A potem nagle przestał. Przerwał pocałunek, bezlitośnie odrywając wargi od warg Helen, i wypuścił ją z objęć. Okrzyk protestu wyrwał się jej z gardła, kiedy bezceremonialnie została odstawiona na bok. Zaskoczona i oszołomiona patrzyła, jak Winterborne odchodzi do okna. Choć bardzo szybko odzyskał formę po wypadku kolejowym, nadal lekko utykał. Stał, odwrócony do niej plecami, skupiony na widocznej w oddali zielonej oazie Hyde Parku. Dostrzegła, że jego zaciśnięta dłoń, wsparta o okienną ramę, drży.
Wreszcie głośno wypuścił długo wstrzymywany oddech.
− Nie powinienem tego robić − powiedział.
− Pragnęłam tego. – Helen zaczerwieniła się, zawstydzona własną śmiałością. – I… I żałuję, że pierwszy raz nie był taki jak ten.
Milczał. Z irytacją szarpnął sztywny kołnierzyk koszuli.
Helen dostrzegła, że piasek w klepsydrze się przesypał. Podeszła do biurka i odwróciła ją.
− Powinnam być z tobą bardziej szczera. – Przyglądała się, jak strumień piasku zaczyna na nowo mierzyć nieubłagany upływ sekund. – Ale nie jest mi łatwo zwierzać się ludziom z tego, co myślę i czuję. Poza tym dręczyło mnie coś, co powiedziała Kathleen. Że uważasz mnie wyłącznie za… po prostu za nagrodę, która ci się należy. Bałam się, że ma rację.
Winterborne odwrócił się i oparł plecami o ścianę, krzyżując ramiona na piersi.
− Bo miała rację – potwierdził ku zaskoczeniu Helen. Kącik jego ust skrzywił się gorzko. – Jesteś piękna niczym księżycowy promień, cariad, a ja nie mam nic z subtelnego pięknoducha. Jestem tylko zabijaką z Północnej Walii, który ma pociąg do piękna. Zgadza się, uważałem cię za nagrodę. Zawsze nią byłaś. Ale nie tylko dlatego cię pragnąłem.
Przyjemność, jaką sprawił Helen jego komplement, uleciała wraz z ostatnimi zdaniami.
− Czemu użyłeś czasu przeszłego? – Zamrugała niepewnie. – Przecież… nadal mnie pragniesz, prawda?
− Nieważne, czego pragnę. Trenear teraz już nie wyda zgody na ślub.
− Przecież sam to sugerował. Jeśli pokażę mu, że bardzo chcę cię poślubić, na pewno się zgodzi.
Milczenie, które jej odpowiedziało, było nieznośnie długie.
− A więc nikt ci nie powiedział…
Helen popatrzyła na Rhysa pytająco.
Wepchnął dłonie w kieszenie i westchnął.
− Fatalnie się zachowałem, kiedy przyszła Kathleen. Kiedy mi powiedziała, że nie chcesz mnie więcej widzieć… − Urwał i ponuro zacisnął usta.
− Co zrobiłeś? – zapytała Helen, marszcząc brwi.
− Och, nieważne. Trenear przyszedł po nią i nam przerwał. O mało się nie pobiliśmy.
− Co przerwał? I co mu zrobiłeś?
Umknął spojrzeniem w bok i jego napięta szczęka się rozluźniła.
− Obraziłem ją… Propozycją małżeńską.
Oczy Helen rozszerzyły się gwałtownie.
− Mówiłeś to poważnie?
− Ależ skąd – warknął Rhys. – Nie dotknąłbym jej nawet palcem. Chciałem ciebie. Nie interesowała mnie ta mała zołza. Byłem wściekły, że miesza się w moje sprawy.
Helen popatrzyła na niego z naganą.
− Jesteś jej winien przeprosiny.
− Ona mi też – odparował. – Przez nią straciłem żonę.
