– …sobowtór. Dobrze pan myśli, doktorze! Choć to był pomysł samej Ewy, by sobowtórka przed popełnieniem „samobójstwa” oddała jej ciuszki pokojówkom i innym współpracownicom. To od sobowtórki Ewy jedna z sekretarek dostała przepiękne futro z lisa. W ogóle sobie teraz myślę, że nie byłem złym szefem. Troszczyłem się o towarzyszących mi ludzi, wypytywałem i odbywałem z nimi szczere rozmowy.
Haczyk połknięty? Brytyjski dziennik „Daily News”, podobnie jak gazety na całym świecie, 2 maja 1945 roku donosił na pierwszej stronie, że Adolf Hitler nie żyje
– Chce się pan teraz wybielić?
– Niekoniecznie. Uważam, że nie muszę już tego robić. Sam, na głos, staram się sobie wytłumaczyć, dlaczego tłumy tak mnie kochały. Strach przed represjami to zapewne jedna przyczyna. Druga to typowe dla Niemców szacunek i posłuszeństwo wobec przywódcy narodu, najwyższej władzy. Trzecia zaś to wiara we mnie i w mój program polityczny, który konsekwentnie realizowałem. Ale to nie koniec. No bo przecież relacje o tym, że byłem przemiłym szefem, traktującym swoich współpracowników z ojcowską troską, skądś się wzięły? Jesteśmy grubo po drugiej wojnie światowej i sam czytałem co najmniej kilka ich wypowiedzi na mój temat. Opowiadali z nutą sentymentu, a przy tym bardzo serdecznie.
– Rzeczywiście. Były miliony Niemców, które pana kochały. Ba, tysiące niemieckich kobiet chciało dla pana rodzić dzieci! Pytanie, czy był to efekt tak dobrej propagandy? A może jednak zyskiwał pan przy bliższym poznaniu?
– Kiedyś ktoś z otoczenia Winstona Churchilla doniósł mi, że w Anglii jestem nazywany fighterem. Być może ktoś, kto stoi z boku, może mnie tak nazywać. Ale w rzeczywistości nie zawsze taki jestem. Każdy musi mieć jakąś oazę spokoju. Widocznie niezbyt świadomie uznałem, że takim azylem będzie miejsce, do którego ciągle wracam. Człowiek z natury nie jest stworzony do tego, by z każdym walczyć. Z ludźmi jest jak z wojną. Trzeba walczyć, ale również zawierać sojusze. Stare powiedzenie mówi bowiem, że wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi. I tego trzeba się trzymać. Jak widać, nie tylko w polityce, ale i w życiu.
Ludzie, którzy widzieli przyszłość
Prawdziwa twarz Adolfa Hitlera jest zupełnie odmienna od tej, którą przyszło nam poznać. Co więcej, wizerunek kreowany przez nazistowską propagandę również nie miał wiele wspólnego z rzeczywistością. Führer, kanclerz Rzeszy, był zupełnie inną postacią niż w oficjalnych przekazach, ale o tym mogło się przekonać niewiele osób. Dlatego ta książka jest wyjątkowa. Zapewniam, że przedstawia ona mało znaną twarz Hitlera, a do tego wyjawia sekrety, o których nie śniło się nikomu z nas.
Datownik w zeszycie wskazywał, że przenosimy się do momentu, w którym druga wojna światowa trwa w najlepsze, a Sowieci są coraz bliżej oblężenia Berlina. Jednak nie przeszkadza to Hitlerowi, by być myślami zupełnie gdzie indziej. Lekko spóźniony pospiesznym krokiem wszedłem do wskazanego pomieszczenia. Na środku stał stół. Niezbyt ekskluzywny. Lekko polakierowane drewno nadawało mu chropowatą powierzchnię. Hitler na mój widok wstał i wskazał mi drugie krzesło przy przeciwległym rogu stołu. Kazał mi usiąść, co też uczyniłem. Starałem się unikać jego spojrzenia. Jednak co rusz widziałem, jak pod jego charakterystycznym wąsikiem pojawiał się uśmiech. Akurat mnie zbytnio to nie bawiło. Wkrótce bunkier mógł wpaść w ręce dyszących żądzą zemsty Rosjan, a Hitlerowi w to graj!
