Zastanawiał się, na jak długo jeszcze.
Puller senior przechodził ostatnio przemianę. Nie tylko z powodu podupadającego zdrowia.
Jego starszy syn Robert, osadzony lata temu w więzieniu wojskowym w Leavenworth w stanie Kansas, został oficjalnie oczyszczony z zarzutów zdrady państwa, a jego nazwisko wymazano z kartoteki. Przywrócono mu rangę oficera Wojsk Lotniczych Stanów Zjednoczonych. Puller senior pojednał się ze swoim pierworodnym, wyciskając tym łzy z oczu Johna Pullera, co było nader rzadkim widokiem.
Niestety, po euforii wywołanej wyjściem syna na wolność nastąpił okres gwałtownego pogorszenia się stanu zdrowia, przynajmniej psychicznego. Pod względem fizycznym trzygwiazdkowy generał odznaczał się dużo większą sprawnością niż mężczyźni w jego wieku, ale krzepkie ciało nie szło w parze z bystrym umysłem. Starszy mężczyzna trzymał się jakoś do czasu uniewinnienia Roberta. Gdy cel został osiągnięty, ojciec zwyczajnie się poddał, a wraz z energią znikła wola życia.
Puller siedział i obserwował staruszka, zastanawiając się, co zobaczy pod tymi wyrazistymi, jakby wyciosanymi w granicie rysami twarzy, kiedy tato się obudzi. Senior był urodzonym dowódcą, prowadził żołnierzy do boju. Czynił to przez kilka ładnych dekad z niemałymi sukcesami, zdobywając po drodze wszystkie medale, baretki, odznaczenia i awanse, jakie wojsko miało do zaoferowania. Kiedy jednak czas walki dobiegł końca, ktoś jakby nacisnął wyłącznik, błyskawicznie przenosząc ojca… do obecnego stanu.
Lekarze określali ów stan mianem demencji przechodzącej w coś innego. Gorszego.
Puller opisywał go jako utratę ojca.
Brat przebywał za oceanem, oddelegowany do nowego zadania, które miało go tam zatrzymać na kilka miesięcy. John Puller wrócił właśnie ze śledztwa w Niemczech, a gdy tylko koła samolotu dotknęły płyty lotniska, pojechał odwiedzić ojca.
Pora była późna, ale dawno się nie widzieli.
Siedział więc i dumał, która wersja ojca go przywita.
Wrzeszczący twardziel?
Puller senior w wersji stoickiej?
Puller senior z pustką w oczach?
Wolałby któryś z dwóch pierwszych wariantów zamiast tego ostatniego.
Ktoś zapukał do drzwi. Puller wstał i otworzył. Ujrzał przed sobą dwóch mężczyzn. Jeden w mundurze pułkownika. Drugi w ubraniu cywilnym.
– Tak? – odezwał się Puller.
– John Puller junior? – spytał ten w cywilu.
– Zgadza się. Z kim mam przyjemność?
– Ted Hull. – Wylegitymował się. – CID. Dwunasty Pułk Żandarmerii, Fort Lee.
– Pułkownik David Shorr – przedstawił się ten w mundurze.
Puller go nie znał. W końcu w wojsku było mnóstwo pułkowników.
Wyszedł z pokoju ojca, zamykając za sobą drzwi.
– Ojciec śpi. Czym mogę służyć? Czy chodzi o przydział kolejnego zadania? Przysługuje mi urlop przez dwa kolejne dni. Można to sprawdzić u mojego dowódcy, Dona White’a.
– Już z nim rozmawialiśmy – wyjaśnił Shorr. – Powiedział nam, gdzie pana szukać.
– A więc co to za sprawa?
– Chodzi o pańskiego ojca, agencie Puller. A także, jak sądzę, o pana.
Ponieważ Puller formalnie był starszym chorążym w CID, czyli w Wojskowym Wydziale Śledczym Armii Stanów Zjednoczonych, ci w mundurach zwracali się do niego per „agencie”. Nie był oficerem mianowanym, tak jak absolwenci West Point. Karierę w wojsku rozpoczął jako zwykły szeregowy, dlatego był niższy rangą od Shorra.
