– Popławska, przyłączysz się? – Edwin ze swobodą usiadł przy stoliku i wyzywająco spojrzał jej w oczy.
Wiki pomyślała o ucieczce, ale nie zrobiła tego, była na swoim terenie, czuła się pewnie, mogła stawić czoła policjantowi.
– Od rana marzyłam tylko o tym, by wypić kawę z przedstawicielem prawa. – Uśmiechnęła się kpiąco i usiadła na wprost mężczyzny, szykując się do starcia. – Poświęcasz mi uwagę, Gajda, naprawdę poczułam się wyjątkowa.
***
– Wiktorio… Popławska. – Edwin urwał, mrużąc oczy i przyglądając się dziewczynie. – Czy tak mam się do ciebie zwracać?
– Jeśli już mam wybrać, to może zostańmy w twoich klimatach i wolałabym „obywatelko”, ale jeszcze lepiej „przykładna obywatelko”. Zdecydowanie ta wersja bardziej mi się podoba. – Wiki przesadnie się uśmiechnęła i w tym momencie zobaczyła iskrę rozbawienia w jego oczach. Sądziła, że się jej przywidziało. Gdy mężczyzna na chwilę odwrócił głowę, wrażenie znikło.
– Przykładna obywatelko miasta Dziwnowa.
– Z twoich ust to miłosna melodia dla mojego serca.
Przez chwilę trwała cisza, choć wyczuwało się napięcie, skrywane emocje, które domagały się uwolnienia. Oboje patrzyli na siebie, wzajemnie oceniali i kalkulowali.
Edwin zmrużył oczy, przyczaił się, jakby szykował się do skoku na głęboką wodę. Wiele razy próbował podejść przyjaciółki dziewczyny, nakłonić do mówienia, ale obie, tak Lili, jak i Alwina, milczały jak zaklęte. Były lojalne swojej siostrze z domu dziecka, siedzącej przed nim osobie, która potrafiła wyprowadzić go z równowagi, a tylko nielicznym się to udawało. Znał jej wszystkie sztuczki, złośliwości, ale wciąż go zaskakiwała, zwłaszcza ciętym językiem, sprytem i odwagą, tego przede wszystkim nie mógł jej odmówić. Traktowała go jak wroga i nawet wspólne śledztwo tego nie zmieniło. Wiktoria Popławska była krnąbrna, uparta, a mimo to musiał wyciągnąć do niej dłoń, by sprawa, na której zaczęło mu zależeć po latach, została rozwiązana.
– Czy nie uważasz, że nadszedł właściwy czas?
– Czas powiedzenia komendantowi, żeby zabierał swój tyłek z mojej restauracji? – Wiki w końcu to zobaczyła. Lekko falujący policzek i irytację. Doczekała się. Wolała zaatakować, wyprowadzić Edwina z równowagi, bo gdy milczał i tylko patrzył, trudno jej było odgadnąć, kiedy to on ją zaskoczy. – Nie jestem aż tak nietowarzyska, wypij spokojnie kawę.
– Wyspa. Co na niej widziałaś?
– Kogo już przepytałeś?
– Co wydarzyło się na wyspie? – pytał niezrażony.
– Znalazłeś podejrzanego?
– Może go widziałaś? – nie odpuszczał, patrząc dziewczynie w oczy.
– Co z ubraniami? Czy to naszego proboszcza?
– Mam pewność, że widziałaś więcej, niż mówisz.
– Czyżbyś w końcu wziął się do pracy, Gajda? Zaczynasz mi imponować.
– Przykładnej obywatelki nie powinienem zmuszać do obywatelskiego obowiązku złożenia zeznań.
– Powiedziałam wszystko, co wiem – mruknęła.
– Nawet twoje siostry mają dość twojego milczenia. Chcą zamknąć temat, a ty upierasz się, by wciąż go wałkować. Może polubiłaś pracę ze mną? – Edwin nawet by się uśmiechnął, widząc, że ją rozzłościł. Jej usta ułożone w dzióbek były tego oznaką. Nie mógł jednak pokazać, że cokolwiek sprawia mu radość, bo przy następnej okazji dziewczyna na pewno by to wykorzystała i po prostu zaczęła się kontrolować.
