– Pomóc ci w czymś? – Uśmiechnął się.
Przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia.
– Znowu oglądasz te głupoty?
Zaleciała jego matką. Rozbawiła go.
– Pytasz jako kumpela czy jako przełożona? Usiądziesz? Pokażę ci coś, co może ci się spodobać. Tak na rozluźnienie.
– Kurwa, Kardasz, czego się kielczysz?!
– Kurwa, Zocha. Zjedz coś. Nie jesteś sobą – odpowiedział jej ze śmiechem. – A nie! Pojebało mi się. Ty zawsze taka jesteś. Nawet cała ciężarówka snickersów ci nie pomoże.
Musiał ją rozbawić, ale oczywiście nie dawała tego po sobie poznać. Patrzyła na niego obojętnie przez kilkanaście sekund.
– Nudzisz się. – Uniosła palec wskazujący w ostrzegawczym geście.
– Nigdy.
– Zajmij się tym, za co ci płacą. Narkotyki. Miałeś tam kogoś. Przerabiałeś ich, prawda?
– Mam tam uchola.
– I co tam słychać?
– Chwilowo cisza.
– To zrób, kurwa, hałas.
Kolejny zabawny tekst przyszedł mu na myśl, ale tym razem zatrzymał go dla siebie. Wściekła Zocha szalała jak huragan i mógł tylko pozazdrościć tym, którzy ukryli się poza biurem. Na przykład Driverowi.
– Słyszysz mnie, Kardasz?!
– Słyszę.
– Chcę szybkiej i zgrabnej akcji. Masz kogoś od nich zgarnąć. Pamiętaj, Kardasz, że w tej robocie najważniejsze są wyniki. To nie jest jakiś wioskowy komisariat, w którym możesz ukrywać się za ekranem kompa i oglądać pornole. To elitarna jednostka, tylko dla wybitnych. Nie jesteś elitarny? Wylatujesz.
– Wyluzuj. Mam przetrzepać Narkotyki? Zrobię to. Ale najpierw doprowadzę do końca sprawę z Poznania-Północy. Ci fusze są winni, musimy ustalić…
– Nie! Zrobisz to teraz. Nie chcę słyszeć żadnego ale!
– To był ciężki dzień…
– Wypad.
– Co?
Dawid zareagował energicznie. Wyjął z ręki Zośki plastikową łyżkę, odłożył ją na deskę do krojenia, a sam wypchnął gospodynię do przedpokoju.
– Wypad mi z kuchni.
– Ale jak?! – rozbawiona próbowała protestować. – To moja kuchnia!
– Ja tu gotuję, a ty wnosisz złą energię. Nie można pichcić na wkurwie. Zrób sobie parę pompek, kilkanaście przysiadów, strzepnij napięcie ze wszystkich członków i oczyść umysł.
– Jaką energię, Dawid? Przecież ja tylko rozpuszczałam masło na patelni.
– Nie dyskutuj z moimi poleceniami. Kurwa. Mać. Odejść. Wykonać. Wrócić i zameldować o postępach.
Zwykle nie przeklinał, więc nawet proste „kurwa” w jego ustach brzmiało dziwnie. Na szczęście oboje zawsze rozumieli swoje żarty. Nie zaprzyjaźnili się jednak od razu.
Poznali się przed laty. On zadawał pytania dotyczące napadu na kantor, a ona się od niego opędzała. Wyganiała go za policyjną taśmę, a on robił pół kroku w tył i półtora do przodu. Była młoda, puściły jej nerwy i założyła mu kajdanki. Nie zatrzymała go, bo reprezentował ważną redakcję w Wielkopolsce. Odpuściła, a on odszedł bez pretensji w swoją stronę.
Tydzień później zaprosił ją na drinka. Poszła, chociaż była w ciąży. Pospierali się na kilka mniej istotnych tematów, ale spędzili miło czas. Czuła się przy nim tak swobodnie jak przy żadnym innym mężczyźnie. Być może dlatego, że był gejem.
– Dawid?
– Co?
– Coś się stało?
– Gdy mówię normalnie, to mnie nie słuchasz. Postanowiłem gadać jak gliniarz. Tak to zwykle wygląda?
– Mniej więcej.
– To dobrze, że mnie masz. Tak dla równowagi psychicznej.
Oczy zaszły mu łzami, ale nie dlatego, że się wzruszył. Cebula, którą właśnie zaczął siekać, dała mu do wiwatu. Dawid dobrze wyglądał w kuchni Zośki. Tak sobie pomyślała, że mogliby nawet razem mieszkać. Ona – biurowa suka – i on: dziennikarz, który zrobi wiele, by osiągnąć sukces. Pasowali do siebie.
– Już? – Przyjrzał się jej uważnie, gdy przestąpiła próg kuchni.
– Już, już. Nie bój się, nie zepsuję ci tego twojego… – Zaśmiała się. – Co my właściwie gotujemy?
– Butter chicken. Najlepszy, jakiego jadłaś. Ever. Aromatyczny, pikantny i jednocześnie niewiarygodnie delikatny. Popularny w kuchni indyjskiej. Wzorowany na tym, którego jadłem w Dubaju. Dosłownie rozpływał się w ustach.
Dawid zmrużył oczy, jakby ponownie chciał wrócić do stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Uwielbiał podróże i zawsze coś z nich przywoził. Najczęściej buty i T-shirty, ale tak naprawdę kolekcjonował smaki. Po każdej podróży opowiadał o nich godzinami.
– Pokroisz kurczaka w równe sześciany – zarządził. – Kwadraciki, równiutkie, rozumiesz?
Zośka skinęła głową i sięgnęła do szuflady. Wyjęła nóż z drewnianą rękojeścią i deskę do krojenia.
– Krój kurczaka i opowiadaj, co w tej twojej psiarni.
– Schody, schody, ciągle schody.
– To heaven?
– Raczej to hell. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej, a Śledź gra coraz ostrzej. Założę się, że Driver się wkurzył, że nie został jego zastępcą i teraz zmówili się przeciwko mnie. Dziś, po spince ze Śledziem, rozstawiałam chłopaków po kątach. Wszystkich oprócz Drivera, bo oczywiście nie było go na miejscu. Przypadek? Nie sądzę. Coś, kurwa, kombinuje!
– Uważaj! – Dawid wrzucił na patelnię cebulę i skarcił Zośkę spojrzeniem. – Zła energia! Jak ty kroisz, Zośka?!
Spojrzała na deskę. Rzeczywiście, bardziej skupiła się na opowiadaniu niż operowaniu nożem. Kolejne kawałki mięsa przypominały raczej prostopadłościany niż sześciany foremne.
– Przepraszam, ale to chyba nie problem. – Ręka z nożem zawisła nad deską. – Nadal nie są zbyt duże.
– Problem! – zmartwił się. Odstawił patelnię z gazu i zaczął intensywnie wpatrywać się w kurczaka.
– Przecież kształt nie wpływa na smak.
– Wpływa! Kurczak musi być w równiutkich kawałeczkach, zanim znajdzie się w marynacie jogurtowej. Jeśli kawałki będą różnej wielkości, to nie przejdą tak smakiem garam masali.
– Gara czego?
– Indyjskiej przyprawy. Daj mi nóż! – Wyciągnął rękę. – I lepiej już usiądź. W gotowaniu jesteś tak samo pomocna jak Damian. Najbardziej pomaga, gdy siedzi w kącie i gada. To co z tym Driverem? – zapytał, jednocześnie podnosząc z deski pojedyncze kawałki kurczaka i oglądając je z bliska.
– Zagraża