Chwilę później kanclerz Rzeszy otworzył usta. Już wiedziałem, że będę musiał wysłuchać monologu wodza. Jak zwykle, gdy już zaczynał mówić, to paplał jak opętany.
– No proszę. Panie doktorze, doskonale rozumiem, że punktualność nie jest moją mocną stroną, ale nie miałem pojęcia, że pan pozwoli sobie na spóźnienie!
– Tylko pięć minut. Drobnostka – odpowiadam poirytowany.
– No nie taka drobnostka. Gdyby przyszło nam robić interesy, to raczej nie opuściłby mi pan pięciu procent z ceny, prawda? Chyba że się mylę, to proszę jak najszybciej wyprowadzić mnie z błędu.
– Dobrze. Wygrał pan. Spóźniłem się, jeżeli spoglądamy na to systemem zero-jedynkowym.
– Pan to zawsze ma jakieś „ale”! Ale niech będzie, koniec tematu. Porozmawiajmy lepiej o mnie – tu Hitler zawiesił głos, spojrzał mi prosto w oczy i milczał, chcąc sprawdzić, jak długo będę się godził na to, by wlepiał swój wzrok w moje wąskie oczy.
– Dobrze, przejdźmy do meritum dzisiejszego spotkania. Jest temat otoczoną aurą tajemniczości. Tyczy się on nie tylko pana, Mein Führer, ale narodowych socjalistów. Jednak nie ma wielu świadków, bo wszyscy dotknięci tematem niby przypadkiem zaginęli. Już pan się domyśla, do czego zmierzam?
– To niezbyt szczegółowy opis, który może dotyczyć wielu postaci… O kogo panu chodzi?
– Podam jedno nazwisko i wszystko powinno się stać jasne: Erik Jan Hanussen.
– Co z nim jest nie tak? – zdziwienie Hitlera jest na tyle teatralne, że każdy, nawet ślepiec, je dostrzeże!
– Jasnowidz!
– Ach, tak. Był taki człowiek. Co chciałby pan o nim wiedzieć?
– Sporo mówi się o tym, że wokół czołowych działaczy NSDAP i dostojników Rzeszy kręcili się jasnowidze. Ile w tym prawdy? Tym bardziej że mieliście wierzyć w to, co przepowiadali…
– Doktorze, pozwoli pan, że na to pytanie odpowiem pytaniem. Wie pan, co łączyło tych ludzi?
– Co?
– Wszystkich tych mądrali łączyła jedna cecha. Żaden z jasnowidzów nie przewidział końca własnego losu! To najlepiej pokazuje skuteczność tych drani.
– To dość ciekawe, ale nadal nie odpowiedział pan na moje pytanie, które miało rozjaśnić dotychczas skrywane tajemnice.
– Nie ma co za wiele opowiadać. Co by pan chciał wiedzieć? Tym bardziej że już kiedyś rozmawialiśmy o Hanussenie2.
Ten człowiek od początku nosił w sobie więcej niż jedną tajemnicę… Erik Jan Hanussen, iluzjonista, rzekomy jasnowidz. Czy został zamordowany na rozkaz Hitlera?
– Panie kanclerzu. Mieliśmy rozmawiać szczerze, a pan znowu zachowuje się jak na wiecu wyborczym, w trakcie którego trzeba mamić tłumy i mówić to, co chcą słyszeć…
– Ech… Od zawsze fascynowała mnie historia pańskiego narodu. Nieustępliwi, odkąd pamiętam, od zawsze walczący o własne państwo, zmotywowani, gotowi zrezygnować z wielu rzeczy, byle osiągnąć swój cel. Z panem jest podobnie, nie da się pana omamić… – Hitler nachyla się w moją stronę, po czym wysuwa prawą rękę. Ta zaś trzęsie się niczym prawica alkoholika na widok mocnego trunku. Ręka zbliża się do mnie, kanclerz natomiast stwierdza: – Zgoda! Zacznijmy jeszcze raz. Zamieniam się w słuch.
– Czy wierzył pan w to, co mówili jasnowidze?
– Sprawa jest bardziej skomplikowana. Zacznijmy od tego, że wierzę od zawsze nie tylko w nadprzyrodzone zdolności ludzi, ale i w to, że istnieją istoty rozumne na innych planetach. To zresztą temat na późniejszą rozmowę… Tymczasem skupmy się na postaciach jasnowidzących.
–