Noah jest bardziej. Simon James Green. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Simon James Green
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-8154-444-3
Скачать книгу
dłonią po policzku.

      – Uch, naprawdę powinnam zmyć z siebie tę szpachlę.

      – Mick musiał jak najszybciej wyjechać ze Stoke-on-Trent – powiedziała mama Noahowi.

      – Kto?

      – Ja, skarbie – odparła Bambi. – Nazywaj mnie Mick. Chyba że mam na sobie włosy. Wtedy jestem Bambi.

      Noah pokiwał głową.

      – Jasne.

      – Nie ściemniam, złotko. Musiałem wziąć nogi za pas na próbie cztery godziny temu, żeby ocalić życie – ciągnął Mick. – Na dragqueenowej scenie w Stock rozpętała się wojna o wpływy. Miałem trochę kłopotu z tą starą rurą – moim poprzednim współpracownikiem…

      Noah przestał słuchać i zaczął zastanawiać się, co będzie na obiad.

      Mick kontynuował:

      – Olała mnie też Polly Esther i połączyła siły z tą suką, która zjawiła się miesiąc temu, świeżo po jakimś gównianym sezonie w Las Vegas. Przynajmniej tak twierdzi!

      Czy powinien posłuchać Josha i pochłaniać ogromne ilości nudnego białka?

      – Oczywiście chce, żebym jej oddał swoją dolę z naszej trasy, ale nie ma mowy!

      Szczerze mówiąc, miał ochotę na kawałek ciasta.

      – Nie chcę grać według jej zasad, więc próbuje mnie zniszczyć! Zabrać najlepszych klientów Bambi! Grożono mi!

      – Grożono? I przyszedłeś tutaj? – spytał Noah.

      Jego brak zainteresowania ustąpił miejsca zaalarmowaniu.

      – Ktoś zostawił mi coś w skrzynce pocztowej – powiedział Mick ze znaczącym spojrzeniem.

      – List? – spytał Noah.

      – Podkład Max Factor. Wszyscy wiedzą, że nie tknęłabym takiego gówna. To tak jakby mi powiedzieli: „Jesteś tania! Bezwartościowa! Szmata z Max Factorem na gębie!”. To właśnie mówią!

      Noah skinął głową.

      – To straszne.

      Mama Noaha pokiwała głową z powagą.

      – Więc Mick zatrzyma się tu na trochę, żeby się ogarnąć.

      Noah poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

      – Ale przyjeżdża mój francuski uczeń z wymiany! Jutro!

      – Skarbie, przekimam się na kanapie. Mickey nie jest paniczem!

      Nie jest paniczem, a mówi o sobie w trzeciej osobie!

      – Mamo!

      – Noah, Mick to w zasadzie rodzina!

      – Mamo! – syknął wściekły Noah. – Raz w życiu spotkałem tę osobę w okolicznościach, w których nikt by nie uznał za rodzinne!

      – Mówisz o swoich urodzinach? – Mick się uśmiechnął. – Z tego, co pamiętam, to płakałeś z radości, cukiereczku!

      – To były łzy bólu i poniżenia! – warknął Noah. Odwrócił się do mamy. – Nie mogę mieć tu drag queen na kanapie. Co sobie pomyśli nasz gość?

      Mick oparł dłonie na biodrach.

      – Od kiedy to z ciebie taki świętoszek?

      – Nie jestem świętoszkiem – odparł Noah. – Chcę tylko zrobić dobre wrażenie.

      – Skończ z tymi grymasami – dodała matka. – Trochę luzu!

      Noah wbił w nią wzrok, zaciskając usta.

      Mama podniosła dłoń.

      – Ja tu rządzę. Poza tym Mick ma już próbny występ zaklepany na kolejny weekend w Londynie, więc sytuacja sama się rozwiązuje. A twój francuski kolega będzie zachwycony. Oni tam wszyscy szaleją za Moulin Rouge.

      – Jasne, patrz na cały naród przez pryzmat stereotypu! – syknął Noah.

      – Ktoś ma coś przeciw temu, żebym zamknął się w łazience na dwadzieścia minut? Jeśli tego z siebie nie zmyję, Bambi będzie miała twarz zombie.

      – Noah? Chcesz iść na siusiu, zanim Mick zajmie łazienkę?

      – Mamo! – parsknął. – Nie mam pięciu lat!

      – Okej, dobra. – Mama wzruszyła ramionami.

      – Ale owszem – zgodził się Noah. – Dwie minuty. – Spojrzał przez ramię na Micka. – No to na razie – powiedział, wchodząc do kuchni.

      Wyciągnął z lodówki jogurt brzoskwiniowy, bo burczało mu w brzuchu, i ruszył pospiesznie na górę.

      – Jasne, złotko! – zawołał za nim Mick. – Mamy sporo do nadrobienia! I chcę wszystko usłyszeć o twoim życiu miłosnym! Wygląda na to, że przygruchałeś sobie niezłe ciacho. Dajesz, lalunia!

      – Pieprzony świr – mruknął pod nosem Noah, naciągając z powrotem spodenki, ochlapując dłonie wodą i wycierając je o gołe nogi.

      Przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi do swojego pokoju.

      – AAA!

      – Wszystko gra, Noah? – spytał Harry, podnosząc wzrok z łóżka, na którym leżał, najwyraźniej drzemiąc.

      – Jak tu wszedłeś?

      – Twoja mama mnie wpuściła – odparł Harry, siadając i pocierając sobie oczy, a jego jasne włosy sterczały w kępkach. – Dlaczego jesteś w stroju na WF?

      Noah zamrugał.

      – Słuchaj, nie miałem wypadku.

      – Okej – odpowiedział Harry. – Dobrze.

      Noah skinął głową, oderwał wieczko z jogurtu i położył je na stoliku nocnym.

      „Zachowuj się normalnie! – nakazał sobie. – Harry nie może podejrzewać, że byłeś na siłowni. Może to zwrócić jego uwagę na twoje niewyrobione mięśnie!”.

      – No, mamy ładny dzień. Co u ciebie? U mnie dobrze – powiedział Noah, zanurzając łyżeczkę w jogurcie.

      – Dlaczego jesteś w stroju na WF?

      Noah wypuścił powietrze z ust.

      – Mama… zapomniała zrobić pranie. Nie miałem co na siebie włożyć. Zima, a ja muszę wychodzić w takim stroju. Karygodne. Ta stara wiedźma nie ma serca.

      Oczy Noaha podążyły za wzrokiem Harry’ego, który padł na stos świeżo upranych i starannie złożonych ubrań leżący na komodzie. Noah nabrał powietrza i wypił kolejny łyk jogurtu, bo za bardzo nie wiedział, co powiedzieć. Odwrócił się i zobaczył, że wieczko od jogurtu, które odłożył na stolik, było wylizane do czysta. Otworzył szeroko oczy na widok Harry’ego, który miał górną wargę ubrudzoną jogurtem.

      – Eee… Harry? Czy ty właśnie zlizałeś jogurt z wieczka?

      Harry patrzył na niego przez chwilę.

      – Myślałem, że nie chcesz.

      – Że nie chcę? Haz, wszyscy wiedzą, że jogurt z wieczka jest najlepszy. Zachowałem go sobie na koniec! To najbardziej kremowa część! Dlaczego miałbym jej nie chcieć?

      – E… – odparł Harry. – No jasne. To… przepraszam?

      Noah zastanawiał się przez chwilę. Przypuszczał, że to jeden z tych momentów – wiesz, że musisz wybaczyć ukochanej osobie ten głupi postępek i powiedzieć: