Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
i smolarz428, ale czy prawda – nie wiem.

      – Oj, nie człowiek to, nie człowiek! – ozwał się Wit.

      Lecz Maćko nakazał mu milczenie, za czym jął bacznie przypatrywać się schwytanemu i nagle rzekł:

      – Przeżegnaj się! duchem429 mi się tu przeżegnaj!…

      – Pochwalony Jezus Chrystus! – zawołał jeniec i przeżegnawszy się co prędzej, odetchnął głęboko, spojrzał z większą ufnością na zgromadzonych i powtórzył:

      – Pochwalony Jezus Chrystus! – bom ja też nie wiedział, czylim w krześcijańskich, czy w diabelskich rękach. O Jezu!…

      – Nie bój się. Między krześcijany jesteś, którzy radzi430 mszy świętej słuchają. Cóżeś zacz431?

      Smolarz, panie, budnik432. Jest nas siedmiu w budach z babami i dziećmi.

      – Jakoż daleko stąd?

      – O dziesięć stajań433 niespełna.

      – Którędyż do miasta chadzacie?

      – Mamy swoją drogę za Czarcim Wądołem.

      – Za czarcim? Przeżegnaj no się jeszcze raz!

      – W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen.

      – To dobrze. A wóz tą drogą przejdzie?

      – Teraz grząsko wszędy434, chociaż tam nie tak jak na gościńcu, bo wądołem435 wiater dmie i błoto suszy. Jeno do Bud bieda, ale i do Bud znający bór pomału przeprowadzi.

      – Za skojca436 przeprowadzisz? ba! niechby za dwa!

      Smolarz podjął się chętnie, wyprosiwszy jeszcze pół bochenka chleba, bo w lesie, chociaż głodem nie przymierali, ale chleba z dawna nie widzieli.

      Ułożono, że wyjadą nazajutrz rano, gdyż pod wieczór było „niedobrze”.

      O Borucie mówił smolarz, że okrutnie czasem „burzy” w boru, ale prostactwu krzywdy nie czyni i zazdrosnym będąc o księstwo łęczyckie, innych diabłów po chrustach gania. Źle tylko spotkać się z nim w nocy, zwłaszcza gdy człek napity437. W dzień i po trzeźwemu nie ma przyczyny bać się.

      – A wszelakoś się bał? – rzekł Maćko.

      – Bo mnie ten rycerz niespodzianie chycili438 z mocą taką, że myślałem, iże nie człowiek.

      Więc Jagienka poczęła się śmiać, że to oni wszyscy smolarza poczytali439 za coś „paskudnego”, a smolarz ich. Śmiała się z nią razem i Anula Sieciechówna, aż Maćko rzekł:

      – Jeszcze ci ślepia440 nie obeschły po płakaniu za Hlawą, a teraz się już szczerzysz?

      Więc Czech spojrzał na jej różaną twarz i widząc, że rzęsy ma jeszcze mokre, zapytał:

      – Po mnieście płakali?

      – Ej, nie! – odrzekła dziewczyna – jeno441 się bałam, i tyla.

      – Przecieście szlachcianka, a szlachciance wstyd. Pani wasza nie taka bojąca. Cóż się wam mogło złego przygodzić w dzień i między ludźmi?

      – Mnie nic, ale wam.

      – A powiadacie przecie, że nie po mnieście płakali?

      – Bo nie po was.

      – A zaś czemu?

      – Ze strachu.

      – A teraz się nie boicie?

      – Nie.

      – A zaś czemu?

      – Boście wrócili.

      Na to Czech spojrzał na nią z wdzięcznością, uśmiechnął się i rzekł:

      – Ba, takim sposobem można by do jutra gadać. Okrutnieście chytrzy.

      Ale ją było prędzej o wszystko inne niż o chytrość posądzić i Hlawa, który sam był pachołek przebiegły, rozumiał to dobrze. Rozumiał również, że dziewczyna lgnie do niego z każdym dniem więcej. Sam on miłował Jagienkę, ale tak jako poddany miłuje córkę króla, wiec z pokorą i czcią największą, a bez żadnej nadziei. Tymczasem podróż zbliżała go z Sieciechówną.

      W czasie pochodów stary Maćko jechał zwykle w pierwszą parę z Jagienką, a on z Anulą, że zaś chłop był jak tur, a krew miał jak ukrop, więc gdy w czasie drogi spoglądał w jej jasne oczki, na płowe442 kosmyki włosów, które nie chciały trzymać się pod pątlikiem443, na całą postać smukłą a urodziwą, a zwłaszcza na cudne, jakby utoczone444 nogi, obejmujące wronego445 podjezdka446, to ciarki przechodziły go od stóp do głów. Nie mógł też się wstrzymać od coraz częstszego i coraz bardziej łakomego spoglądania na te wszystkie doskonałości i mimo woli myślał, że gdyby diabeł zmienił się w takiego pachołka, to łatwo zdołałby go przywieść na pokuszenie.

      A był to przy tym słodki jak miód pacholiczek, zarazem tak posłuszny, że tylko w oczy patrzył, i wesoły jak wróbel na dachu. Czasem dziwne myśli przychodziły Czechowi do głowy, i raz gdy przyzostali z Anulą nieco w tyle, przy jucznych koniach, zwrócił się nagle do niej i rzekł:

      – Wiecie? tak tu wedle was jadę jako wilk wedle447 jagnięcia.

      A jej aż białe ząbki rozbłysły wraz od szczerego śmiechu.

      – Chcielibyście mnie zjeść? – zapytała.

      – Ba! z kosteczkami!

      I spojrzał na nią takim wzrokiem, że spłonęła448 pod nim, po czym zapadło między nimi milczenie i tylko serca biły im mocno, jemu z żądzy, jej z jakiejś słodkiej, odurzającej bojaźni.

      Lecz początkowo żądza przemagała w Czechu całkiem nad tkliwością i mówiąc, iż patrzy na Anulkę jak wilk na jagnię, mówił prawdę. Dopiero tego wieczora, w którym ujrzał jej mokre od łez policzki i rzęsy, zmiękło w nim serce. Wydała mu się dobra i jakaś bliska, i jakaś swoja, że zaś i sam miał naturę uczciwą, a zarazem rycerską, nie tylko więc nie wzbił się w pychę i nie zhardział na widok tych słodkich łez, ale stał się nieśmielszy i więcej na nią uważający. Opuściła go dawna niefrasobliwość w mowie i choć jeszcze trochę dworował449 przy wieczerzy z bojaźliwości dziewczyny, ale już inaczej, i przy tym służył jej tak, jak rycerski giermek obowiązany był służyć szlachciance. Stary Maćko, pomimo iż głównie myślał o jutrzejszej przeprawie i dalszej podróży, spostrzegł to jednak, ale pochwalił go tylko za górne450 obyczaje, których jak mówił, musiał przy Zbyszku na dworze mazowieckim nabrać.

      Po czym, zwróciwszy się do Jagienki, dodał:

      – Hej! Zbyszko!… Ten


<p>428</p>

smolarz – człowiek wytwarzający smołę i dziegieć, a przy okazji węgiel drzewny. [przypis edytorski]

<p>429</p>

duchem (daw.) – szybko. [przypis edytorski]

<p>430</p>

radzi (daw.) – chętnie. [przypis edytorski]

<p>431</p>

cóżeś zacz? (daw.) – kim jesteś? [przypis edytorski]

<p>432</p>

budnik – człowiek mieszkający w „budzie”, tj. w szałasie. [przypis edytorski]

<p>433</p>

stajanie a. staje – dawna miara długości (odległość, po przebiegnięciu której koń musiał się zatrzymać). [przypis edytorski]

<p>434</p>

wszędy (daw.) – wszędzie. [przypis edytorski]

<p>435</p>

wądół – rozpadlina, niewielki wąwóz. [przypis edytorski]

<p>436</p>

skojec – średniowieczna moneta, 1/24 grzywny. [przypis edytorski]

<p>437</p>

napity – pijany. [przypis edytorski]

<p>438</p>

chycić – dziś popr.: chwycić. [przypis edytorski]

<p>439</p>

poczytać (daw.) – uznać. [przypis edytorski]

<p>440</p>

ślepia – oczy. [przypis edytorski]

<p>441</p>

jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]

<p>442</p>

płowy (daw.) – o włosach: jasny. [przypis edytorski]

<p>443</p>

pątlik – siatka do podtrzymywania włosów. [przypis edytorski]

<p>444</p>

utoczony – wykonany na tokarce, tu: krągły. [przypis edytorski]

<p>445</p>

wrony – o koniu: kary, czarny. [przypis edytorski]

<p>446</p>

podjezdek – koń mniejszej wartości, słaby a. młody. [przypis edytorski]

<p>447</p>

wedle (daw.) – obok. [przypis edytorski]

<p>448</p>

spłonąć a. spłonić się (daw.) – zaczerwienić się. [przypis edytorski]

<p>449</p>

dworować (daw.) – żartować. [przypis edytorski]

<p>450</p>

górny – tu: wzniosły. [przypis edytorski]