Kurier z Toledo. Wojciech Dutka. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Wojciech Dutka
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-66229-70-9
Скачать книгу
wiosną poprzedniego roku, a pułkownik Beck poczuł się wówczas bardzo samotny. Odtąd sam musiał podejmować decyzje, a do tego się nie nadawał. Jednak Antoni Mokrzycki nie dał po sobie poznać, co naprawdę myśli o swoim przełożonym. Dyplomata w każdym calu.

      Wygładził garnitur. Kwiecień tego roku był ciepły. Wszedł do budynku, po czym podał umundurowanemu podoficerowi Wojska Polskiego (sanacja lubiła mundury) swoje dane. Sprawdzono jego tożsamość, a następnie jeden z wojskowych przekazał telefonicznie, że hrabia Mokrzycki we własnej osobie czeka na spotkanie z ministrem. Po chwili podoficer dał znać, że hrabia może iść na spotkanie.

      – Znam drogę – rzekł na odchodne mężczyzna.

      Antoni Mokrzycki, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, na którym studiował literaturę hiszpańską i historię, miał opinię specjalisty do spraw hiszpańskich i iberoamerykańskich. Rzeczpospolita, będąc krajem suwerennym i niepodległym, nawiązała kontakty dyplomatyczne z wieloma krajami świata. Hiszpania była jednak od Polski i jej spraw tak odległa, że Mokrzycki dziwił się bardzo, iż został wezwany do ministerstwa w trybie tak nagłym, jak gdyby co najmniej zajmował się kwestią niemiecką albo sowiecką.

      Po kilku minutach zapowiedział się w sekretariacie ministra. Sekretarki były miłe, lecz obojętne. Jedna z nich zbliżyła się i powiedziała:

      – Minister czeka na pana hrabiego.

      Mokrzycki przestąpił próg i ujrzał łysiejącą głowę pułkownika Becka siedzącego za pięknym masywnym biurkiem w stylu Ludwika XVI. Na biurku znajdowało się sporo teczek, papierzysk, małe marmurowe popiersie marszałka Piłsudskiego i zdjęcie żony ministra. Po chwili Beck podniósł oczy i powiedział:

      – Dobrze, że zjawił się pan tak szybko.

      – Czy mógłbym zapytać o powód?

      – Mógłby pan – rzekł Beck, podchodząc do niego i serdecznie ściskając Mokrzyckiemu dłoń. – Wezwałem pana, ponieważ otrzymałem bardzo niepokojący raport od księżnej Aristizábal. To dystyngowana, tradycyjna w każdym calu dama, która wykonuje zlecenia dla naszej Dwójki. Przed laty jej syn był ambasadorem w Polsce, miała więc okazję bywać u nas w Warszawie. Prowadzi dziś dwór w Grenadzie, gdzie spotyka się z wieloma ludźmi. Według niej wybuch wojny domowej jest już tylko kwestią czasu. Zawiązał się spisek wyższych dowódców wojska hiszpańskiego przeciw republikańskiemu lewicowemu rządowi. Proszę pomyśleć – ewentualny wybuch wojny w Hiszpanii otworzy naszym wrogom, Niemcom i Sowietom, pole manewru na skalę, jakiej jeszcze nie doświadczaliśmy!

      – Czy to dla mnie zadanie? – zapytał Mokrzycki, przyznając w duchu, że Beck mówi do rzeczy.

      – Nie inaczej. Muszę wysłać mojego najlepszego człowieka do spraw iberyjskich do Hiszpanii.

      – Pochlebia mi pan minister.

      – Pana zadaniem będzie dowiedzieć się na miejscu, jak bardzo Niemcy i Sowieci mogą się tam zaangażować. Oczywiście jeśli to pana interesuje – rzekł minister.

      – Brzmi ekscytująco.

      – Uda się pan do Hiszpanii, do naszej ambasady. Formalnie będzie pan mieć status chargé d’affaires, ale otrzyma daleko większe kompetencje. Będzie pan zbierał informacje wywiadowcze, szczególnie ma pan uważać na Niemców i Sowietów, gdyby pojawili się w Hiszpanii w związku z kryzysem politycznym w tym kraju.

      – Czy sytuacja jest tak poważna? – zapytał Mokrzycki.

      – Niestety tak – odparł Beck. – Tak źle nie było od czasu wyjazdu króla z Hiszpanii. Księżna Aristizábal, którą pan pozna, pisze do mnie, że sytuacja gwałtownie zaostrzyła się w lutym bieżącego roku, kiedy lewica wygrała wybory. Front Ludowy ma większość w parlamencie i zaczyna powrót do wielu bolesnych reform. Płoną kościoły... Lewica uważa, że Kościół jest źródłem zacofania społecznego Hiszpanii. Proszę sobie wyobrazić coś takiego u nas!

