Książkę dedykuję
Amber Reynolds Moore,
jej rodzinie i tym, którzy ją kochali
Droga czytelniczko!
Księżniczka nie jest książką samodzielną.
Najpierw przeczytaj Ekipę!
Inne książki, które są powiązane z Księżniczką,
ale nie trzeba ich koniecznie znać, to:
Seria Fallen Crest:
Akademia, Rodzina, Szkoła, Próba, Uniwersytet, Logan Kade, Dom, Na zawsze
The Boy I Grew up With (Channing i Heather)
(Można czytać jako samodzielną powieść)
Prolog
BREN MONROE
PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA, CZĘŚĆ 1
Posterunek policji w Fallen Crest
Prowadzili detektywi Broghers i Peyton z posterunku policji w Fallen Crest
Czas trwania: 5 minut
POLICJA: Ustalono, że Jordan Pitts, Zellman Greenly, Cross Shaw i ty, Bren Monroe, jesteście odpowiedzialni za atak na Alexa Ryersona, byłego przywódcę ekipy Ryerson. Czy to prawda?
BREN: Brak odpowiedzi
POLICJA: Pan Ryerson po ataku przebywał w szpitalu przez miesiąc. Zgadza się?
BREN: Brak odpowiedzi
POLICJA: Czy ciebie w ogóle obchodzi, że twoi kumple prawie go zabili?
BREN: Nie tknęliśmy go.
POLICJA: Prychnięcie. Tknęliście i dobrze o tym wiesz. Leżał w szpitalu przez miesiąc. Obchodzi cię to?
BREN: Brak odpowiedzi
POLICJA: Dostaliście instrukcje, by nie wyrządzić mu żadnej trwałej szkody. Zgadza się? Po prostu to potwierdź, a będziemy mogli przejść dalej.
BREN: Żądam prawnika.
POLICJA: Westchnięcie. Koniec pierwszej części przesłuchania.
1
Mogłoby się wydawać, że człowiek wyrasta z przemocy.
W pewnym wieku – zadawszy tak wiele bólu, po zobaczeniu takiej ilości krwi, usłyszeniu tylu krzyków agonii – człowiek powinien być w stanie przestać, odwrócić się od tego wszystkiego plecami i zapomnieć o tej potrzebie.
Prawda?
Ale w moim przypadku to tak nie działało.
Potrzeba narastała we mnie stopniowo, aż w końcu nie dało się jej znieść.
Fakt, już nie czułam pragnienia śmierci, to zniknęło, ale narosło we mnie inne: chciałam, by ulice spłynęły czerwienią. Chciałam siać strach w sercach Normalnych, przyprawiać ich o drżenie, które sami odczuwaliśmy. Pragnęłam, by poczuli, jak to jest, gdy ktoś ma ich w garści.
Ale nie mogłam tego zrobić.
A przynajmniej jeszcze nie teraz.
– Bren.
Dźwięki przeniknęły do mojego umysłu i obróciłam się w stronę krzyków, śmiechów, wrzasków, chlupotu wody i brzdęku stukających o siebie szklanek.
No tak. Impreza nad basenem.
Nic dziwnego, że ogarnęła mnie chęć mordu.
Każdego by ogarnęła.
– Bren!
W ciągu ostatnich dziesięciu tygodni, od chwili ataku na moją przyjaciółkę, wiele się zmieniło. Szczególnie w zeszłym miesiącu. Naprawdę wiele. I jedna z tych zmian właśnie się do mnie zbliżała. Tabatha Sweets. Jedna z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Kiedyś się mnie bała, a teraz szła w moją stronę. Zawołała mnie. Zachowywała się, jakbyśmy były psiapsiółkami. Poniekąd tak było, dlatego już się mnie nie bała.
Ale powinna.
Stanęła przede mną. Nie zasłaniała mi słońca, bo zaszyłam się w najdalszej części podwórka, przy grillu. Bądźmy szczerzy, nie należałam do zbyt towarzyskich osób. Mimo to znalazłam się w tym miejscu, bo było to party w domu rodziny Shawów.
