I co na wiejskie powrócili grzędy,
Mają na zamek zgromadzić się wszyscy;
Więc krewne pany, więc starsze urzędy,
Ku bezpieczeństwu a większej ozdobie,
Z sowitym51 pocztem niech staną przy tobie.
Co nim dokonasz, ja mogę tymczasem
Wyruszyć jutro, lub pojutrze z rana,
Ze służbą, z świętą osobą kapłana,
Tudzież z potrzebnym do uczty zapasem:
Aby się wszystko złatwiło na przodzie,
A na źwierzynie nie brakło i miodzie52.
Nie tylko bowiem sam naród prostaczy,
Lecz i starszyzna za łakocią53 goni;
A widząc zrazu54 pańskiej hojność dłoni,
Dobrze stąd sobie na przyszłość tłumaczy.
Tak zawżdy było w Litwie i na Żmudzi:
Jeśli nie wierzysz, pytaj starych ludzi».
Skończył, podchodzi ku oknom i doda:
«Wietrzno, niepewna na jutro pogoda.
Jakiegoś widzę rumaka przy wieży,
A tuż i rycerz oparty na łęku55,
Drudzy dwaj chodzą, konie wodząc w ręku
Posły niemieckie – poznałem z odzieży.
Czy ich zawołać? Czyli56 niech na dole
Przez usta sługi odbiorą twą wolę?».
To mówiąc, okno przymknięte zaszczepił57,
Niby niechcący, i patrzył i gadał:
Ale umyślnie pytanie uczepił,
By coś o posłach niemieckich wybadał.
Na to mu prędko Litawor odpowie:
«Jeżeli kiedy wychodzę po radę
Do cudzych, własnej nie ufając głowie,
Zawżdy twe zdanie na początku kładę:
Boś zewsząd godzien mojej czci i wiary,
Jak w polu młody, tak na radzie stary.
Więc choć nie lubię, by dzieł przyszłych końce58,
Lada czyjemu widne były oku…
Zamiar wylęgły w myślenia pomroku
Źle jest przed czasem wykazać na słońce.
Niechaj rzecz cała, dokonania bliska,
Jak piorun wprzódy zabija, niż błyska…
Przetoż ja krótko pytanie odbywam:
Kiedy? Dziś, jutro. Gdzie? Na Żmudź, do Rusi».
«To być nie może!» – «Będzie i być musi!…
Lecz dzisiaj tobie głąb serca rozkrywam.
Dlategom kazał do konia i zbroi,
Dlatego nagle i orężnie godzę:
Bo wiem Witołda, że z wojskami stoi59,
Gotowy wstręty czynić60 mi po drodze;
A może na to chciał do Lidy zwabić,
By zwabionego pojmać albo zabić.
Ale ja z mistrzem pruskiego Zakonu61
Tajemne zaraz związałem przymierze,
Aby mi swoje dał w pomoc rycerze;
Za co w nagrodę ustąpię część plonu62.
Jeśli, jak słyszę, przybyli posłowie,
Znać, żem na jego niezwiedziony słowie.
Wprzód więc nim zajdą siedmiorakie gwiazdy63,
Ruszymy przydać ku litewskiej sile
Niemców pancernej trzy tysiące jazdy
I pieszych knechtów we dwójnasób tyle64…
Będąc u mistrza, sam sobie wybrałem,
Jakie ma przysłać rumaki i chłopy,
Od wszystkich naszych ogromniejsze ciałem65,
Żelazem kute od głowy do stopy;
Wiesz, jako dzielnie brzeszczotami66 sieką
I dzidą srożsi od naszych daleko.
Knecht zasię każdy ma żelazną żmiję
Którą ołowiem i sadzą utuczy,
Potem, ku wrogom nawracając szyję,
Podrażni iskrą: wnet paszcza zahuczy
Ogniem i gromem, zrani lub zabije
Kogo jej strzelca trafny wzrok poruczy67.
Od takiej broni niegdyś obalony
Pradziad Gedymin na szańcach Wielony.
Wszystko gotowo68. Tajemnymi drogi69,
Jutro, gdy Witołd w zaufaniu zbytniem
Na Lidzie słabe zostawił załogi,
Wpadniem, podpalim, zabierzem i wytniem».
Rymwid, niezwykłą rażony nowiną,
Stał pewien dziwu, nieprzytomny sobie;
Przegląda70 burzę, myśli o sposobie;
Skłócone myśli jedne w drugich giną.
Ale rzecz nagła, próżno zwlekać zdanie,
Z gniewem i żalem zawoła: «O panie!
Bogdajbym nigdy nie dożył tej pory:
Brat przeciw bratu ma podnosić dłonie!
Wczora wyszczerbił na Niemcach topory71,
Dziś ma je ostrzyć ku Niemców obronie?
Zła jest niezgoda, ale gorszą zgodą
Chcesz nas pojednać: raczej ogień z wodą!
Zdarza się wprawdzie, że sąsiad sąsiada,
Z którym nieprzyjaźń toczył od lat wielu,
Uściska wreszcie, gniewne serce składa,
Jeden drugiego zowiąc: przyjacielu;
Że bardziej jeszcze niźli złe sąsiady,
Gniewne na siebie Litwiny i Lachy
Często u wspólnej pijają biesiady,
Snu używają pod jednymi