Janulka, córka Fizdejki – nawiązanie do tytułu wydanej w 1826 r. powieści Feliksa Bernatowicza (1786–1836) Pojata, córka Lezdejki, opisującej dzieje Litwy w XIV w. [przypis edytorski]
Motto:
Oder bin ich ein Genie, oder ein
Hanswurst. Hanswurst oder Genie —
ich muss leben.1
Bewegungsstudien
Graf Friedrich Altdorf
OSOBY:
EUGENIUSZ (GIENEK) PAFNUCY FIZDEJKO – kniaź Litwy i Białorusi. Starzec siedemdziesięcioletni. Bardzo wysoki. Broda ogolona. Duże siwe wąsy i siwa czupryna. Czasem wkłada okrągłe okulary.
ELZA FIZDEJKOWA – z domu baronówna v. Plasewitz. Matrona lat 55. Potężna i sucha. Siwe włosy. Żona Fizdejki.
KNIAZIÓWNA JANULKA FIZDEJKÓWNA – ich córka, lat 15. Bydlądynka (bydlątko + blondynka), dość wysoka i szczupła. Ładna i dość uduchowiona, ale ma coś potwornawego w twarzy, ale to „coś” jest zaakcentowane subtelnie. Może trochę za wyłupiaste, rybie oczy, może za ukośne brwi, nos prosty, niezadarty, ale może zanadto trochę w kierunku równoległym do poziomu przesunięty; może za wąskie i zanadto skrzywione usta.
BERNARD BARON V. PLASEWITZ – ojciec Elzy. Starzec lat 85. Łysy, z pierścieniem siwych włosów naokoło głowy. Tłusty, krępy i bardzo poczciwy. Fabrykant gazów bezwonnych i niewidzialnych, wywołujących szaloną depresję psychiczną.
ALFRED KSIĄŻĘ DE LA TRÉFOUILLE – młody bubek. Blondyn bardzo elegancki. Wąsiki małe. Bez brody. Emigrant francuski.
KSIĘŻNA AMALIA DE LA TRÉFOUILLE – jego żona. Czarna – typ hiszpańsko-rumuńsko-węgierski. 30 lat. Demon I klasy. Wcale nie jest „z domu”.
JOËL KRANZ – Semita typu internacjonalnego. Mały, czarny. Bródka w szpic. Oczy latające. Szalony niepokój w każdym ruchu. 38 lat. Pilot, kupiec w wielkim stylu, syjonista transcendentalny. Mówi gorączkowo, tak szybko, że aż się dławi i zapluwa.
HABERBOAZ i REDERHAGAZ – jego pomocnicy, chasydzi. Po 40–50 lat. Jeden rudy, drugi czarny. Z brodami. Ubrani w stroje żydowskie w czarne i białe pasy.
GOTTFRIED REICHSGRAF VON UND ZU BERCHTOLDINGEN – Wielki Mistrz Neo-Krzyżaków. Twarz rycerska. Nos orli. Duży, barczysty i świetnie zbudowany.
Dwie POSTACIE BEZ NÓG – na rozszerzających się podstawach jakby flakowatych. Twarze ptasie z krótkimi, zakrzywionymi dziobami jak u gilów. Porosłe różnokolorowym pierzem (czerwone, zielone i fioletowe barwy). Jedna bez prawej, druga – bez lewej ręki.
NACZELNIK SEANSÓW – czarownik z bajki. Nazywa się DER ZIPFEL2. Starzec z siwą brodą w szpic. Kryza. Strój czarny, holenderski, z XVII wieku. Szpiczasty kapelusz z szerokim rondem. Na piersiach złoty łańcuch.
Dwunastu BOJARÓW LITEWSKICH – dzikie chłopy w kożuchach i czapach. „Brody ich długie, wąsione kręciska, włos długi i pluga sukniawa, a w rękach buły ogromniawe i siekiery”.3
MAŁPIGIUSZ GLISSANDER4 – wytarty po wszystkich śmietniskach, „pan od wszystkiego”, bon pour tout5. Lat 45. Brudny blondyn, nie ogolony, z wąsami. Poeta-improduktyw.
Cztery PANNY Z FRAUCYMERU6 MISTRZA – młode i ładne. Czarne sukienki, białe fartuszki.
Rzecz dzieje się na Litwie, przy pewnym chronologicznym pomieszaniu materii.
