztrosko z tym sportowcem, poczułam ucisk w żołądku.
Nie wiedziałam, co to za uczucie – zazdrość, gniew, a może po prostu zrobiłam się głodna? Faktycznie jednak coś we mnie drgnęło i to wystarczyło. Gdy opanowują mnie emocje, to nigdy się dobrze nie kończy, więc wolałam odpuścić.
– O nie, nie, nie.
Próbowałam obejść Tabathę, ale ona zablokowała mi przejście.
W jej oczach błysnęła determinacja, zacisnęła wargi w cienką linię.
– Rozpoznaję tę minę. Zamierzasz uciec. – Pokręciła głową. – Nie możesz tego zrobić.
– Wisi mi to. – Próbowałam iść dalej.
Znowu zastąpiła mi drogę, odrzucając włosy na plecy. Ten ruch wystarczył, by przyciągnąć uwagę ludzi, i rozmowy wokół nas stopniowo ucichły.
Zazgrzytałam zębami.
Tabatha stała ze mną twarzą w twarz. Nie lubiłam, gdy ktoś znajdował się tak blisko mnie, i czułam, że jeszcze chwila, a…
– Sweets. – Drzwi znowu się otworzyły. Z domu wyszła Taz, trzymając rękę na biodrze. Miała na sobie bikini, tak jak Tabatha. – Zostaw Bren w spokoju.
Tabatha się roześmiała i zaczęła obracać.
Taz nie żartowała. Skinęła na mnie głową.
– Ona zaraz się na ciebie rzuci. – Rozejrzała się po podwórku. – A to nie są zbyt sprzyjające okoliczności. Wiesz, o co mi chodzi.
Ludzie już powyciągali telefony. Odkąd ci z Frisco zjawili się w mieście, niczego nie można było zachować w tajemnicy. A ponadto krążyły plotki o nowym projekcie – niektórzy widzieli w okolicy gwiazdy kina i banery z napisem „Hollywood”, ale w tej chwili nie zamierzałam o tym myśleć. Zostałam o tym uprzedzona i wiedziałam, że uprzykrzy mi to życie.
– Serio zaraz wybuchniesz? – zapytała cicho Tabatha i zrobiła krok w tył.
Tylko to ją usprawiedliwiało – bywała tępa. Nauczyła się jednak, że czasami trzeba zostawić mnie w spokoju. Wycofała się więc, a w jej oczach błysnęły przeprosiny.
Mogłam znowu ruszyć szczęką, bo do tej pory była jak zalana betonem.
– Nie lubię, gdy ktoś na mnie naciska.
– Szlag. – Westchnęła i odsunęła się na bok. – Przepraszam. Ja tylko chciałam, żebyś dobrze się bawiła.
Dopadły mnie wyrzuty sumienia, ale nie na tyle silne, bym chciała tu zostać i udawać normalną licealistkę. Dosłownie mnie nosiło. Potrzeba, by się uwolnić i powędrować gdzieś w samotności, burzyła mi krew.
Taz przeszła po cementowym tarasie, a ja dostrzegłam w jej ręce telefon. Spojrzałam na Jordana, który posłał mi uśmiech i odłożył swoją komórkę.
Teraz już rozumiałam.
To on zadzwonił po Taz. Nieźle to rozwiązał.
Taz zawsze była dla wszystkich miła, ale gdy znowu skupiła na mnie spojrzenie, ogarnął mnie niepokój.
– Bren. – Ruszyła w moją stronę.
Wiedziałam, czego chce. To właśnie z tego powodu wyprawiła tę imprezę.
I znowu zacisnęłam szczęki.
– Nie – wycedziłam.
– Bren, proszę cię.
– Nie. – Obeszłam ją i z rękami w kieszeniach zaczęłam mijać ludzi tłoczących się w domu.
Zazwyczaj wszyscy schodzili nam z drogi, ale tym razem nie zamierzałam nikogo uprzedzać. Parę osób pisnęło, gdy się między nimi przeciskałam.
– Musisz z nim porozmawiać.
Już byłam na schodach, ale zatrzymałam się z dłonią na barierce.
– Wcale nie muszę.
– Bren, proszę – nalegała drżącym głosem.
Zamarłam. Poważnie, zamierzała płakać?
Posłałam jej miażdżące spojrzenie.
– Wiem, że zanim Jordan napisał do ciebie, żebyś zabrała ode mnie Tabathę, piłaś, śmiałaś się i siedziałaś swojemu chłopakowi na kolanach, więc daruj sobie szlochanie, bo to nie zadziała.
Po jej policzku spłynęła łza, zostawiając mokry ślad ciągnący się od oka aż do podbródka. Pociągnęła nosem.
– Naprawdę tęsknię za moim bratem, Bren.
Nie. Ta łza nie mogła być prawdziwa.
A może…
Cross nie mieszkał w ich domu od dwóch miesięcy, odkąd…
– Odpuść, Taz. – Rozbrzmiał głos za nią.
Co za ulga.
Już nie byłam na celowniku.
Cross zszedł po schodach, wbijając spojrzenie w swoją siostrę i zaciskając szczękę. Tę silną kwadratową szczękę, której miałam ochotę dotykać, którą chciałam całować i przesuwać po niej palcami. Włosy miał nieco jaśniejsze niż zazwyczaj, ale przycięte, a mięśnie ramion bardziej uwydatnione, bo od dwóch miesięcy podnosił ciężary częściej niż kiedyś.
Jordan i Zellman też lubili trenować, ale dla nich stanowiło to raczej formę rozrywki.
Cross natomiast podchodził do tego na poważnie. W szopie Jordana stał zestaw ciężarów i od jakiegoś czasu Cross spędzał tam kilka godzin dziennie. Rezultaty były oszałamiające. Dzięki wysokiemu wzrostowi wciąż wyglądał na smukłego, ale jego mięśnie rysowały się znacznie wyraźniej. Na brzuchu miał sześciopak, a gdyby zdjął koszulkę i obrócił się do mnie bokiem, zobaczyłabym każdy mięsień.
Trening stał się jego misją, ale poza podnoszeniem ciężarów i sparingami z chłopakiem Taz (który był bokserem) to mnie poświęcał najwięcej czasu.
Skupił na mnie swoje piwne oczy, a ja poczułam się jak rażona piorunem. Samo jego spojrzenie powiedziało mi, że czuje pożądanie. Moje również się budziło.
– Cross – zaczęła Taz, ścierając łzę z twarzy. Jej głos znów brzmiał zdecydowanie. Zaskakujące.
Ustawiła się tak, by zablokować mu przejście, gdy schodził ze schodów z torbą przewieszoną przez ramię. Taz położyła rękę na barierce.
– Musisz porozmawiać z mamą…
Zatrzymał się i zmierzył ją spojrzeniem.
– Wcale nie muszę.
– Cross…
– Zdradziła tatę – odparł chłodno.
Tak. Właśnie to się wydarzyło w ciągu ostatniego miesiąca.
Całe ciało Taz jakby się skurczyło.
– Wiem, ale on zdradził ją pierwszy.
To również miało miejsce.
– Oni się rozwodzą, Taz – przypomniał Cross. – A to, czy z nimi rozmawiam, czy nie, niczego nie zmieni.
To fakt,