„Dopóki kobieta jest przeznaczona do rodzenia dzieci i karmienia niemowląt, jak na to wskazuje sama budowa jej narządów, to stanowczo ani mowy być nie może o równouprawnieniu z rodzajem męskim – pisze w «Przeglądzie Lekarskim» w 1895 roku Ludwik Rydygier, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Lwowskiego. – Tak już w całej przyrodzie Pan Bóg rzeczy ułożył, albo kto woli, niech powie, tak już w całej przyrodzie rzeczy się ukształtowały, że role są podzielone nie tylko u ludzi, ale i u zwierząt, a nawet roślin”.
Od 1846 roku Kraków znajduje się w granicach cesarstwa austriackiego. 6 maja 1878 minister wyznań i oświaty Karl Ritter von Stremayr wydaje rozporządzenie, w którym dopuszcza kobiety do studiowania na wyższych uczelniach. Pod pewnymi warunkami jednak. Kształcić mogą się tylko za zgodą profesora i władz szkoły. Poza tym muszą przebywać w osobnych salach. Egzaminy – owszem, niech zdają. Ale po ukończeniu studiów nie dostaną dyplomu.
Od 1873 roku rektorem krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych jest Jan Matejko. Kobiety do 1920 nie mają wstępu na uczelnię.
Olga nie ma chyba czego żałować. Bo – jak pisał Stanisław Witkiewicz – szkoła ta to „cieplarnia, w której pielęgnują się roślinki, nie mające ani racyi, ani siły do samodzielnego rozrostu. […] dotychczasowe doświadczenia dostatecznie mogą przekonać o bezpłodności lub wprost szkodliwości wpływu [szkoły krakowskiej] na naszą sztukę”. Zero indywidualności. Artysta to po prostu „materiał do urobienia”. Najlepiej, gdyby stał się „kompilatorem sztuki greckiej, rzymskiej i włoskiego renesansu ograniczonego Rafaelem i Michałem Aniołem”.
A profesorowie? „Ludzie przeszłych pojęć, zapatrywań – to z kolei malarz Jacek Malczewski w liście do ojca w 1876 roku. – Tu techniki nie ma, wyobrażeń o malarstwie nie ma, tu nędza moralna i materialna, to śmietnik artystyczny”.
Lekcje Siedleckiego z Olgą polegają głównie na kopiowaniu. Siedlecki przynosi tekę heliograwiur z reprodukcjami dzieł Michała Anioła, Rembrandta, van Dycka. Kupuje je za własne pieniądze. Czasem Eugenia Boznańska w listach do francuskich przyjaciół prosi o ich przysyłanie.
„Kształcące, wychowawcze znaczenie takiego zbioru jest większe dla widzów, dla publiczności niż dla twórców, dla artystów – twierdził Stanisław Witkiewicz. – Twórca ma jeden jedyny zbiór arcydzieł, które mogą być jego wzorami: ma Życie, Naturę. […] Nauka, którą artysta wyciąga z dzieł sztuki, jest bardziej negatywną. Powinien on się z nich dowiedzieć: jak nie powinien malować lub rzeźbić, powinien przez uświadomienie niezgody, jaką odczuwa między sobą a formą wytworzoną przez innego artystę, dowiedzieć się, kim jest, wyodrębnić swoją indywidualność, odnaleźć swoją szczególną formę odpowiadającą szczególnym przymiotom jego duszy”.
Baraneum
Wszystko było tak pomyślane, żeby na Wyższe Kursy dla Kobiet doktora Adriana Baranieckiego, społecznika i powstańca styczniowego (żartobliwie nazywane Baraneum, istniały od 1868 roku), mogły uczęszczać wszystkie kobiety. Młode i stare, panny i mężatki. Kucharki i tak zwane dobrze urodzone. „Żeby córki nasze – jak ogłasza założyciel – spod wszystkich zaborów mogły rozszerzać i dopełniać u stóp Wawelu swoje wykształcenie w duchu narodowym”. Trzeba mieć jedynie ukończone szesnaście lat, zapłacić wpisowe: sześć koron, i czesne za rok: osiemdziesiąt. Egzaminu wstępnego nie ma. Słuchaczki dostają nie tylko zniżki kolejowe, ale również bezpłatny wstęp do wypożyczalni Biblioteki Jagiellońskiej.
Do wyboru pięć wydziałów: historyczno-literacki, przyrodniczy, nauk handlowych, gospodarczy i sztuk pięknych.
Opiekunem tego ostatniego jest – któż by inny? – Jan Matejko.