– Nie rozumiem, sir – powiedział.
Przy swoim metrze dziewięćdziesięciu pięciu górował nad oboma mężczyznami. Wzrost odziedziczył po ojcu. Opanowanie po matce. Ojciec miał tylko dwa tryby emocjonalne: bojowy i najwyższej gotowości bojowej.
– W głębi korytarza jest sala odwiedzin – oznajmił Shorr. – Tam porozmawiajmy.
Wskazał drogę do pomieszczenia, które okazało się puste, i zamknął za sobą drzwi. Usiedli, Puller naprzeciwko tamtych dwóch.
Shorr spojrzał na Hulla i skinął głową. Cywil wyjął z kieszeni kopertę, postukał nią w otwartą dłoń.
– Ta wiadomość przyszła do Fort Eustis. Przekazano ją mnie. Trochę węszyliśmy w tej sprawie. A potem dowiedzieliśmy się, że ma pan dzisiaj wrócić, więc postanowiliśmy się z panem zobaczyć.
– Stacjonuję w JBLE – dodał Shorr. – Stąd te powiązania.
Puller pokiwał głową. Wiedział, że baza znajduje się w regionie Tidewater, obejmującym Norfolk, Hampton oraz Newport News w Wirginii. W roku dwa tysiące dziesiątym połączono bazę wojsk lądowych Fort Eustis w Newport News z bazą sił powietrznych Langley w pobliskim Hampton i stworzono nową jednostkę zwaną przez wojskowych JBLE.
– Transport i logistyka – zauważył Puller.
– Zgadza się.
– Chociaż Dwunasty Pułk Żandarmerii ma siedzibę w Fort Lee, współdziałamy także z JBLE i tworzymy biuro CID dla JBLE – wyjaśnił Hull. – Ciągle przeskakuję z jednego miejsca na drugie. Hrabstwo Prince George nie leży aż tak daleko od Tidewater.
Puller o tym wszystkim wiedział, więc tylko kiwał głową.
– Co zawiera ten list?
Zadał to pytanie ostrożnie, ponieważ ojciec dostał już kiedyś list. Od swojej siostry z Florydy. W rezultacie Puller musiał się wybrać w podróż do tego słonecznego stanu i o mało nie przypłacił tej eskapady życiem.
– Przyszedł na adres biura CID w JBLE. Jego autorką jest… Lynda Demirjian? – Hull zakończył zdanie pytajnikiem, jakby to nazwisko miało coś Pullerowi mówić. – Pamięta ją pan?
– Tak. Z Fort Monroe. Z dzieciństwa.
– Mieszkała w pobliżu, gdy stacjonował tam pański ojciec, zanim zamknięto bazę, a całą działalność przeniesiono do Fort Eustis. Była przyjaciółką rodziny. Przyjaźniła się zwłaszcza z pańską matką.
Puller cofnął się myślami o trzydzieści lat. Odgrzebał wspomnienie niskiej, pulchnej kobiety o ładnej twarzy, która zawsze się uśmiechała i piekła najlepsze ciastka na świecie.
– Dlaczego napisała do CID?
– Niestety, jest poważnie chora. Ostatnie stadium raka trzustki.
– Przykro mi to słyszeć. – Puller zerknął na kopertę.
– Napisała do CID, ponieważ chce dać wyraz czemuś, co czuła od dłuższego czasu. Takie wyznanie na łożu śmierci.
– Rozumiem – odparł coraz bardziej zniecierpliwiony Puller. – Ale jaki ma to związek ze mną? Byłem wtedy dzieckiem.
– Podobnie jak pański brat – dodał Shorr.
– Nie służy pan w żandarmerii – zauważył Puller.
Shorr pokręcił głową.
– Nie, uznano jednak, że to… spotkanie wymaga dodatkowego oficerskiego wsparcia.
– Z jakiego powodu? – zapytał Puller.
– Mąż pani Demirjian, Stan, stacjonował w Fort Monroe z pańskim ojcem. Był wtedy starszym sierżantem. Obecnie jest oczywiście na emeryturze. Pamięta go pan?
– Tak. Walczył z moim ojcem w Wietnamie. Znają się od bardzo dawna.