– O Boże, Jezu, jesteś niesamowity – sapała, ujeżdżając go mocniej i mocniej.
Była strasznie ciężka. Miał wrażenie, że zaraz pęknie mu miednica. Przy każdym klapnięciu jej uda wydawały głośny dźwięk jak pierdnięcie. Michael mógł tylko zamknąć oczy i modlić się, żeby to się wreszcie skończyło.
– O Boże, dochodzę. Matko Boska, już, prawie już.
Michael ku własnemu zaskoczeniu miał wytrysk. Sekundy potem Gwenith dostała konwulsji i zaczęła nacierać na niego całym ciężarem coraz brutalniej, parskając jak klacz.
Wreszcie opadła na niego bezwładnie, wypompowując mu z płuc całe powietrze, ale po chwili sturlała się na bok. Leżała zdyszana, zlana potem, raz po raz dostając jeszcze lekkich drgawek po orgazmie.
– Och, tego mi było trzeba – odezwała się w końcu i pocałowała go w policzek. – Nie masz pojęcia, od jak dawna nie miałam dobrego bzykanka.
– No, muszę ci powiedzieć, że jesteś niesamowita – pochwalił ją Michael.
Leżał chwilę, gładząc jej ramię. Zastanawiał się, co właściwie czuje. Powinien być sobą zniesmaczony, że tak tchórzliwie poddał się Gwenith i jej bratu? Technicznie rzecz biorąc, zdradził Eithne, przez co było mu jeszcze bardziej głupio, choć jego szczytowanie działo się jakby poza nim, przypominało mechaniczny efekt masturbacji. Martwił się jednak, co się stanie, jeśli dojdzie do aresztowania Seamusa Twomeya za przemyt narkotyków i postawienia go przed sądem. Czy jego prawnicy nie będą sugerować, że Michael celowo uwiódł siostrę oskarżonego, by zebrać obciążające dowody?
Gwenith znowu zaczęła się bawić jego penisem.
– Może mała powtórka? – spytała, cmokając Michaela głośno w ucho.
– Kusząca propozycja, ale naprawdę muszę już lecieć.
– Co? Myślałam, że cię suszy. Dawaj, napij się jeszcze, a potem znów sobie pobaraszkujemy. Wiem, że masz na to ochotę.
– No, może. Dobra.
Podniosła się i poczłapała naga do kuchni po drinki. Michael usiadł na łóżku, trochę dlatego, że pościel miała zjełczały zapach, jakby Gwenith nie zmieniała jej od tygodni. Pomyślał o jeszcze innych konsekwencjach odbycia z nią stosunku, poza komplikacjami prawnymi. Nie założył kondomu. Skąd mógł mieć pewność, że ona bierze pigułki? A jeśli ta dziewucha zajdzie w ciążę? Gdyby został ojcem jej dziecka, to by był dopiero koszmar! A jeżeli ona ma jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową i on przypadkiem zarazi tym Eithne?
Gwenith wróciła z butelką piwa i kuflem swojego johnny jump-upa. Pocałowała go w usta. Smakowała tak, jakby pociągnęła spory łyk guinnessa, kiedy robiła swój koktajl.
– Może masz ochotę na taytosy do tego? – spytała, siadając blisko niego. Jej udo nadal było spocone. – Mam też chrupki cebulowe, ale są już od jakiegoś czasu otwarte i trochę zwiotczały. Jak ty, Tommy. Może coś sobie chapniesz? To by dodało ci sił.
Michael starał się roześmiać, ale zabrzmiało to tak, jakby się krztusił. Gwenith uniosła kufel i powiedziała:
– Dea-ádh leat cara daor! Za ciebie, powodzenia, drogi przyjacielu! Oby wrony nigdy nie ruszyły twojego stogu, a twoja oślica zawsze była przy nadziei. – Łyknęła drinka, otarła usta dłonią, pociągnęła nosem, a potem nachyliła się i wzięła jego miękkiego penisa do ust.
Po prawie pięciu minutach ssania uniosła się jednak i usiadła prosto.
– Nie, Tommy, to na nic – rzuciła. – Nie dam rady ci postawić, żeby nie wiem co. Lepiej napij się i utnij sobie żołnierską drzemkę. Kiedy wrócą ci siły, możemy znów spróbować.
