Wyzwanie dla milionera. Линн Грэхем. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Линн Грэхем
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Vows for Billionaires
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-4504-3
Скачать книгу
uśmiechnął się szeroko.

      Ależ to żałosne, że człowiek o jego prezencji i pozycji jest na tyle cyniczny i niepoukładany – pomyślała, odprowadzając go wzrokiem, najwyraźniej zadowolonego z rezultatów swej bezczelnej próby przekupstwa.

      Przecież dobrze wiadomo, czego chciał. Wcale nie bliżej poznać Freddie, tylko zobaczyć z bliska, jaką nosi bieliznę. Sprowokowała go swymi negatywnymi reakcjami, których w swoim zadufaniu nie spodziewał się od żadnej kobiety.

      Jednak odrzucenie oferty tysiąca funtów, gdy ma się na utrzymaniu dwoje małych przysposobionych dzieci, nie wchodziło w grę. Przecież mogłaby ich nareszcie zabrać na jakiekolwiek krótkie wakacje albo lepiej założyć im konto oszczędnościowe na czarną godzinę! Tak… z pewnością przystanie na ofertę Zaca było podyktowane pewnego rodzaju chciwością, ale skoro powiedziała mu jasno, że nie zgodzi się na seks, a on się nie wycofał, będzie mógł winić jedynie swoje rozbuchane ego za tak drogą ekstrawagancję.

      A ona będzie się wyłącznie dobrze bawić i ukarze go w ten sposób podwójnie.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      – Martwisz się czymś? – Freddie zapytała ostrożnie Claire, za wszelką cenę starając się odwrócić uwagę od zbliżającego się niechybnie spotkania z Zakiem. – Taka jesteś ostatnio zamyślona.

      Jej młoda ciocia, atrakcyjna brunetka, z włosami związanymi w koński ogon, wzruszyła tylko ramionami.

      – Sama wiesz, że różnie bywa. Czasem tyle rzeczy się spiętrzy…

      – Pewnie tęsknisz za Richardem.

      Chłopak Claire, Richard, wyjechał do Hiszpanii pomóc rodzicom przy rozkręcaniu firmy, którą tam kupili. Miał wrócić za jakiś czas.

      – Jasne – rzuciła, jakby z przekąsem, i dodała: – wiesz, sorry, ale muszę teraz wracać do moich mejli.

      Zawsze to samo – pomyślała ze smutkiem Claire. – Nigdy nie puści farby na żaden temat… Zresztą może lepiej zająć się własnymi problemami, których zupełnie nie brakuje.

      Obie kobiety nigdy nie były najbliższymi przyjaciółkami, dzielącymi się każdym przeżyciem czy sekretem. Najważniejsze jednak, że wszystko się im dobrze układało.

      Chcąc nie chcąc, Freddie powróciła w myślach do Zaca. Żałowała swej zgody na ich spotkanie praktycznie od chwili, gdy się zgodziła… No cóż. Była osobą szalenie impulsywną. A jeśli facet zacznie się robić nieprzyjemny? Z jego punktu widzenia będzie to strata czasu i pieniędzy. Ona siebie postawi w kłopotliwej sytuacji, a on szybko wpadnie w furię. A przecież podobno jest jej prawdziwym pracodawcą? Choć z jakichś niewiadomych przyczyn nie zamierza się z tym ujawniać.

      Z nerwów postanowiła napisać do Zaca esemesa i przełożyć spotkanie na później, lecz nie dał jej szansy się wymigać. Co więcej, zapewnił ją, że czeka na nie z niecierpliwością. Freddie, sfrustrowana do końca, postanowiła skupić się na swoim wyglądzie i stroju. Zajęła się też dziećmi, które zdecydowała się zabrać na spotkanie.

      Po jakimś czasie elegancko wyszykowani ruszyli do parku, który uwielbiała Eloise, bo mogła się tam wybiegać. Zatrzymali się jak zwykle przy ławce, koło centralnie położonej fontanny.

      – Kogoś spotkamy? – zapytała dziewczynka.

      – Jednego pana… kolegę – skłamała Freddie, bezmyślnie wpatrzona w wózek z Jackiem.

      – Imię?

      – To pan Zac.

      Po co opowiadać takie historie dziecku, skoro Zac wytrzyma w ich towarzystwie równo pięć minut, po czym ucieknie, kiedy zrozumie, że został przez nią wystrychnięty na dudka. Bo czy możliwe, żeby miał poczucie humoru?

