4 maja 1945 roku w bawarskim Bad Tölz dostaje się w ręce Amerykanów. Ci biorą go początkowo za esesmana z Dachau. W końcu Göth postanawia się przyznać do służby w Płaszowie, ale zarazem zaprezentować ją w korzystnym świetle. Oficerowi śledczemu wręcza 20 lutego 1946 roku kilkustronicowe wyjaśnienia spisane odręcznie i – jak zapewnia – zupełnie dobrowolnie. Przedstawia się jako wydawca i rolnik. Pisze, że od 1943 roku był komendantem obozu pracy Plaszow, w którym przebywało jednorazowo od około trzech do dwunastu tysięcy więźniów. Zapewnia, że osadzeni mieli dobre wyżywienie i warunki sanitarne. Jeśli w obozie „w nielicznych przypadkach” zdarzały się egzekucje, to za sabotaż czy kontakty z partyzantami. Swoje aresztowanie we wrześniu 1944 roku wiąże z wykroczeniami dewizowymi. „Przysięgam na Boga wszechmogącego, że nie powiem niczego innego niż szczerą prawdę, niczego nie przemilczę i niczego nie dodam”114 – oświadcza.
Jego nazwisko Amerykanie umieszczają na liście esesmanów publikowanej w niemieckiej prasie. I wtedy zaczynają się zgłaszać liczni świadkowie zbrodni Götha. Część z nich składa zeznania w Niemczech, lecz zapada decyzja, że były komendant zostanie wydany władzom w Warszawie. Gdy Göth trafia do Polski, Amerykanie przekazują też Polakom zebrane materiały na jego temat.
29 maja 1946 roku Sehn i sędzia Stanisław Żmuda dokonują oględzin terenu byłego obozu płaszowskiego, położonego na południowo-wschodnich krańcach Krakowa, na styku Podgórza, Płaszowa i Woli Duchackiej. „Grunta te zabrano ich właścicielom bez jakiegokolwiek odszkodowania. […] Grunta skarbowe przepisano hipotecznie na Generalne Gubernatorstwo”115 – dyktują do protokołu prawnicy. Okupanci doprowadzili tu tory kolejowe i wybudowali drogi, które wyłożyli płytami nagrobnymi z dwóch zrównanych z ziemią cmentarzy żydowskich. Niemiecki obóz pracy przymusowej Plaszow, przemianowany z początkiem 1944 roku na obóz koncentracyjny, szybko się rozrastał. Miał własne warsztaty produkcyjne, a nawet kamieniołomy. Baraki otoczono drutem pod napięciem, dookoła postawiono wieże strażnicze i potężne reflektory. Na miejscu Sehn i Żmuda stwierdzają jednak, że „zachowały się niektóre tylko budynki administracyjne i gospodarcze. Ogrodzenie obozowe zostało rozebrane, o istnieniu obozu świadczą dziś tylko ruiny fundamentów po rozebranych, względnie zniszczonych obiektach obozowych”. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie ma niewiele czasu do rozpoczęcia procesu – i dużo pracy przed sobą. Fotografie wykonane podczas oględzin nie dają dobrego wyobrażenia o tym, co się działo za drutami jeszcze dwa–trzy lata wcześniej. Nieco więcej mówi sam protokół. „Do masowego mordowania więźniów wybudowano komory gazowe, a do zacierania śladów morderstw projektowano budowę krematorium. […] Komór gazowych nie zdołano jednak uruchomić” – notują Sehn i Żmuda. Nawet bez tych urządzeń Płaszów stał się dla osadzonych synonimem piekła na ziemi. „Dla aryjczyków był obóz […] środkiem zastępczym kary więzienia za drobne przekroczenia administracyjne. Dla Żydów pomyślany był i stał się w praktyce obozem wyniszczenia, w którym wydani byli oni na pastwę i samowolę kierownictwa rozporządzającego nieograniczonymi pełnomocnictwami do maltretowania i bezkarnego masowego mordowania więźniów-Żydów” – czytamy w dokumencie.
Potwierdzają to liczne zeznania świadków przesłuchiwanych w Krakowie i innych miastach. Zeznający w Gliwicach Jakub Kornhauser – notabene dziadek Agaty Kornhauser-Dudy, żony prezydenta RP – charakteryzuje Götha jako „sadystę i zwyrodnialca, który tylko wtedy był zadowolony, gdy widział krew”116. Podobnie wyrażają się inni dawni więźniowie. Wymieniają – często z nazwiska – liczne osoby zastrzelone przez Götha lub zgładzone z jego rozkazu w obozie płaszowskim i w czasie likwidacji gett.
