Śledztwo kapitana Brethertona. Annie Burrows. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Annie Burrows
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Brides for Bachelors
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4693-4
Скачать книгу
do Anglii wyglądał jak cień samego siebie. No i pił zdecydowanie za dużo. Ale z pewnością nawet w słabszej formie nadawał się lepiej do tej misji, niż którykolwiek z pozostałej trójki.

      Wkrótce Kendall wrócił. Bóg jeden raczy wiedzieć, skąd wytrzasnął słomki. Oczywiście zamierzał je wręczyć swojemu panu, ale Rawcliffe uniósł rękę.

      – Nie, lepiej sam je podawaj kandydatom. W ten sposób nikt mnie nie posądzi o matactwo.

      – Tak będzie sprawiedliwie – rzekł Thurnham, wyciągając rękę.

      – Chwileczkę – powiedział kapitan Hambleton. – Zachowajmy kolejność według starszeństwa.

      Kendall uniósł brwi, po czym oznajmił stanowczym tonem:

      – Zrobimy to według odległości, w jakiej panowie siedzą od drzwi. Czyli zaczniemy od pana. – Wskazał na porucznika Nateby’ego, który ciągnąc słomkę, posłał starszemu rangą koledze bezczelny uśmiech.

      Trudno było powiedzieć, czy wyciągnął słomkę krótszą, czy dłuższą. Jedyne, co nie ulegało wątpliwości, kiedy Nateby podniósł ją do góry, to że miała około dziesięciu centymetrów długości.

      – Czyżbym wygrał?

      A jeśli tak było, to dlaczego Kendall podsuwa pozostałe słomki porucznikowi Thurnhamowi? On jednak wyciągnął słomkę tej samej długości co Nateby, co znaczyło, że najdłuższa nadal spoczywa w dłoni służącego.

      Kendall wyciągnął rękę do Harry’ego.

      – Teraz pańska kolej, kapitanie.

      Harry przez chwilę przyglądał się słomkom, a serce waliło mu jak młot. Musi wyciągnąć tę dłuższą. Po prostu musi. Zbyt wiele stracił w ciągu tych kilku ostatnich lat: dowództwo, wolność, zdrowie, szacunek do samego siebie i wreszcie skromnego, ale lojalnego przyjaciela Archiego. Nie może jeszcze do tego stracić okazji, by go pomścić. To będzie ta… ta ostatnia słomka.

      Harry zamknął oczy, zaczerpnął tchu i uchwycił jedną z dwóch pozostałych słomek. Pociągnął… Proces jej wyłaniania się był nieznośnie długi.

      Harry odetchnął. Wyciągnął długą słomkę. A co za tym idzie, zadanie przypadnie jemu.

      Wśród protestów i przekleństw Kendall wyprowadził z pomieszczenia pozostałych trzech mężczyzn, pozostawiając Harry’ego z markizem Rawcliffe’em. Człowiekiem, który deklarował się jako jego przyjaciel.

      – Jak mogło ci w ogóle przyjść do głowy – burknął Harry – żeby kogokolwiek do tego wynajmować. Przecież od początku byłem oczywistym kandydatem do tej misji.

      Rawcliffe zacisnął usta w cienką linię.

      – Nie, nie byłeś. Chyba słyszałeś, jak wyjaśniałem, że wykonanie tego zadania będzie wymagało różnych haniebnych zachowań. A ciebie uważam za człowieka honoru.

      – Skąd możesz wiedzieć, jakim człowiekiem jestem dzisiaj?

      – Nie na darmo dostałeś przezwisko Atlas. Ty…

      – No cóż, opinię o mnie wyrobiłeś sobie jeszcze w szkole i nie masz pojęcia, jak bardzo zmieniłem się od tamtych czasów. Nie powołuj się na listy, w których przechwalałem się bohaterskimi czynami. Większość z nich to wierutne kłamstwa.

      – Tej wiosny wiele tygodni spędziliśmy razem. Dopóki nie poślubiłem Clare…

      – Nie zauważyłeś, ile w tym czasie wlałem w siebie brandy? I jak bardzo cię wykorzystywałem? Czy tak postępuje człowiek…? – Harry urwał i drżącymi palcami przejechał po włosach. To trochę dziwne wmawiać komuś, że nie jest się człowiekiem honoru, jakby to była zaleta. A przecież od chwili, kiedy został uwolniony przez francuskich porywaczy, był przekonany, że się do niczego nie nadaje, że jest nic niewart.