      – Niemożliwe. To przecież bolszewizm.

      – Pan tego nie pamięta, ale kiedy bolszewicy szli na Warszawę w 1920 roku, zdarzały się różne rzeczy, w tym wieszanie proboszczów na drzewach. Księżna pisze, że prawica w Hiszpanii oraz armia coś przygotowują. Wiedzą o tym wszyscy, ale rząd uważa, że problemu nie ma, a prawica i katolicy są coraz bardziej przerażeni skalą zmian, jakie wprowadza lewicowy rząd. Pana zadaniem jest połapać się w tym wszystkim. Nie mamy zbyt wielu ważnych agentów w Hiszpanii, stanie się pan więc moimi uszami i oczyma, że się tak wyrażę – skwitował minister Beck.

      – Kiedy mam ruszać?

      – Jak najszybciej. Zakładam, że dwa tygodnie wystarczą panu, aby zamknąć bieżące sprawy w kraju.

      – Właśnie się zaręczyłem.

      – Ach, nie wiedziałem – rzekł Beck zaskoczony. – O niczym pan nie wspominał. Kim jest wybranka pańskiego serca?

      – Monika Skirmuntówna – odparł dumnie młody człowiek.

      – Rodzinę znam, litewska szlachta. Znakomita partia dla pana.

      – Dziękuję, panie ministrze.

      – Czy misja, którą panu powierzam, jest przeszkodą osobistą w obecnej sytuacji?

      Mokrzycki odchrząknął, dobierając słowa, by nie powiedzieć czegoś niestosownego.

      – Myślę, że nie – odrzekł po chwili namysłu. – Znamy się z narzeczoną i rozumiemy. Narzeczeństwo w naszym towarzystwie powinno trwać przynajmniej rok. Jej rodzice wymagają zachowania dobrego tonu we wszystkim. Moi również tego właśnie oczekiwaliby od dziedzica tytułu hrabiów Mokrzyckich, ale jak pan minister wie, od kilku lat jestem sam na tym świecie. Czy narzeczona będzie mogła do mnie przyjechać?

      – Oczywiście. Wrzucimy to w koszty ministerstwa.

      Mokrzycki uśmiechnął się zadowolony. Właśnie takiej odpowiedzi od Becka oczekiwał. Pożegnał się z ministrem. Ustalili, że szczegóły wyjazdu zostaną omówione z szefem protokołu i zarazem dyrektorem organizacyjnym ministerstwa, kapitanem Waredą. Mokrzycki miał dostać bilety na ekspres do Paryża, a stamtąd podróżować dalej do Hiszpanii.

       *

      Po spotkaniu z ministrem Mokrzycki udał się na piechotę do rodziców narzeczonej. To narzeczeństwo było do pewnego stopnia wymuszone sytuacją. Mokrzycki miał nazwisko i majątek nieobjęty hipoteką, czego nie można było powiedzieć o majątku Skirmuntów żyjących ponad stan. To prawda, że Skirmuntówna miała opinię dziewczyny raczej niedostępnej i wyniosłej. Studiowała malarstwo we Lwowie, stąd nieczęsto mogli spotykać się w Warszawie, gdzie na co dzień Mokrzycki pracował. Była od niego o pięć lat młodsza, ale uchodziło to za dobre rozwiązanie w ich towarzystwie. Poznali się na jednym z niekończących się przyjęć wyższych sfer sanacyjnej Polski, na których do dobrego tonu należało znać Eugeniusza Bodo lub chodzić na przedstawienia kabaretu Qui Pro Quo.

      Idąc od Pałacu Brühla, siedziby MSZ, Mokrzycki miał zamiar skręcić w Krakowskie Przedmieście i przejść się słoneczną ulicą pełną ludzi na Stare Miasto, minąć kościół Świętej Anny i Zamek Królewski i dojść na ulicę Freta, gdzie Skirmuntowie posiadali eleganckie mieszkanie. Mokrzycki lubił gwar Warszawy i jej żywą różnorodność. Mijał przekupki, śpieszących się gdzieś studentów ubranych w mundury korporacyjne, inteligentów, robotników i starozakonnych rabinów trzymających się razem i spierających w języku jidysz o sprawy biblijne. Na Krakowskim Przedmieściu kupił w kiosku nowy numer „Skamandra”. Choć dla wielu w jego sferach to pismo uchodziło za „żydowskie” w negatywnym znaczeniu tego słowa, Mokrzycki kupował je zawsze, by podkreślić wśród znajomych, jak bardzo obcy jest mu antysemityzm, który zyskiwał w Polsce coraz większą popularność. Hrabia gardził chłopcami z Obozu Narodowo-Radykalnego,