Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
zostanie na łasce Bożej!… Kopce poprzesypują, stada zagarną, kmieciów odmówią!… Da Bóg, jak wrócę, to odbiję, zapowiedź poślę i do sądu pozwę, boć nie sama pięść, ale i prawo u nas rządzi… Jeno czy wrócę i kiedy wrócę?… Strasznie się oni na mnie zawzięli, że im do dziewki przeszkadzam, a gdy ona pojedzie za mną, to będą jeszcze zawziętsi”.

      I chwycił go żal, bo już zagospodarował się był w Bogdańcu jako się patrzy, a teraz był pewien, że gdy powróci, zastanie znów pustkę i zniszczenie.

      „Ano! trzeba radzić” – pomyślał.

      Jakoż po obiedzie kazał okulbaczyć349 konia, siadł na niego i pojechał wprost do Brzozowej.

      Przyjechał już mrokiem. Stary Wilk siedział w przodowej izbie350 za dzbanem miodu, młody zaś, poszczerbion przez Cztana, leżał na pokrytej skórami ławie i pił także. Maćko wszedł niespodzianie do izby i stanął w progu z twarzą surową, wysoki, kościsty, bez zbroi, ale z tęgim kordem351 przy boku, oni zaś poznali go natychmiast, bo na oblicze padał mu jasny blask płomienia, i w pierwszej chwili zarówno ojciec, jak i syn zerwali się piorunem na równe nogi i skoczywszy ku ścianom, chwycili za oręż, jaki im wpadł pod rękę.

      Lecz stary bywalec, znający na wylot ludzi i obyczaje, nie zmieszał się bynajmniej, dłonią nie sięgnął do kordą, tylko wsparł się pod bok i rzekł spokojnym głosem, w którym drgało nieco szyderstwa:

      – Jakoże? Taka ślachecka gościna w Brzozowej?

      Na te słowa tamtym opadły zaraz ręce, a po chwili stary wypuścił z brzękiem na ziemię miecz, młody – dzidę, i stali z powyciąganymi ku Maćkowi szyjami mając twarze jeszcze złowrogie, ale już zdumione i zawstydzone.

      Ów zaś uśmiechnął się i rzekł:

      – Pochwalony Jezus Chrystus!

      – Na wieki wieków.

      – I święty Jerzy.

      – Służym mu.

      – Po somsiedzkum352 przyjechał – z dobrą wolą.

      – Z dobrą wolą witamy. Święta osoba gość.

      Dopieroż stary Wilk skoczył ku Maćkowi, a za starym młody i obaj poczęli ściskać mu prawicę, a następnie usadzili na poczesnym miejscu za stołem. W mig dołożono szczap do komina, nakryto kilimkiem stół, postawiono misy pełne jadła, łagwie piwa, dzbańce miodu i poczęli jeść i pić. Młody Wilk rzucał od czasu do czasu na Maćka szczególnym wzrokiem, w którym cześć dla gościa usiłowała przezwyciężyć nienawiść do człowieka, ale służył mu jednak tak pilnie, że aż pobladł ze zmęczenia, gdyż był ranny i pozbawion zwykłej siły. I ojca, i syna paliła ciekawość, z czym Maćko przyjechał, żaden jednak nie zapytał go o nic, czekając, póki sam mówić nie zacznie. Ów zaś, jako człowiek znający obyczaj, chwalił jadło, napitek i gościnność i dopiero gdy się dobrze nasycił, spojrzał przed się z powagą i rzekł:

      – Zdarzy się nieraz ludziom wadzić, ba! i potykać, ale somsiedzki mir353 nade wszystko!

      – Nie masz nad mir godniejszej rzeczy – odpowiedział z równą powagą stary Wilk.

      – Bywa też – rzekł znów Maćko – że gdy człeku w daleką drogę jechać trzeba, to chociaż z kim w nieprzyjaźni żył, przecie mu go żal i bez pożegnania nie chce odjechać.

      – Bóg zapłać za szczere słowo.

      – Z duszy radziśmy wam. Przyjeżdżajcie choćby i co dzień.

      – Bogdajem mógł i was w Bogdańcu uczcić, jako się należy ludziom znającym rycerską cześć, ale mi rychło354 w drogę czas.

      – Na wojnę zaś alibo do jakowegoś świętego miejsca?

      – Wolej by to lub tamto, ale gorzej, bo między Krzyżaki.

      – Między Krzyżaki? – zakrzyknęli jednocześnie ojciec i syn.

      – Tak jest! – odparł Maćko. – A kto między nich, nie będąc im przyjacielem, jedzie, temu się lepiej i z Bogiem, i z ludźmi pojednać, aby zaś nie tylko żywota, ale i wiekuistego zbawienia nie stradał.

