Uniosła poprzecieranego misia i poruszyła jego głową w przód i w tył.
— Chcesz zabrać sześciolatkę na koncert metalowy? — zapytała z niedowierzaniem mama. — Zadepczą ją.
— Będę ją nosił na barana — obiecał tata. — Zresztą to pewnie będzie rock. Mój szef nie lubi metalu.
— Może dlatego dał ci bilety. — Mama pocałowała wszystkich na pożegnanie. — Tylko uważajcie na siebie, żeby nie złapać jakiegoś wirusa. W lodówce macie pieczeń.
— Pieczeń… — westchnęła Mi. — Bleee… A możemy kupić mrożoną pizzę hawajską?
— Mrożoną? — skrzywiła się mama.
— Hawajską? — skrzywił się tata.
Ledwo mama wyszła, tata porozumiewawczo uniósł brwi i położył bilety na stole.
— Po koncercie wpadniemy na hamburgery — obiecał. — Z podwójnym serem i bekonem! Na wypasie! To ulubiona knajpa mojego szefa i mam tam zniżkę.
Kuba spojrzał na bilety. Uśmiechnął się.
— Jest ich pięć — stwierdził. — Możemy zabrać Amelię i Alberta.
* * *
Amelia siedziała przy biurku zastawionym słoiczkami z farbami. Pokrywała skomplikowanymi wzorami różowe trampki. Kupiła je kilka dni temu, ale tego ranka wydały jej się banalne i nudne.
To zajęcie pochłonęło ją całkowicie. Wystawiła język i poruszała nim zgodnie z ruchami pędzla. Nie zwracała uwagi, że jej sukienka, czarne kręcone włosy, a nawet twarz pokryły się kolorowymi kropkami.
Pokój Amelii obwieszony był plakatami, grafikami i obrazami. Większość z nich namalowała sama. Na sztalugach stał obraz, nad którym pracowała od paru dni. Przedstawiał białego pudla w różowych trampkach.
Z laptopa dobiegała wesoła muzyka. Amelia pracowała w natchnieniu. Muzyka na chwilę przycichła, a telefon piknął, oznajmiając, że przyszła nowa wiadomość.
Amelia niechętnie oderwała się od pracy. Wiadomość pochodziła od Kuby, kolegi z klasy, a właściwie to bardziej przyjaciela. Serce zabiło jej szybciej – Kuba zapraszał ją na koncert! To znaczy zapraszał ją i jej młodszego o rok brata, ale to nawet lepiej. Albert niechętnie wychodził z domu, a to była doskonała okazja, żeby go wyciągnąć.
Odłożyła pędzelek i przeszła do sąsiedniego pokoju. Chudy chłopak w dużych okularach robił to, co zwykle, czyli klepał w klawisze laptopa.
— Kuba zaprasza nas na koncert dziś po południu — powiedziała Amelia. — Chcesz iść?
— Jaki koncert? — zapytał Albert, nie odrywając się od komputera.
— To niespodzianka.
— Nie lubię niespodzianek.
Amelia westchnęła. Jej brat miał zespół Aspergera3 i dobrze się czuł, gdy wszystko było precyzyjnie zaplanowane.
— A na jaki koncert chciałbyś pójść? — zapytała.
— Na żaden, kończę przygotowywać moje nowe hobby.
— Jakie hobby? — zaniepokoiła się Amelia. Albert miewał czasem dziwne pomysły.
— Będę zbierał autografy znanych osób — wyjaśnił Albert, klepiąc cały czas w klawiaturę.
— To nie w twoim stylu — skrzywiła się Amelia.
— Jak robię coś w moim stylu, to wszyscy narzekają, że jestem dziwakiem. — Chłopiec wzruszył ramionami. — Więc od dwóch tygodni piszę aplikację do zbierania autografów i wymieniania się nimi. To jest bardziej „normalne” hobby od kolekcjonowania nazw owadów z Ameryki Południowej.
— Nazw owadów?
— Ale tylko takich z literą „d” w środku.
Amelia zastanowiła się.
— Normalni ludzie chodzą na koncerty. Zobaczysz, będzie fajnie. A może to koncert muzyki elektronicznej?
Albert przestał pisać.
Amelia uśmiechnęła się. Muzyka elektroniczna była jedyną muzyką, której Albert słuchał. Pod warunkiem, że była to muzyka instrumentalna, czyli że nikt nie śpiewał.
— Jakie jest prawdopodobieństwo, że to będzie koncert muzyki elektronicznej? — zapytał.
Amelia nie miała pojęcia, a nie chciała kłamać.
— Kuba powinien wiedzieć — powiedziała po namyśle. — Zapytasz go. Najlepiej po drodze.
Nie mogła się zorientować, czy brat dał się przekonać. Jak zwykle zresztą.
Albert nacisnął klawisz, zaszumiała drukarka i wysunęła się z niej zadrukowana kartka.
Amelia przyjrzała jej się.
— Więc to nad tym ślęczysz całymi wieczorami? — zapytała. — Co to za tabelki?
— To trochę jak gra. Lista, ile jakich autografów muszę zdobyć. Na przykład pięciu polityków, trzech aktorów. I tak dalej. A teraz czas na testy.
— To nie jest całkiem „normalne” — zauważyła Amelia. Zastanowiła się. — To wygląda raczej jak zadanie do wykonania, nie hobby. Czy na tej liście są muzycy?
— Zaplanowałem, że w tym miesiącu zdobędę sześć autografów muzyków.
— Na koncercie na pewno będą muzycy!
Albert znieruchomiał.
— Musimy zapytać rodziców.
— Tata Kuby już zapytał, zgodzili się — wyjaśniła Amelia.
Albert włożył notes do małej torby, zamknął ją z kliknięciem i zawiesił na ramieniu.
— Jedziemy.
Amelia podskoczyła z radości i pobiegła do łazienki, żeby wysuszyć suszarką farbę na trampkach. No i podjąć bardzo trudną decyzję, w co się ubrać.
* * *
Amelia po wielu próbach wybrała szarą sukienkę, która najlepiej pasowała do kolorowych trampek. Pół godziny później byli już u Kuby.
— Yyyyeeeaaa!!! — zaryczała Mi, która otworzyła im drzwi.
Mi trzymała pod pachą misia, a na głowie miała kask rowerowy. Z otworu na samej jego górze wystawała kitka kasztanowych włosów.
— Boli cię gardło? — zapytał Albert.
Mi energicznie zaprzeczyła, kręcąc głową na boki, po czym zamachała głową w przód i w tył. Kiedy się pochyliła, dostrzegła trampki Amelii.
— Idziesz na koncert metalowy w różowych trampkach w kwiatki?! — zapytała zdegustowana. — Powinnaś namalować coś strasznego. Czaszkę. Albo dentystę.
— To nie są kwiatki — zaprotestowała Amelia.
Mi pochyliła się niżej.
— Czaszki też nie.
— Koncert