      Gdy zobaczyła Zaca w oddali, wstała i nerwowo wyjęła z wózka wyrywającego się przed siebie Jacka. Chłopczyk zaskoczył wszystkich, bo gdy niedawno skończył dziesięć miesięcy, po prostu wstał i zaczął chodzić. Nigdy przedtem nie raczkował ani nie próbował w żaden sposób się przemieszczać. I tak oto, parę miesięcy wcześniej, niż się tego można było spodziewać, Freddie z dnia na dzień przestała mieć w domu niemowlę.

      Tymczasem chwila nadejścia boskiego Zaca zbliżała się nieubłaganie, a serce Freddie biło coraz mocniej, prawie całkowicie uniemożliwiając jej normalne oddychanie.

      Czy te dzieci mogą być z nią? Chyba nie… za młoda, żeby mieć aż dwoje dzieci… ale… wokół nie widać nikogo dorosłego… Czyżbym wpakował się w kompletne piekło? I co mnie tak do niej ciągnie? Może ta jej figura, jest taka… drobna. A może włosy? Gęste, blond z pasemkami, ale wyglądają na całkiem naturalne. Czy oczy? Jak można mieć czekoladowe oczy przy tak jasnym kolorze włosów? O… uśmiechnęła się do mnie, co prawda jakoś sztywno, ale cóż dziwnego, jeśli przyprowadziła mi na spotkanie dwoje dzieci… ha ha ha… jeszcze żadna kobieta mnie tak nie wrobiła, żadna! Gdybym wiedział… uciekłbym! I jak mam jej teraz opowiedzieć o zakładzie z bratem, skoro ma dzieci… mój ukochany samochód znów jest zagrożony!

      – Witaj… Powiedziałeś, że chcesz mnie bliżej poznać. Oto jestem. Ja… no i dzieci – zaczęła bez wstępów, omijając od razu słowo „pan”.

      Gdy usiedli na ławce, maluchy przylgnęły do Freddie. Chłopczyk pokładał się na jej kolanach, a dziewczynka zerkała na Zaca wielkimi, egzotycznymi, ciemnymi oczkami spod grzywy blond loków.

      – Jak się nazywają? – zapytał.

      – Jestem Eloise – przedstawiła się sama mała panna, dygając przed nim z powagą, unosząc przy tym wysoko sukienkę i prezentując bieliznę.

      – Eloise! Zostaw w spokoju sukienkę!

      – A ty jesteś Zac, kolega cioci Freddie – kontynuowała dziewczynka, ignorując wszystko. Po chwili złapała go za nagie ramię, gdzie widniał tatuaż przedstawiający smoka.

      – Co to?

      – Smok.

      – Jak w mojej bajce?

      – A mały ma na imię Jack – Freddie bezskutecznie próbowała się przebić przez wypowiedzi Eloise.

      – Ciocia Freddie? – podchwycił Zac z nieskrywaną nadzieją w głosie.

      Eloise tymczasem usadowiła mu się bez pytania na kolanach, żeby móc dokładnie zbadać tatuaż. Na nic się zdały ponaglenia ciotki, by natychmiast zeszła.

      – Jak widzisz… nie bardzo się daje przy nich rozmawiać… Poza tym nie chciałabym… moja siostra… odeszła w zeszłym roku.

      – I… nie znalazł się nikt inny?

      – No nie… to znaczy, jest jeszcze moja ciocia, Claire, starsza ode mnie o sześć lat. Czyli ma teraz dwadzieścia osiem. To ona jest oficjalnie ich opiekunką, ja byłam za młoda, ale nasz rzeczywisty układ polega na tym, że praktycznie sama zajmuję się dziećmi. Wychodzę tylko wieczorami do pracy, wtedy śpią przy niej. Jak widzisz, w moim życiu nie ma miejsca na nic innego…

      – Ale ja już… zrezygnowałem – skłamał.

      Jest czytelny, gdy kłamie – rozszyfrowała go bezbłędnie Freddie. Ten nagle wymijający wzrok… zaciskanie dłoni na udzie… Jest mną nadal zainteresowany, tylko udaje, że nie, z jakiegoś tam dziwnego powodu…

      – Dlaczego więc chciałeś się spotkać?

      Gdy Jack z uśmiechem wyrażającym akceptację zaczął się wspinać na kolana Zaca, ten wstał delikatnie i powiedział cicho:

      – Przejdźmy się, to ich zajmie.

      Dzieciom