– Słuchaj, nie potrzebujesz aż trzystu euro, żeby kupić bukiet kwiatów, w każdym razie nie w mojej kwiaciarni, zrozumiałeś?
– Taaa… – wymamrotał.
– Dla kogo ma być ten bukiet?
– Dla pewnej pani.
Madeline wzniosła oczy do nieba.
– Dla twojej matki czy dla koleżanki?
– Tak naprawdę dla koleżanki mojej matki – odpowiedział chłopiec, tym razem lekko zawstydzony.
– Dobrze. A jaką informację chcesz przekazać za pomocą tego bukietu?
– Informację?
– Dlaczego dajesz jej kwiaty? Chcesz jej podziękować za sweter, który kupiła ci na urodziny, czy też chcesz jej dać do zrozumienia coś innego?
– Uch… Raczej coś innego.
– O rany, zgłupiałeś z miłości czy zawsze jesteś taki? – Madeline pokręciła głową zniecierpliwiona.
Nastolatek zignorował to pytanie. Madeline odeszła w głąb sklepu i zaczęła komponować bukiet.
– Jak masz na imię? – spytała chłopca.
– Jeremy.
– A ile lat ma ta koleżanka twojej mamy?
– Ee… W każdym razie jest starsza od pani.
– A ja według ciebie ile mam lat?
Chłopak znów zamilkł. Może nie był tak głupi, na jakiego wyglądał.
– Dobrze, nie zasługujesz na to, ale zrobiłam ci śliczny bukiet z moich ulubionych kwiatów: fiołków z Tuluzy. Jest prosty, wymowny i elegancki.
– Rzeczywiście jest bardzo ładny – zgodził się chłopak. – A co znaczy w języku kwiatów?
– Odpuść sobie język kwiatów. Ofiaruj to, co się tobie najbardziej podoba, to wszystko.
– Ale naprawdę, proszę mi powiedzieć!
Madeline udała, że się zastanawia.
– W tym, co nazywasz „językiem kwiatów”, fiołek reprezentuje skromność i nieśmiałość, ale jednocześnie oznacza sekretną miłość, więc jeśli nie chcesz, żeby twój bukiet był dwuznaczny, mogę ci zrobić inny, z róż.
– Nie, fiołki bardzo mi odpowiadają. – Chłopak uśmiechnął się szeroko.
Zapłacił i wychodząc, podziękował za rady.
Madeline, nareszcie sama, natychmiast wróciła do zaczętego listu do Jonathana.
Niech mi Pan wybaczy, Jonathanie, mój brak dyskrecji i ingerencję w Pańskie życie prywatne. Wszystko przez to, że wypiłam o jeden kieliszek wina za dużo. Ręka zaczęła pracować szybciej od myśli. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że było to wspaniałe białe słodkie Vouvray o smaku miodu, róży i moreli. Jeśli Pan je zna, a na pewno tak, mam nadzieję, że mi Pan wybaczy ;-)
Myślę, że strajk poczty nie będzie trwał wiecznie, ale na wszelki wypadek zadzwoniłam do prywatnego biura transportowego i właśnie czekam na gońca, który ma przyjść po Pański telefon pod koniec dnia. Wliczając nawet weekend i święta, zapewniono mnie, że powinien Pan dostać przesyłkę przed środą.
Proszę przyjąć ode mnie najserdeczniejsze życzenia świąteczne dla Pana i Pańskiego synka.
Madeline
PS Niech mi Pan wybaczy ciekawość, ale w ostatnim liście pisze Pan o dwóch problemach, które nie dają Panu spać. Czy będzie to wielka niedyskrecja z mojej strony, jeśli zapytam, co to za problemy?
*
Droga Madeline,
chce się Pani dowiedzieć, jakie to dwie sprawy nie dają mi spać. Oto one:
1. Zastanawiam się, kim jest ESTEBAN.
2. Zastanawiam się, dlaczego udaje Pani przed wszystkimi, że chce zajść w ciążę, podczas gdy w rzeczywistości robi Pani wszystko, żeby to nie nastąpiło…
*
Madeline zbladła i szybko wyłączyła telefon, odsuwając go od siebie, jakby nagle stał się czymś niebezpiecznym.
Wiedział! Ta świnia przejrzała jej telefon i domyśliła się wszystkiego! Jonathan wiedział i o Estebanie, i o dziecku!
Przebiegł ją dreszcz. Serce zaczęło jej walić w piersi. Ręce zaczęły drżeć i poczuła słabość w nogach.
Jak to się stało? No tak, poczta elektroniczna i kontakty w telefonie.
Ścisnęło ją w dołku. Musiała się bardzo skoncentrować, żeby nie upaść. Spokój, tylko spokój! Elementy, które ma w ręku Jonathan Lempereur, są niewystarczające, żeby mógł jej zagrozić. Tak długo, jak nie znajdzie jeszcze jednej rzeczy, nic się jej nie stanie.
Bo w jej telefonie jest coś, czego Jonathan nie może znaleźć. Coś, czego ona nie ma prawa mieć. Coś, co już raz zniszczyło jej życie, prawie doprowadziło do szaleństwa i śmierci. Teoretycznie jej tajemnica była dobrze strzeżona. Lempereur to wstrętny szpieg, ale nie żaden as informatyki czy szantażysta. Zadrwił sobie z niej, ale jeśli ona zostawi go w spokoju, on się na pewno znudzi.
A przynajmniej taką nadzieję miała Madeline.
6
Nić
Gdyż łączyła ich nić […], która mogła połączyć tylko takich jak oni, tych, którzy wzajemnie rozpoznali u siebie cierpienie samotności.
Paolo Giordano
San Francisco
9.30
Marcus miał duże trudności z obudzeniem się.
Jak lunatyk poszedł niepewnym krokiem w stronę łazienki, wszedł pod prysznic, nie zdejmując ani spodenek, ani koszuli, i stał nieruchomo pod strumieniem, aż wylała się cała ciepła woda z termy. Lodowaty strumień rozbudził go, wyskoczył więc spod prysznica i szybko się wytarł, po czym, gdy dowlókł się do sypialni, zobaczył, że szuflada, w której trzymał bieliznę, jest pusta. Wszystkie bokserki i T-shirty znajdowały się w koszu z brudną bielizną. Marcus uniósł brwi. Jonathan, który tysiąc razy groził mu, że przestanie prać jego bieliznę, najwyraźniej wprowadził swoje groźby w czyn.
– Jon! – zawołał płaczliwie, ale szybko sobie przypomniał, że jest sobota i o tej porze Jonathan z pewnością poszedł już na odbywający się raz w tygodniu targ na Embarcadero.
Jeszcze wilgotny, wsunął rękę w zwały brudnej bielizny i wyciągnął z niej to, co wydawało mu się możliwe do użycia bez prania. Potem powlókł się do kuchni i znalazł termos, w którym co rano Jonathan przygotowywał napar najlepszej czerwonej herbaty. Opadł na krzesło i wypił łyk prosto z termosu. Napar jakby rozkleił jego zlepione snem neurony. Marcus zerwał się z krzesła jak oparzony, zrzucił z siebie brudną bieliznę i uprał ją w zlewie w wodzie z dodatkiem płynu do zmywania naczyń. Wyżął wszystko i wsadził do mikrofalówki, nastawiając ją na osiem minut.
Zadowolony z siebie, wyszedł na taras goły jak go Pan Bóg stworzył.
– Cześć, pijaku! – powitał go Borys.
–