Za życia Baranieckiego kursy były jednoroczne. Na każdym – nie więcej niż dwadzieścia dziewcząt. Zajęcia odbywały się w klasztorze przy ulicy Franciszkańskiej 4. Salki małe. Powietrze gęste. Z trudem się oddychało. Jak pisała satyryczka Magdalena Samozwaniec, słuchaczka Baraneum: „nad wszystkim unosił się zapach cebuli i zjełczałych orzechów. Zapach ten wydzielały tłuste warkocze uczennic”.
Na kilku zachowanych fotografiach widać, że Olga również nosi warkocze. Na przykład na tej zrobionej około 1885 roku w atelier cenionego w Krakowie Awita Szuberta (fotografowała się tu także Helena Modrzejewska w kostiumach teatralnych). W drewnianym budynku na tyłach kamienicy przy ulicy Krupniczej 17 (dziś 7) zebrały się oprócz Olgi cztery uczennice kursów Baranieckiego. Awit bardzo starannie wyreżyserował ich gesty i pozy, ułożenie rąk, wyraz twarzy. Każda z dziewcząt trzyma rekwizyt. Dłuto, paletę. Olga – w dłoniach szkicownik i ołówek. Siedzi bokiem, ściśnięta gorsetem, w dwukolorowej sukni, patrzy lekko w górę.
Na zdjęciu ma dwadzieścia lat. Od roku uczy się w Baraneum. Jej nauczycielami są: August Sokołowski, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Gimnazjum Świętego Jacka, polityk i społecznik; Marian Sokołowski, historyk sztuki, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, późniejszy dyrektor Muzeum Czartoryskich; Konstanty Górski, krytyk i historyk sztuki, poeta; oraz malarz Hipolit Lipiński.
Kurs wyższy w Baraneum to dwieście sześćdziesiąt godzin rocznie. Obejmuje rysunek ze wzorów i modeli gipsowych z natury. A także malarstwo olejne.
Na kursie niższym nauka trwa sto dziewięćdziesiąt godzin. Słuchaczki uczą się tylko rysunku. Do tego na obu poziomach – teoria: anatomia artystyczna i historia sztuki.
To, czego Olga dowiaduje się na lekcjach w Baraneum, jest dla niej w mniejszym lub większym stopniu nieciekawe. Ciągle studia z gipsów, przerysy z zeszytów ze wzorami do ćwiczeń akademickich. Głowy. Nosy, oczy. Twarz, połowa twarzy – złości się, uśmiecha, dziwi. Głowa męska z lewego profilu. Głowa męska na wprost. Owszem, przydatne, ale nudnawe. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie oraz w Krakowie zachowały się rysunki Olgi, wśród nich: Studium głowy króla, odrys z grafiki (1875), Studium głowy wojownika greckiego, odrys (1876), Studium popiersia Zygfryda, odrys (1877), Studium rzeźby – głowy Kore, odrys (1878), Portret Erazma z Rotterdamu, odrys z grafiki (1882). Być może – wnioskując z dat – pierwsze tego rodzaju prace Olga wykonuje pod okiem matki.
Olga Boznańska (pierwsza z prawej) w towarzystwie koleżanek z Wyższych Kursów dla Kobiet doktora Adriana Baranieckiego w Krakowie, 1884–1885
Niekiedy w Baraneum pojawia się model. Choć aktu dziewczyny nie malowały nigdy. Zresztą Olga w całym swoim życiu namalowała tylko dwa. I co może wydać się zaskakujące – jednym z nich był akt męski. Modela ponoć wynajęła i zaprosiła do pracowni.
Niezależnie od nauki na kursach Olga Boznańska nadal ma lekcje w domu. Wcześniej uczył ją Kazimierz Pochwalski, malarz portrecista, późniejszy profesor Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu (malował rodzinę carską i samego Franciszka Józefa). A teraz Antoni Piotrowski, barwna postać, korespondent oraz ilustrator pism angielskich i francuskich podczas wojny bułgarsko-serbskiej.
Mniej więcej wtedy Boznańska zaczyna malować farbami olejnymi. W latach 1882–1885 powstają obrazy: Zabudowania miejskie, Zabudowania miejskie II, Pejzaż, Pejzaż architektoniczny. To świat, który Olga widzi z okien. Nie pracuje w plenerze. Boi się – potwierdza to jeden ze świadków – że „ktoś obcy [przy niej] siądzie” i będzie oceniał jej prace.
Poza tym – Boznańska powie to ponad pół wieku później – „krajobrazu nie można posadzić na kanapie i kazać mu przychodzić kilkanaście razy do pracowni”. Olga woli – i tak już zostanie – żeby to „motyw” przychodził do niej, a nie odwrotnie.
Założyciel Baraneum umiera w 1891 roku. Za pogrzeb płaci miasto. Trumnę na cmentarz niosą słuchaczki