Nie wiedział, co powiedzieć. Zdawało się, że nie ma szans się wymigać. Wykombinował, że najłatwiej będzie uniknąć kolejnego razu z Gwenith, jeśli uda, że śpi. A kiedy ona zaśnie, weźmie buty, spodnie i kurtkę i spróbuje wymknąć się cicho, żeby jej nie obudzić. Jutro wytłumaczy jej jakoś, dlaczego koniecznie musiał wyjść. Może powiedzieć, że zjadł na lunch niedosmażonego hamburgera i strasznie go po tym pogoniło.
Wypił piwo. Gwenith siedziała przy nim, dopalając połówkę skręta, którą znalazła w popielniczce. Nie musiał wiele mówić. Ona nawijała bez końca o sobie. Jak to uczy się na masażystkę. O wakacjach na Gran Canaria i o tym, jak rzucił ją chłopak. Była wściekła i upokorzona, bo powiedział, że poszedł z nią do łóżka tylko dlatego, że założył się z kolegami, że „wyrwie świnkę”. Seamus poszedł do warsztatu samochodowego, gdzie ten gość pracował, i wyrzucił go przez okno. Facet miał szczęście, że nie wepchnął mu do tyłka węża, którym dopompowuje się opony, i nie rozerwał go sprężonym powietrzem na strzępy.
– No dobra – odezwał się Michael. – Chrapnę sobie chwilę. Do zobaczenia za jakąś godzinkę.
Obrócił się do niej plecami i zamknął oczy. Gwenith nachyliła się, rozpłaszczając pierś na jego ramieniu, i wyłączyła lampkę na szafce nocnej po jego stronie. Potem położyła się i dalej paliła pozostałą resztkę skręta.
* * *
Minęło pół godziny i Michael naprawdę zasnął. Śniło mu się, że próbuje się ubrać i wyjść, ale zapomniał, jak się wiąże sznurowadła. Słyszał, jak z drugiego pokoju ktoś woła, żeby się pospieszył, ale nie chciał odpowiadać, przyznawać się, że nie jest jeszcze gotowy, i wyjaśniać dlaczego.
Nadal zastanawiał się, co robić, kiedy nagle w pokoju zapaliło się górne światło. Natychmiast się obudził i obejrzał, mrugając oślepiony.
W drzwiach stała Gwenith. Miała na sobie błyszczący turkusowy szlafrok. W prawej dłoni trzymała smartfon. Jego samsunga, którego nosił w zasuwanej na suwak kieszeni puchówki.
– Nic dziwnego, że wydałeś mi się zbyt bystry jak na chłopaka z Hollyhill – powiedziała głosem drżącym ze złości. – Założę się, że nigdy nie byłeś w cholernym Hollyhill.
– Gwenith… Zaraz ci wszystko wyjaśnię. To nawet nie mój telefon.
– Pewnie, Tommy. Ale z ciebie żaden Tommy, prawda? Wykiwałeś mnie. Jesteś Michael, tak masz na imię, ty pieprzony glino. Świetna historia dla „Echo”, nie sądzisz? Gliniarz udaje nie-glinę, żeby zbałamucić biedną, niczego niepodejrzewającą dziewczynę. Tylko że będzie inaczej: „Ciało gliniarza z metalowym prętem w tyłku dryfowało po rzece Lee”.
Michael sturlał się z łóżka. Podniósł bokserki i dżinsy.
– No dobra, w takim razie już mnie tu nie ma.
Szybko się ubrał i założył buty, choć nie zawiązał sznurowadeł. Potem wyciągnął rękę do Gwenith.
– Oddaj mi ten telefon.
– Jeszcze czego!
– Oddawaj, mówię. Jak nie, to pożałujesz.
Zbliżał się do niej z wyciągniętą dłonią, ale cofnęła się do korytarza. W tej chwili usłyszał, jak pod domem zatrzymuje się samochód. Trzasnęło troje drzwi, jedne po drugich.
– To nie ja pożałuję, chłopie – wycedziła Gwenith. – Jak znalazłam ten telefon, od razu zadzwoniłam do Seamusa. Już tu jest.
– Daj mi telefon albo odbiorę ci go siłą, jeśli trzeba.
–