      – To aż dziw – rzekł stary Wilk. – Jeszczem też takiego człeka nie widział, który by się z nimi zetknął, a krzywdy i uciemiężenia nie doznał.

      – Tak jak i całe nasze królestwo! – dodał Maćko. – Ni Litwa przed krztem świętym, ni Tatarzy nie byli mu ciężsi od tych diabelskich mnichów.

      – Rzetelna prawda, ale bo też wiecie: zbierało się i zbierało, póki się nie nazbierało, a teraz czas by skończyć, ot jak!

      To rzekłszy, stary splunął z lekka w obie dłonie, młody zaś dodał:

      – Nie może już inaczej być.

      – I pewnie będzie, ale kiedy? – nie nasza w tym głowa, jeno królewska. Może prędko, może nieprędko… Bóg to wie, a tymczasem trzeba mi do nich jechać.

      – A czy nie z wykupem za Zbyszka?

      Na wzmiankę uczynioną przez ojca o Zbyszku twarz młodego Wilka pobladła w jednej chwili z nienawiści i uczyniła się złowroga.

      Lecz Maćko odpowiedział spokojnie:

      – Może i z wykupem, ale nie za Zbyszka.

      Słowa te wzmogły jeszcze ciekawość obu dziedziców Brzozowej, więc stary, nie mogąc już dłużej wytrzymać, rzekł:

      – Wola wasza mówić albo nie mówić, po co tam jedziecie.

      – Powiem! powiem! – rzekł kiwając głową Maćko. – Ale pierwej355 powiem wam co innego. Oto, uważcie, po moim wyjeździe Bogdaniec zostanie na opiece Bożej… Drzewiej356, kiedyśmy to oba ze Zbyszkiem wojowali pod księciem Witoldem, miał oko na naszą chudobę357 opat, ba, trochę i Zych ze Zgorzelic, a teraz nie będzie i tego. Strasznie markotno pomyśleć człowiekowi, że po próżnicy zabiegał i pracował… A przecie rozumiecie, jako to bywa: ludzi mi odmówią358, granicę zaorzą, ze stad też urwie każdy, co będzie mógł, i choćby Pan Jezus pozwolił szczęśliwie wrócić, to wrócim znów do pustki… Jeden na to sposób i jedno poratowanie: dobry sąsiad. Przeto tum przyjechał prosić was po sąsiedzku, abyście Bogdaniec w opiekę wzięli i krzywdy nie dali uczynić.

      Usłyszawszy tę prośbę, spojrzał stary Wilk na młodego, a młody na starego i obaj zdumieli się niepomiernie359. Nastała chwila milczenia, gdyż na razie żaden nie zdobył się na odpowiedź. Maćko zaś podniósł do ust czarę miodu, wypił ją, po czym mówił dalej tak spokojnie i poufnie, jakby ci obaj byli mu od lat najbliższymi przyjaciółmi.

      – To już powiem wam szczerze, od kogo się tu najwięcej szkód boję. Jużci nie od kogo innego, jeno od Cztana z Rogowa. Od was, choćbyśmy i w nieprzyjaźni się rozstali, nie bałbym się, a to z takiej przyczyny, żeście ludzie rycerscy, którzy do oczu nieprzyjacielowi staną, wszelako niegodnej pomsty za jego oczyma nie wywrą. Hej! z wami całkiem co innego… Co rycerz, to rycerz! Ale Cztan jest prostak, a od prostaka wszystkiego się można spodziewać, tym bardziej że jako wiecie, okrutnie on na mnie zawzięty za to, że mu do Jagienki Zychówny przeszkadzam.

      – Którą dla bratanka chowacie! – wybuchnął młody Wilk.

      A


<p>349</p>

okulbaczyć (daw.) – osiodłać. [przypis edytorski]

<p>350</p>

przodowa izba (daw.) – pomieszczenie od frontu. [przypis edytorski]

<p>351</p>

kord – krótki miecz. [przypis edytorski]

<p>352</p>

somsiedzkum – dziś popr.: po sąsiedzku. [przypis edytorski]

<p>353</p>

mir (daw.) – pokój. [przypis edytorski]

<p>354</p>

rychło (daw.) – wkrótce. [przypis edytorski]

<p>355</p>

pierwej (daw.) – najpierw. [przypis edytorski]

<p>356</p>

drzewiej (daw.) – dawniej. [przypis edytorski]

<p>357</p>

chudoba – skromny dobytek. [przypis edytorski]

<p>358</p>

odmówić (daw.) – namówić do porzucenia dotychczasowego miejsca pracy a. przebywania. [przypis edytorski]

<p>359</p>

niepomiernie (daw.) – bardzo. [przypis edytorski]