AKT PIERWSZY
Ogromna sala, przedzielona na ścianie wprost i na podłodze zygzakowatą linią, o szerokich, piorunowych załamaniach (trzy na ścianie, dwa na podłodze). Na lewo małe okno z kratami, dość wysoko umieszczone, na prawo – duże okno z firankami. Drzwi wprost, przedzielone zygzakiem, z lewa na prawo. Lewa strona zrobiona jest z obdrapanego, wilgotnego, spleśniałego, miejscami wyrwanego muru. Na ścianie olbrzymie (ceylońskie) karaluchy, wypukło odrobione, lśniące. Mogą się nawet ruszać. Na środku lewej połowy sceny stoi ukośnie, z prawa na lewo, nogami ku widowni, ohydne, krzywe, drewniane łóżko z potwornie brudną pościelą. Kołdra łatana z czerwonych, brunatnych i żółtych kawałów. Na łóżku pod kołdrą leży konająca Elza Fizdejkowa, z rozpuszczonymi siwymi włosami, które spływają aż do ziemi. Przy łóżku, na prawo, na wpół rozwalona szafka nocna i olbrzymie, obrzydliwe, przydeptane pantofle. Na szafce pali się bardzo jasna elektryczna lampa bez klosza, oświetlając wszystko jaskrawym światłem. W lewym rogu sceny piec na wpół rozwalony, biały, w którym pali się czerwony ogień. Na prawo od zygzakowatej linii zaczyna się piekielny przepych w stylu „rokoko”. Czerwono-pomarańczowe obicia ścian i mebli białych, złoconych. Dywan w czerwonawych tonach. Lustra rokoko i obrazy stare stłoczone na ścianie. Stoliki pełne bibelotów. Miniatury w kosztownych ramach i inne, nie znane bliżej autorowi (chyba w młodości w muzeach widziane) przedmioty zbytku najwyższego z XVIII wieku. Przy stoliku, oświetlonym kandelabrem z kilkunastu świecami, siedzą przy kartach księstwo de la Tréfouille, ubrani w stroje z XVIII wieku, v. Plasewitz, w czarnym anglezie7 i białej kamizelce, i Glissander w wytartym stroju marynarkowym. De la Tréfouille siedzi twarzą wprost widowni i wprost ma Glissandera, po prawej ręce swojej v. Plasewitza, po lewej – księżnę. Fizdejko ubrany jest w długi, tabaczkowy surdut z lat trzydziestych, fatermerder8 i czarny halsztuch9, gallifety10 pepita i długie buty czerwonawego koloru. Przechadza się po całej scenie na froncie, paląc długą na metr fajkę. Wkłada i zdejmuje okulary dość często i bez powodu; poprawia ogień w piecu, czasem zagląda w karty grającym. Ci ostatni mruczą niewyraźnie różne tajemnicze terminy kartowe, grając b. szybko (bridge, wint lub wynaleziona przez autora gra hazardowo-komercjalna: kumpoł11). Trwa to tak długo, że publiczność – o ile takowa ma jaki temperament – powinna nareszcie zacząć się niecierpliwić. Na najlżejszy sygnał tego rodzaju rozlega się piekielny huk armatniego wystrzału i przez okno z lewej strony widać jaskrawy, krwawy błysk. Na scenie nikt nie drgnął. Wszyscy mówią bardzo głośno, aż do odwołania.
FIZDEJKO
spokojnie poprawiając ogień w piecu
A więc Wielki Mistrz ucztuje dziś znowu z mymi bojarami. Ciekawy jestem, co te chamy myślą sobie o tym wszystkim.
v. PLASEWITZ
od kart
Na pewno akurat tyle samo co twoje niedźwiedzie, Gienku. Czy Janulka znowu będzie na tej uczcie?
FIZDEJKO
Nie wiem. Poszła tam jak zwykle, ale czy będzie – nie wiem. Do ostatniej chwili nic nie było wiadomym. Straciłem już poczucie czasu w tym wszystkim. Nie wiem, ile dni trwa ta cała bachanalia.
Tamci grają dalej. Mruczenie kartowe nie ustaje. Fizdejko odchodzi od pieca i zbliża się powoli do grających.
ELZA
Boję się tylko, czy Janulka nie za dużo pije w ostatnich czasach. A propos, daj mi wódki, Gienku.
FIZDEJKO
przechodząc
Myśl więcej o sobie. Janulka ma głowę po mnie. Jestem pijany pięćdziesiąt pięć lat bez przerwy. Ale czy tobie ta wódka dobrze robi na raka w żołądku – to jest wielkie pytanie.
Wydobywa z tylnej kieszeni od spodni litrową butelkę i daje żonie, która pije chciwie i stawia butelkę na podłodze przy