– Tak, zdecydowanie już czas, Gajda, zmarnowałeś mi dość minut. – Podniosła się, gdy chwycił ją za dłoń, mocno nachylając się w jej stronę.
– Uciekasz?
Wiki zastygła w bezruchu, zaskoczona. Zawsze jej słowa były szybsze od myśli, a teraz miała pustkę. Od porażki uratowała ją kelnerka.
– Może szefowa też napije się kawy? – Anna uśmiechnęła się, zupełnie nie wyczuwając napięcia.
– Pewnie! Dziękuję, Aniu. – Usiadła, uciekając wzrokiem przed mężczyzną. Wyraźnie czuła jego dotyk, mimo że zabrał rękę. Wyczuwała jego spojrzenie, niecierpliwość i determinację, by postawić na swoim. Starała się uspokoić, udawać mniej zainteresowaną, niż była.
Obserwowała turystów, którzy całymi rodzinami schodzili z plaży. Nieśli dmuchane zabawki i kolorowe materace. Wiatr mocniej chłodził skórę, słońce powoli opadało, mimo że było jasno, noc zbliżała się wielkimi krokami.
Gdy przed nią pojawiła się parująca kawa, nieśpiesznie napiła się, odwlekając rozmowę. Była zaskoczona, że Gajda nie podjął ataku, w końcu rozbił jej spokój. Ona na pewno by to wykorzystała. Odmienne podejście policjanta niczego dobrego nie wróżyło, nasiliły się jej złe przeczucia.
– Smakuje? – zapytał, starając się, by głos nie zdradził jego zniecierpliwienia. Przeczesał ręką czarne włosy, po czym dudnił palcami w oparcie stojącego obok, pustego krzesła.
– Przyrządzana jest według mojej technologii, lepszej nigdzie nie znajdziesz.
– Dziś jest spotkanie w domu na wydmie. Wracamy do sprawy.
– Wcale nie chciałeś się w to angażować – wytknęła, a jej chwilowe opanowanie ponownie się ulotniło.
– Ty również, ale oboje się zgodziliśmy. Za późno na zmianę decyzji.
Wiktoria pamiętała dzień, w którym na wyspie jako pierwsza zjawiała się Lili i to ona zaczęła zadawać pytania. Wiki nie byłaby w porządku, wiedząc, że dawne strachy nigdy nie usnęły; były z nimi zawsze, zepchnięte na dno pamięci. Wraz ze znalezieniem zakrwawionych ubrań temat zabójstwa proboszcza powrócił ze zdwojoną siłą. Od dwóch tygodni nie mówiło się na mieście o niczym innym.
– Nie zmieniłam zdania, chcę, by sprawcę zatrzymano. – Przy ostatnim słowie głos jej zadrżał. Popatrzyła na policjanta z niepewnością. Sama miała mnóstwo pytań, wiele niewiadomych, które burzyły jej opanowanie. Najgorsze były jednak jej własne uprzedzenia.
– To zacznij współpracować.
– A ty dzielić się informacjami.
– Mam wezwać cię oficjalnie?
– Wznowiłeś sprawę?
– To nie jest zabawa.
– Uważasz, że świetnie się bawię, wysłuchując twoich pytań?
– Powiedz, co widziałaś na wyspie? Lili była za tobą, cokolwiek widziała, przypomniała to sobie. Alwina jest gotowa, chce opowiedzieć swoją wersję, choć już zaznaczyła, że niewiele to wniesie do sprawy.
– Wypytujesz ją za moimi plecami? – rzuciła ze złością.
– Sama wiesz, że lubi mówić. Gdyby nie ty, powiedziałaby o wiele więcej.
– A ty wykorzystałbyś to na swoją korzyść. Ludzie prawa zazwyczaj mają kodeks dwukolorowy, czarno-biały.
– Zarzucasz mi, że nie widzę szarości?
– Zarzucam ci, że postąpisz zgodnie z literą prawa. Naginanie zasad nie leży w twojej naturze. Trudno cię winić, w końcu tak zostałeś wychowany przez tatusia komendanta.
Trafiła celnie, Edwin aż zacisnął zęby ze złości.
– Wiem,