Amon Göth w czasie procesu przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, Kraków, sierpień/wrzesień 1946 roku
fot. Jerzy Rys
Z cierpieniami ofiar kontrastuje dostatek komendanta. Schmeiser Fischel do Płaszowa trafia z getta w Krakowie w marcu 1943 roku. Jako cholewkarz znajduje zatrudnienie w obozowym warsztacie. „Robiliśmy dla Götha półbuciki, całe buciki, buty skórzane, filcowe, lakierowe […], były to wszystko wyroby luksusowe. To samo odnosi się do zamówień dla kochanek Götha i dla jego znajomych” – zeznaje przed Sehnem. Tłumaczy, że skóra na te wyroby pochodziła z towarów zrabowanych przy likwidacji gett. Na podobnej zasadzie na potrzeby Götha i jego znajomych pracował obozowy warsztat krawiecki. „Wykonywaliśmy te jego zamówienia ze specjalną starannością, ponieważ za najdrobniejsze niedociągnięcie bił nas i maltretował w nieludzki sposób”117 – mówi Fischel.
Sam Göth, od 30 lipca 1946 roku przetrzymywany w krakowskim więzieniu przy ulicy Montelupich, jest traktowany znacznie bardziej po ludzku. Tak jak inni dygnitarze nazistowscy czekający w Krakowie na swe procesy – Rudolf Höss, Josef Bühler i Curt von Burgsdorff – otrzymuje możliwość „czytania obojętnych książek w języku niemieckim, z wyłączeniem dzienników, spisywania swoich pamiętników czy obrony”. Dodatkowo naczelnik więzienia ma się starać, „aby wymienieni wyżej nie zaniedbywali się w higienie (czysta bielizna, spacer)”118. Na tak dobre warunki w aresztach i więzieniach nie mogą liczyć działacze podziemia niepodległościowego i opozycyjnych partii politycznych przetrzymywani przez komunistów. Liczne są też relacje o bestialskich torturach stosowanych przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa wobec przeciwników reżimu.
Na niemieckich zbrodniarzach nie trzeba wymuszać wyjaśnień, bo dowodów ich winy nie brakuje. Ale jest jeszcze inny istotny powód łagodnego traktowania tych ludzi. Tadeusz Cyprian, prokurator Najwyższego Trybunału Narodowego, tłumaczy swemu krakowskiemu koledze Michałowi Trembałowiczowi, że na rozprawach przeciwko Göthowi i jemu podobnym „będą niewątpliwie obserwatorzy zagraniczni”. Z tego względu uważa „za celowe, aby kondycja wymienionych więźniów, tak fizyczna, jak i moralna, była jak najlepsza podczas rozprawy”119.
W roku 1946 Göth jest wprawdzie wyraźnie szczuplejszy niż w okresie płaszowskim, ale już w niewoli amerykańskiej skarżył się na złe wyżywienie. Nie traci za to pewności siebie, a przynajmniej nie daje tego po sobie poznać. „Powiedziałam mu w trakcie przesłuchania, że jest mi bardzo przykro, że jest on wiedeńczykiem, a to dlatego, że moja matka też była wiedenką i dotąd nie przypuszczałam, iż we Wiedniu mógł się urodzić taki zbrodniarz – będzie wspominała protokolantka Krystyna Szymańska. – Tę moją wypowiedź rozmówca zripostował w spokojnym tonie słowami: »Proszę pani, w każdym społeczeństwie rodzą się wyrzutki«”120.
Jeśli takie słowa faktycznie padły, to poza protokołem. Oficjalnie Göth nie ma zamiaru wziąć na siebie winy. Pokazuje to już przesłuchanie z 12 sierpnia, prowadzone po niemiecku przez Sehna. Prócz Szymańskiej krakowskiemu prawnikowi towarzyszą prokuratorzy Jan Jasiński i Wincenty Jarosiński.
Były komendant przedstawia się jako obywatel austriacki, dwukrotnie żonaty i rozwiedziony, ojciec dwójki dzieci121. Pomija trzecie dziecko, nieślubną córkę Monikę, która urodziła się kilka miesięcy po wojnie. Zgodnie z prawdą przedstawia swoją rangę w SS – Hauptsturmführer, czyli odpowiednik kapitana. Mówi krótko o