Wszystko będzie dobrze, gdy tylko zaspokoję głód i pragnienie kawy.
2
Wszechświat chyba jednak mnie nie znienawidził, ponieważ w Olive & Ivy dostrzegłam wolne miejsce. Była to popularna restauracja, więc nic dziwnego, że niezajęty pozostał tylko jeden stołek przy kontuarze otaczającym niewielką salkę. Młoda, dwudziestokilkuletnia kobieta, siedząca na miejscu obok wolnego stołka, zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, a po chwili zachęcający uśmiech rozjaśnił jej twarz. Ha. Miałam nadzieję, że jej nieskrywane zainteresowanie mną oznacza chęć przypilnowania dla mnie miejsca, podczas gdy ja będę zamawiać jedzenie. Okrążyłam ją, czując na sobie jej uważne spojrzenie. Już miałam ją poprosić, żeby zajęła mi wolny stołek, kiedy na blacie tuż przy nim wylądowała ciężka torba na laptopa, z takim hukiem, że aż podskoczyłam.
– To miejsce jest zajęte.
No nie!
Nie ma mowy!
Nie!
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam znajomego irytującego osobnika, który dziś już pojawił się w moim życiu.
– Tak, jest zajęte. Przeze mnie!
Szkot patrzył na mnie z bezczelnym, niezmąconym spokojem.
– A złożyłaś już zamówienie? Bo ja tak. Jako pełnoprawny klient mam pierwszeństwo przed stukniętym, przemądrzałym krasnalem, przekonanym, że wszystko mu się od życia należy.
Wzniosłam oczy do nieba, ale oczywiście zamiast Wszechświata zobaczyłam sufit.
– Ja chyba śnię – wymamrotałam.
– O, proszę. Na dodatek gadasz do siebie. Najlepszy dowód na to, że jesteś stuknięta.
Zgromiłam go wzrokiem.
– Znów ten niepoprawny politycznie język.
– Skarbie, popatrz na mnie. – Uśmiechnął się krzywo. – Cały jestem niepoprawny politycznie.
– Tylko nie „skarbie” – zaprotestowałam. – Nie spoufalaj się.
Pochylił się nade mną, przygwożdżając mnie do miejsca zimnym spojrzeniem niebieskich oczu.
– Nie zamierzam się znów z tobą kłócić w publicznym miejscu. Sio stąd, do cholery!
Czy właśnie powiedział do mnie „sio”?
„Sio”!
Zdecydowanym ruchem odsunął stołek, aż musiałam się cofnąć, żeby mnie nim nie uderzył. Zauważył moje zdziwienie i, ku swojemu zaskoczeniu, na jego twarzy dostrzegłam nie tylko irytację, lecz także pogardę.
– Pewnie jesteś przyzwyczajona, że mężczyźni padają do twych stóp, więc dam ci jeszcze dwie sekundy na zdziwienie. Ale jeśli za pięć sekund jeszcze tu będziesz, narobię ci cholernego wstydu na całe lotnisko.
– Często przeklinasz. – To były jedyne słowa, jakie dałam radę z siebie wydusić, czując tak silną niechęć z jego strony.
Jego mina stawała się coraz groźniejsza.
– Pięć, cztery, trzy…
Prychnęłam z oburzeniem, przerywając mu odliczanie, i już miałam odejść, ale siedząca obok młoda kobieta położyła mi dłoń na ramieniu.
– Ja już kończę, więc może pani zająć moje miejsce.
Uśmiechnęłam się do niej słodko.
– To bardzo miło z pani strony – powiedziałam, a potem dodałam, podnosząc głos: – Ale wolałabym popełnić harakiri wykałaczką, niż siedzieć obok tego nieokrzesanego fiuta, którego zachowanie przeczy pogłoskom, że Szkoci to najsympatyczniejszy naród świata.
Dokończywszy zdanie, odwróciłam się szybko, dramatycznym gestem odrzucając włosy do tyłu, i odeszłabym jako zwyciężczyni w tej słownej szermierce, gdybym nie usłyszała, jak koleś wybucha pełnym rozbawienia niskim śmiechem.
Ten dźwięk wyraźnie wybił mnie z rytmu.
Bezczelny Szkot nie pozwolił mi nawet oddalić się z gracją.
Zamiast pysznej sałatki kupiłam gotową kanapkę z lodówki i choć zupełnie nie miała smaku, zjadłam ją, siedząc pod przypadkową bramką i gapiąc się na góry. Upływ czasu sprawił, że nieco ochłonęłam, a bolesne wspomnienie minionego tygodnia pomogło spojrzeć na wszystko z odpowiednim dystansem. Kiedy poczułam się wystarczająco spokojna, postanowiłam podejść do jednego z lotniskowych stoisk z napojami i kupić kawę. Przy najbliższym stoisku już tworzyła się kolejka, więc przyśpieszyłam kroku, żeby się w niej ustawić, zanim stanie się jeszcze dłuższa.
Na widok okazałej postaci Szkota Sukinkota, która zmierzała ku stoisku z przeciwnej strony, podkręciłam tempo i niemal podbiegłam do celu. Wyhamowałam tuż za mężczyzną w garniturze, niechcący potrącając jego torbę moją walizką. Rzucił mi przez ramię gniewne spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się przepraszająco i zaraz potem triumfalnie spojrzałam na Szkota, który właśnie stanął za mną.
– Kto ostatni, ten gapa – powiedziałam, nie przejmując się tym, że zabrzmiało to dość infantylnie.
– Wiesz, można by pomyśleć, że masz cztery lata.
– W końcu cię prześcignęłam. To wiem na pewno.
– Świruska.
– Prostak.
– Jędza.
Skrzywiłam się, słysząc tę obelgę, która zabrzmiała nawet gorzej niż „świruska”.
– Głupi fiut.
– Masz chyba jakąś obsesję na punkcie mojego fiuta.
– Słucham? – Odwróciłam się oburzona.
– Nieokrzesany fiut. Głupi fiut – zacytował mnie.
– To były obelgi.
– Z bardzo specyficznym odniesieniem.
Ku swojemu przerażeniu przeniosłam wzrok na jego krocze, jakby nagle moje oczy zaczęły żyć własnym życiem. Dobry Boże! Zaczerwieniłam się po same uszy i szybko powędrowałam spojrzeniem w dół, na jego ciemnoniebieskie dżinsy i luźno zasznurowane buty motocyklowe.
Miał duże stopy.
Wiesz, co mówią… Spokój! Nieważne, co mówią.
– Takie uprzedmiotowienie bardzo mnie zabolało.
Czerwona jak pomidor spojrzałam na jego twarz. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
– Dobra. Nieźle się bawię, wgniatając cię w ziemię podczas tych słownych potyczek, ale naprawdę chce mi się kawy. – Bez dalszych wyjaśnień wyszedł z kolejki i przeszedł na sam jej przód.
Co jest, do cholery!
Podążyłam za nim, rozwścieczona, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach, która podskakiwała gwałtownie, jakby wyczuwając mój gniew.
– Mój samolot niedługo startuje i już wzywają pasażerów do wejścia na pokład – powiedział do kobiety, która właśnie miała zostać obsłużona. – Zachce mnie pani przepuścić? – zapytał niemal uprzejmie.
– Ależ oczywiście. – Kobieta najwyraźniej nie mogła mu się oprzeć. Patrzyła na