Cross Shaw był moim chłopakiem.
Z Taz, jego siostrą, się przyjaźniłyśmy.
A dwóch pozostałych członków naszej ekipy chciało po prostu zaliczyć bibę. Mówię o Jordanie i Zellmanie.
Zatem przyszliśmy tu.
Ja również.
Niechętnie.
I marzyłam o przemocy.
Jakżeby inaczej.
Podniosłam się do siadu, otoczyłam kolana ramionami i westchnęłam.
– Co tam, Tabatha?
– Co tutaj robisz sama, tak daleko od innych?
Jej głos brzmiał nieco uszczypliwie, co pewnie było wynikiem nie tylko frustracji, ale też zakłopotania.
Naszą relację określiłabym jako ostrożną – choć byłby to wciąż dość nieprecyzyjny termin na opisanie zażyłości między mną a Tabathą i jej świtą. Nawiązałyśmy ją przez te wszystkie godziny, które w ramach prac społecznych musiałam odrobić w ich szkolnym komitecie charytatywnym. Dźgnięcie nożem byłego dyrektora szkoły poskutkowało tym, że zakolegowałam się z kimś innym niż Taz.
Sama nie wiedziałam, jakim cudem to się stało.
Kilka z tych dziewczyn wciąż ostrzyło sobie zęby na Crossa, kilka wciąż się w nim kochało. A co do Tabathy – ona i Jordan zostali prawdziwą parą.
Taaa… Sama się zdziwiłam, jak szybko do tego doszło.
Zostali parą po jednej prawdziwej randce, a teraz byli jak papużki nierozłączki.
Ale do brzegu – nade mną stała dziewczyna członka mojej ekipy i poniekąd moja przyjaciółka (w zależności od dnia i mojego humoru, jeśli mam być szczera). Gapiła się na mnie z rękami opartymi na biodrach.
Prawdę powiedziawszy, marzyłam, żeby wyciągnąć swój nóż. Sama wizja, że w ten sposób wzbudziłabym w dziewczynie strach, wydawała się kusząca. Ale tego nie zrobiłam. Wyrosłam z tego w zeszłym roku. Widzicie? Terapia i prace społeczne mogą nas, młodocianych przestępców, zresocjalizować.
– Gdzie są chłopaki? – Zignorowałam jej wcześniejsze pytanie. Do tej pory powinna się już na mnie poznać.
Wstałam, nie czekając na odpowiedź.
Sama sobie poradzę.
Zellman zajmował leżak na drugim końcu podwórka, a na kolanach siedziała mu Sunday – dziewczyna, z którą na zmianę był i nie był. Monica (jedna z dziewczyn, która wciąż liczyła, że odbije mi faceta) siedziała obok nich na kolanach jakiegoś gościa (to był chyba bejsbolista).
Jordan właśnie wyszedł z domu.
Zobaczył mnie i zamarł z piwem w ręce. Uniósł brwi pytająco, ja jednak pokręciłam głową.
Nie był mi w tej chwili do niczego potrzebny.
Ruszył dalej i usiadł na leżaku obok Zellmana. Wiedziałam, gdzie znajdę czwartego członka naszej ekipy.
Jordan, Zellman, Cross i ja należeliśmy do Ekipy Wilków, najmniejszej, a zarazem najniebezpieczniejszej ekipy w Roussou.
Istniały również inne grupy, znacznie większe, jak ekipa Ryersona czy nowa ekipa Frisco, która utworzyła się w zeszłym semestrze. Ich członkowie mieszkali w sąsiednim mieście, a ich szkoła ostatnio spłonęła. Miasto było zbyt małe, by zdążyło wybudować nową przed rozpoczęciem drugiego semestru, więc uczniów przeniesiono do nas. A przynajmniej część z nich – niektórzy trafili do Akademii Fallen Crest, przynajmniej jedna trzecia wylądowała w Liceum Publicznym Fallen Crest, ale reszta przyszła do nas. Frisco, Fallen Crest