Choć Helen kusiło, żeby wytknąć mu nielogiczność takiego rozumowania, ugryzła się w język. Wzrastała w rodzinie słynącej z wybuchowych charakterów i uporu, toteż wiedziała, że trzeba wybrać właściwy moment, aby wytknąć komuś jego błędy. A Rhysem w tym momencie targały demony, które nie pozwalały mu myśleć racjonalnie.
Rzeczywiście, fatalnie się zachował. I nawet jeśli Kathleen zechce mu wybaczyć, Devon na pewno tego nie zrobi. Devon bowiem był szaleńczo zakochany w Kathleen, a do tego dochodziły jeszcze chorobliwa zazdrość i zaborczość, które prześladowały pokolenia Ravenelów. Jakkolwiek Devon był bardziej rozsądny niż paru poprzednich earlów, nadal daleko mu było do normalności w tym względzie. Każdy mężczyzna, który ośmielił się wystraszyć czy obrazić Kathleen, zasługiwał na jego dozgonną nienawiść.
Właśnie dlatego Devon od razu wycofał zgodę na zaręczyny. Fakt, że ani on, ani Kathleen nie wspomnieli o tym Helen, był uwłaczający. Na litość boską, jak długo jeszcze będą ją traktowali jak dziecko?
− Moglibyśmy uciec – zaproponowała, choć niezbyt pociągał ją ten pomysł.
Rhys Winterborne skrzywił się i pokręcił głową.
− Albo będzie ślub kościelny, albo żaden. Jeśli uciekniemy razem, nikt nie uwierzy, że zgodziłaś się na to z własnej woli. Do licha, nie wyobrażam sobie, aby ludzie mówili, że musiałem się posunąć do porwania narzeczonej.
− Nie ma innego wyjścia.
W ciszy, jaka między nimi zapadła, Helen poczuła, jak włoski jeżą się na jej skórze.
− Jest. − Twarz Rhysa się zmieniła, a oczy błysnęły bystrością drapieżcy. Kalkulował.
Wtem, w nagłym przebłysku intuicji, Helen zrozumiała, że ma przed sobą wcielenie pana Winterborne’a, którego ludzie tak się bali i którego podziwiali – pirata przebranego za rekina biznesu.
Rozdział 3
Niesiona chaosem własnych myśli, Helen wycofała się pod jeden z regałów przy ścianie.
− Nie rozumiem – powiedziała, choć bardzo się bała, że jednak rozumie.
Winterborne z wolna zbliżył się do niej.
− Trenear nie będzie nam stawał na drodze, kiedy się zorientuje, że jesteś bez grosza.
− Przecież nie grozi mi ruina… – Coraz trudniej było jej oddychać. Gorset ściskał ją niczym bezlitosne szczęki.
− Ale chcesz mnie poślubić. – Rhys stanął przed nią i oparł się jedną ręką o półkę regału, tuż obok jej głowy. Poczuła się osaczona. – Mam rację?
Z punktu widzenia moralności współżycie pozamałżeńskie było ciężkim grzechem. A jej już niewiele brakowało, żeby znalazła się z nim w łóżku.
Straszna myśl nagle wyssała rumieńce z twarzy Helen. A jeśli Winterborne prześpi się z nią, a potem nie zechce się ożenić? Jeśli naprawdę jest zdolny do takiej mściwości, może przecież odebrać jej cześć i ją porzucić. Na razie żaden dżentelmen nie poprosił jej o rękę. Co będzie, jeśli nie uda się jej założyć rodziny, stworzyć własnego domu? Stanie się ciężarem dla najbliższych; będzie do końca życia zhańbiona i zależna od innych. Jeśli, nie daj Boże, zajdzie w ciążę, ona i dziecko zostaną społecznymi wyrzutkami. Poza tym fatalna pozycja Helen mogłaby zniweczyć małżeńskie szanse jej młodszych sióstr.
− Skąd mogę wiedzieć, że nie wykorzystasz mnie, a potem nie porzucisz? – spytała.
Cień przemknął przez twarz Winterborne’a.
− Pomińmy na razie