      – Przestałeś mnie wykorzystywać, jak to sam określiłeś, na wiadomość, że zamierzam się ożenić. Wiem, że od tamtej pory ledwie wiązałeś koniec z końcem, i to zupełnie niepotrzebnie…

      A niech to! Rawcliffe znów próbował jego działaniom przypisać szlachetne motywy. Natomiast prawda była taka, że zarówno Rawcliffe, jak i Becconsall od czasu, gdy stanęli przed ołtarzem, byli tak nieprzyzwoicie szczęśliwi, że Harry nie mógł znieść bliskości zarówno ich, jak i ich beztroskich małżonek.

      – Posłuchaj mnie, Rawcliffe. Podczas gdy ty przez ostatnie dwanaście lat żyłeś sobie wygodnie, praktycznie nic nie robiąc, ja żeglowałem po świecie, walcząc z wrogami Anglii i wszelkimi sposobami próbując ich zniszczyć. Wszelkimi, powtarzam! Nie było tak brudnego chwytu, którego bym się nie imał, jeśli służyło to bezpieczeństwu moich ludzi albo sprowadzało śmierć na wrogów. Czy myślisz, że cofnąłbym się przed najdrastyczniejszymi środkami, byle tylko morderców Archiego postawić przed sądem?

      – Szczerze mówiąc, tak myślałem. Robiłeś wrażenie, jakby ci już na niczym nie zależało poza kolejną butelką whisky.

      Te słowa podcięły Harry’emu skrzydła. Nawet jeśli były w pełni zasłużone.

      – Posłuchaj – powiedział – kiedy ty i Ulisses przejmowaliście się utratą jakichś kosztowności, mnie to nic nie obchodziło, przyznaję. – Co go mogły obchodzić jakieś błyskotki zdobiące szyje starych, opasłych i bogatych kobiet, podczas gdy na morzu ginęli ludzie, którzy zasłużyli na znacznie więcej? – Tak czy owak, Ulisses szukał tylko okazji, żeby zrobić wrażenie na lady Harriett, a patrząc na to z twojej strony, w poszukiwaniu złodzieja też miałeś ukryty cel. Po prostu chciałeś się wyrwać z nudnej egzystencji, którą wiodłeś. Tak samo jak wtedy, gdy Archie udał się do Dorset, żeby odwiedzić starą kuzynkę, która była w to wszystko zamieszana. Uważałem, że będzie z korzyścią dla niego, kiedy przestanie się trzymać twoich portek i spróbuje się sprawdzić.

      Teraz z kolei żachnął się Rawcliffe. Postukując w nóżkę kieliszka, w dobitny jak na niego sposób okazywał zniecierpliwienie.

      – Ale ktoś go zabił – po chwili podjął Harry. – A to zmienia wszystko.

      – Niezupełnie wszystko. Mówiąc szczerze, uznaliśmy, że nie byłoby cię stać na zrealizowanie planu, jaki wraz z Ulissesem uznaliśmy za skuteczny.

      – Nie byłoby mnie stać? – Co do tego nigdy nie miał wątpliwości. Mógł popełniać różne głupstwa, ale nikt nie zaprzeczy, że walczył jak lew, by minimalizować skutki swoich błędów. – Nie jestem tchórzem.

      – Tu nie chodzi o tchórzostwo. I nie powtarzaj mi, że nie znam cię takiego, jakim teraz jesteś. Od twojego powrotu do Anglii minęło kilka miesięcy, więc jesteś dostatecznie długo, żebym się mógł przekonać, jakim stałeś się człowiekiem. Pamiętaj, że ty jeden spośród nas wszystkich próbowałeś bronić biednej lady Harriett, kiedy znaleźliśmy ją samotną w parku o świcie. Ty jeden okazałeś jej respekt.

      – Ale to co innego… kobieta… samotna…

      – No właśnie… – zaczął Rawcliffe tonem z lekka zniecierpliwionym. – By postawić przed sądem mordercę Archiego, trzeba będzie oszukać kobietę, i to wysoko urodzoną. W tym tkwi sedno planu Ulissesa. I chyba się nie mylę, jeśli powiem, że uwodzenie naiwnej dziewicy nie jest w twoim stylu.

      – Uwodzenie dzie…? – Harry potrząsnął głową i spojrzał na trzymaną w garści słomkę. – Za późno. Wygląda na to, że taki już mój los. – A zresztą czy jest coś, za co mógłby pogardzać sobą bardziej niż za to, co już w życiu zrobił?

      – Cholerny los! – Rawcliffe uderzył otwartą dłonią w blat stołu, w ten nietypowy dla siebie sposób objawiając emocje. – Nie