Mocni ojcowie, mocne córki. Meg Meeker. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Meg Meeker
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 978-83-7595-463-0
Скачать книгу
mężczyznę podbudować, które możesz wykorzystać, by go pochwalić, docenić jego zaangażowanie, postawę, decyzje w odniesieniu do córki. Skup się na tym, co pozytywne. Wyszukaj na podstawie tej książki mocne strony Twojego męża jako ojca. Może on je ma, a Ty ich nie widzisz? Często jest tak, że to, co złe, widzimy przez szkło powiększające i jest dla nas drażniące, a to, co dobre, traktujemy jako oczywiste i po pewnym czasie przestajemy zauważać…

      Jeśli będziesz umiała znaleźć i powiedzieć mężowi kilka pozytywnych rzeczy na podstawie tej książki, wtedy możesz zrobić następny krok: w odpowiednim momencie, stanowczo, ale z łagodnością, pokazać mu fragment książki dotyczący obszaru, w którym Twoim zdaniem mąż ma sporo do poprawienia. Jeden fragment. Może parę stron tekstu. Twój mąż kocha swoją córkę i chce być dobrym ojcem. Daj mu czas, by przetrawił tę wskazówkę, i koniecznie doceń go, gdy zauważysz, że choć trochę coś w tej sprawie zmienił. I dopóki go za to nie pochwalisz, nie pokazuj mu następnego fragmentu odnoszącego się do jego kolejnej słabej strony.

      Szymon Grzelak

      Doktor psychologii, autor poradnika dla rodziców Dziki ojciec. Jak wykorzystać moc inicjacji w wychowaniu (Poznań 2009), autor i realizator cenionego programu profilaktycznego Archipelag Skarbów (www.program.archipelagskarbow.eu), który uczy młodzież mądrego podejścia do miłości, seksu i życia wolnego od uzależnień.

      Wstęp

      Chwila wytchnienia w pracy, bo do pokoju wchodzi sympatyczny kolega, mistrz w opowiadaniu dowcipów. Wszyscy odwracają wzrok od komputerów, palce przestają stukać w klawiaturę. A on roztacza przed słuchaczami wizję wieczoru w firmie, gdzie znudzeni mężczyźni spoglądają co jakiś czas na zegarek. Wreszcie jeden mówi: „Wychodzę, żona pewnie już położyła dzieci spać”. „A ja jeszcze posiedzę, może wyprowadzi też psa”. Słuchacze parskają śmiechem, ale po chwili cichną.

      Gdy z ogromnym zaciekawieniem czytałam książkę MegMeeker, nachodziły mnie na przemian osobiste wspomnienia oraz refleksje związane z wieloletnią pracą w redakcji „Małego Gościa Niedzielnego”.

      Najstarszy obraz pochodzi z mojego bardzo wczesnego dzieciństwa. Niechcący usłyszałam rozmowę mamy z sąsiadką. Opowiadała z oburzeniem, że rośnie ze mnie spryciara, ponieważ gdy idę z nią do sklepów lub do kościoła, to wciąż narzekam, że bolą mnie nogi, i wymuszam branie na ręce. Tymczasem poprzedniego dnia powędrowałam z ojcem do sąsiedniego miasta, pokonując radośnie kilka kilometrów. Do dzisiaj pamiętam własne zdumienie. Przecież naprawdę bolały mnie nogi, gdy szłam z mamą, a nic mi nie dolegało podczas wędrówki z ojcem. To nie był spryt małego dziecka. MegMeeker tłumaczy to zjawisko. Dowiadujemy się z jej niezwykłego poradnika, że nawet niemowlęta wypadają w testach lepiej, jeśli ojciec angażuje się w opiekę. Dziewczęta mające kochających ojców potrafią być asertywne, a otoczone czułością nie mają problemów z poczuciem własnej wartości i nie szukają zbyt wcześnie bliskości u kolegów.

      Po latach właśnie ojciec pomagał mi najlepiej przy gromadce małych dzieci. Przychodził w środy i bez względu na pogodę ruszali na pola i łąki, wracali wykończeni i szczęśliwi. A dziadek mówił: „Gdy jako bardzo młody mężczyzna zostałem ojcem, to wydawało mi się, że dziecko ogranicza mi dostęp do wszystkiego, co ważne – meczów, koncertów, kolegów, imprez. Jako dziadek już wiem, że to wszystko jest bardzo mało ważne w porównaniu z tym, co możemy z siebie dać małemu człowiekowi”.

