Zlokalizowałem kolejną pannę. Jeszcze ładniejszą. W dodatku była sama. Energicznie wywijała wyprężonym tyłkiem. Jednocześnie rozglądała się na boki – i to nie w poszukiwaniu koleżanek. Oczywiście otaczał ją wianuszek absztyfikantów, ale żaden nie miał odwagi zagadać.
Zaatakowałem.
Wijąc się jak piskorz, podpełzłem do niej od frontu. Dzięki temu mogłem uważnie jej się przyjrzeć. Na ułamek sekundy złapałem jej spojrzenie. Pijacko wesołe. Serdeczne. Otwarte. Szybko mnie otaksowała, żeby wiedzieć, z kim ma do czynienia. Uśmiechnęła się. Najwidoczniej podobało jej się to, co ujrzała. Najwidoczniej rozumiała tę grę. I miała ochotę na partyjkę.
Ale wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Zupełnie przypadkowo zerknąłem na jednego z jej absztyfikantów. Przez kilka sekund wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy nie mogli zaakceptować tego, co sugeruje nam wzrok.
– Kacper?
To był Przydupas. Ten Przydupas. Z Clouda. Człowiek, którego zamierzałem zgładzić.
– Co ty tu robisz? – zapytał, przekrzykując tłum, który zawył ze szczęścia, gdy DJ odpalił remix utworu Eda Sheerana, Drake’a czy innego Shawna Mendesa.
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Raz, że pytanie było głupie. A dwa, że dragi odebrały mi zdolności dyplomatyczne.
Przydupas przybił ze mną piątkę, jakbyśmy byli najlepszymi kumplami. Wyglądał identycznie jak na co dzień, czyli nudno i do bólu przewidywalnie: dżinsy, biała koszula, okulary w niemodnych oprawkach. Jeżeli zamierzał tego wieczoru poruchać, powinien od razu skoczyć do bankomatu, wypłacić parę stówek i zadzwonić po kurwy.
– Mój kumpel się żeni – oznajmił, wskazując paluchem grupę idiotów pijących wódkę w jednej z lóż. – Chcesz się przyłączyć?
Nawet w takiej sytuacji silił się na kurtuazję. Nawet w piątkową noc, na kawalerskim jakiegoś przygłupa, nie potrafił wyjąć kija z dupy.
– Masz ochotę? – zapytał.
Miałem. Ochotę, żeby go zabić. Zatłuc. Zajebać jak psa.
– Zabiję cię – powiedziałem.
Przydupas lekko się skrzywił i pochylił w moją stronę.
– Co powiedziałeś?
– Rozpuszczę cię w dole.
Pokręcił głową.
– Nic nie słyszę. Tu jest za głośno, żeby gadać. – Ponownie wskazał swoją paczkę. – Jeśli masz ochotę, to zapraszam. Jeśli nie, widzimy się w poniedziałek.
Poklepał mnie po ramieniu, po czym się ulotnił. I dobrze, bo nie miałem pojęcia, co jeszcze mógłbym mu powiedzieć. Ale raczej nie byłoby to nic miłego.
Spojrzałem w kierunku blondynki, ale ona też zniknęła. Razem z chmarą chłopaczków, którzy udawali, że potrafią tańczyć do czegoś, co udaje muzykę. Poszukałem wzrokiem kumpli, ale ich także nigdzie nie było.
Nagle odniosłem wrażenie, że zostałem w klubie zupełnie sam. Wszyscy zniknęli. Irytujące dźwięki ustały. Czas drastycznie zwolnił, aż wreszcie zupełnie się zatrzymał. Kolory wyblakły, a po chwili całkowicie się zatarły, zwalniając przestrzeń dla przenikliwie ciemnego tła. Otoczyła mnie wirująca pustka, wypełniona wszechogarniającą dygotliwą czernią.
Nagłe szarpnięcie wyrwało mnie z odrętwienia. Chwilę później ktoś wylał na mnie browar. Spojrzałem na mokry rękaw, a potem podniosłem wzrok. Blondynka. W czarnej miniówce. Z gigantycznymi źrenicami. Nawalona i nawąchana. Nie wiedziała, jak się zachować, więc wręczyła mi piwo i pospiesznie wyjęła paczkę chusteczek.
– Najmocniej przepraszam – powiedziała. – Nie chciałam. Potknęłam się na schodach i…
– Nie szkodzi – przerwałem jej.
Chwyciła mnie za ramię i zaczęła ścierać plamę. Ja w tym czasie gapiłem się na jej podskakujące cycki.
– Mogę ci to jakoś wynagrodzić? – zapytała.
– Możesz. – Odstawiłem jej piwo na schody. – Pozwól kupić sobie drinka.
Spojrzała na mnie cielęcym wzrokiem. Uśmiechnęła się. Chwyciła mnie za dłoń. Zgodziła się, żebym poprowadził ją do baru.
Była moja. Tylko moja. Przynajmniej przez następne kilka godzin.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.