      Od kilkunastu lat prowadzę w „Małym Gościu Niedzielnym” rubrykę „Darmowe korepetycje”. Odpowiadam nastolatkom na listy, w których przedstawiają swoje problemy. Nie ma tygodnia, bym nie czytała wynurzeń tego rodzaju: „Moje życie nie ma sensu. Już prawie nic mnie nie cieszy, najchętniej zrezygnowałabym z życia, ale wiem, że nie wolno”. Młode autorki nie radzą sobie z poczuciem pustki, nie widzą wokół siebie powodów do radości, brakuje im entuzjazmu. Takie listy często prowokują do dłuższej korespondencji. Siłą rzeczy poznaję sytuację rodzinną autorek. Dosyć szybko zauważyłam, że problemy z niską samooceną mają nastolatki, które są surowo wychowywane, nie czują w domu wsparcia, które są nieustannie krytykowane. Od kilku lat próbuję wspierać i przekonywać dziewczyny, które się okaleczają. Ich ramiona i uda są regularnie rozdzierane przez cyrkle, nożyczki lub inne narzędzia, a rodzina nie ma o tym pojęcia. I znowu okazuje się, że przyczyna tkwi często w chorych układach rodzinnych. Wyjątkowo często są to dzieci rozwiedzionych rodziców lub córki zasadniczych i oschłych ojców prowadzących życie na pokaz. Od ponad roku coraz więcej listów dotyczy odchudzania. Atakowane przez kulturę masową dziewczyny są przekonane, że staną się popularne, podziwiane i atrakcyjne, jeśli tylko stracą kilogramy. Ten problem dopiero do nas dociera. Tym bardziej pomocna będzie książka, w której bardzo wiele miejsca autorka poświęca temu problemowi. Okazuje się, że najlepszym sposobem, by córka nie cierpiała na zaburzenia w odżywianiu, jest czas spędzany z ojcem, który wie, jak swoje dziecko podbudować, gdy media narzucają bzdurne wzorce. Rozdziały poświęcone temu problemowi pełne są cennych i konkretnych wskazówek. Warto je sobie przyswoić, bo plaga zaburzeń w odżywianiu, na które cierpi wielka liczba nastolatek w USA, szybko dotrze i do nas.

      Czytając tę niezwykle mądrą książkę, wspominałam wciąż moją najwytrwalszą czytelniczkę. Pierwszy raz napisała w gimnazjum. Jej list to był wielki protest przeciwko temu, że tato wyjechał do pracy za granicę, a ona tego nie wytrzyma. Ojciec wrócił przed czasem i wbrew obawom nie tylko dostał pracę, ale założył własną firmę i świetnie prosperuje. Nie podejrzewam, by przeczytał jakiś poradnik na temat wychowania. On po prostu kocha żonę i córki, żyje dla nich i z nimi, spędza z rodziną bardzo dużo czasu, świetnie godzi zwaśnione często kobiety, wprowadzając męskie opanowanie, inny punkt widzenia. Rezultaty są niesamowite – córka nie tylko uczy się rewelacyjnie, ale jest w pełni dojrzała emocjonalnie, nie ma kompleksów, spokojnie przeszła przez dojrzewanie, działa w szkolnym samorządzie, w hospicjum, w lokalnych pismach, potrafi nawet zarabiać, nie miała zachwiania w wierze, z dumą nosi obrączkę Ruchu Czystych Serc i nie ma tematu, którego by z ojcem nie omawiała. Oto fragment jej listu pisanego tuż przed półmetkiem w liceum:

      „Moi rodzice nie są za grosz uciążliwi. Dlatego idą na półmetek, bo mi to wszystko jedno. Nie będę przemycać wódki pod płaszczem, więc co tam. Niech idą i finał. Koleżanki mi zazdroszczą rodziców. I tak ich lubią, że pisały mojemu tacie SMS-y, żeby poszedł na półmetek. Jak się dowiedziały, że pójdzie, to skakały z radości, a on im obiecał, że z nimi zatańczy. Moi rodzice są inni niż ich – z moimi luz, moim mówimy, cośmy głupiego zrobiły, nie musimy niczego ukrywać. One swoim nic nie powiedzą. Moi są jak pogotowie. Córka dzwoni, tato przyjeżdża. Córka ma wrócić, ale jednak zostanie dłużej, to pisze SMS-a i siedzi. Tylko ja ich nigdy nie zawiodłam. Jak się umawiałam, to minutę przed umówioną godziną byłam w domu albo dzwoniłam. A jak mi się coś zmienia, zawsze SMS. No i to, że oni zawsze wiedzą, gdzie jestem, co robię i z kim. Nigdy ich nie oszukałam. Znają moje zasady, wiedzą, że pewnych granic nie przekroczę. Jesteśmy wobec siebie szczerzy”.

      Wzruszające były jej wcześniejsze listy, gdy jako gimnazjalistka biegała z ojcem do sklepów, a widząc rówieśników z piwem w parku, potrafiła zawiadomić straż miejską i dochodziła, kto im sprzedaje alkohol.

      Tak bardzo było mi żal jej rówieśniczki, która przez rok w liceum zmagała się z depresją. Nie potrafiła porozumieć się ze zgorzkniałą mamą, trudno było jej prosić o pomoc ojca, który kilka ulic dalej żyje pochłonięty nową rodziną. Zresztą nigdy nie mieli kontaktu, odszedł, gdy była mała. Udało się ją namówić, by poszła do specjalisty, który udzielił skutecznej pomocy.

      Bardzo chętnie odpowiadam na listy, w których nastolatki skarżą się, że rodzice nie pozwalają im późno wracać do domu, kontrolują ich życie. Pewnie, że czasami przesadzają z nadopiekuńczością lub rygorem czy też