Gomułka. Piotr Lipinski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Piotr Lipinski
Издательство: PDW
Серия: Reportaż
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788380499058
Скачать книгу
Aleksandrem Kochańskim, znawcą dziejów komunizmu, wytykał mi to w kolejnych publikacjach. Bo jeśli ktoś „czuł” przedwojenny komunizm, nigdy by nie popełnił takiej gafy. Użycie w nazwie „młodzieży polskiej” odwoływałoby się do kwestii narodowej. A to przedwojennym komunistom nie przyszłoby do głowy. Byli komunistami Polski, bo w Polsce mieszkali, ale byli komunistami nie polskimi, tylko internacjonalistycznymi.

      Dopiero podczas wojny Stalin uznał za korzystne, aby komuniści zaczęli przywoływać narodowe tradycje. Z powodów taktycznych, bo dzięki temu mieli większe szanse na poparcie w społeczeństwie. Stąd te nazwy: Związek Patriotów Polskich, Polska Partia Robotnicza, Centralne Biuro Komunistów Polskich. Nagle polskość w nazwie okazywała się ważniejsza od komunizmu.

      Gomułka myślał jednak przeciwnie niż owi „starzy komuniści”. Właśnie za sprawą nazwy Polska Partia Robotnicza uzna ją wkrótce za swoją jeszcze bardziej niż przedwojenną. A po latach nawet odwoła się do siły wyższej. Bo „wbrew wszystkim ówczesnym przeciwnikom PPR, którzy zwalczali ją jako wrogą Polsce agenturę Moskwy i którym zabrakło rozumu politycznego do wyprowadzenia właściwych wniosków z rozwoju wydarzeń po 22 czerwca 1941 r., ten szczególny rozwój historyczny, jaki toczył się do tej daty, stał się również najcenniejszym darem niebios dla Polski”47.

      Podniecenie, zaparty dech – tak zapamiętał chwilę, gdy pierwszy raz czytał odbitą na powielaczu ulotkę PPR. Był początek drugiej połowy stycznia 1942 roku.

      O powstaniu partii dowiedział się od Jadwigi Jabłońskiej, która przyjechała z Warszawy do Lwowa. Gomułka poczuł entuzjazm dla sprawy, jednak nie bardzo miał nim kogo zarazić. O nowej partii opowiadał tylko zaufanym dawnym pracownikom zakładów papierniczych narodowości żydowskiej.

      Tymczasem wrócił do Krosna. Opuścił Lwów, bo nie miał środków do życia. Szukał ludzi do budowy lokalnej grupy PPR, ale znowu problemem okazały się pieniądze. Chętnych udawało się znaleźć, brakowało jednak wsparcia finansowego. Nie stać go było nawet na rower. Człapał więc dziesiątki kilometrów między wsiami i punktami kontaktowymi. Nawet później, gdy jeździł do Warszawy, to pieniądze na podróże koleją dostawał od siostry. Gdyby Ludwika nie była krawcową, to Władysław nie zostałby przywódcą partii.

      W drugiej grupie inicjatywnej, wysłanej z ZSRR w maju 1942 roku, znalazła się między innymi Jadwiga Ludwińska, przed wojną sekretarz Komitetu Okręgowego KPP na Górnym Śląsku i w Krakowie. Po wylądowaniu w okupowanej Polsce skierowano ją do Krakowa.

      Już w kraju usłyszała, że kierownictwu partii przydałby się Władysław Gomułka. Komuniści szukali sprawdzonych – a właściwie jakichkolwiek – działaczy. Liczył się każdy, kto przeżył przedwojenną stalinowską czystkę. Ludwińska pomyślała, że należy najpierw sprawdzić rodzinne strony Gomułki. Sama znała jego bliskich. Była u nich dwa razy po zwolnieniu z więzienia w 1936 roku.

      Zaproponowała, że pojedzie do Krosna i odwiedzi matkę Władysława, Kunegundę, i jego siostrę Ludwikę. Te szybko sobie ją przypomniały. Ale kiedy zapytała o Władysława, to choć wydawało się, że oczekiwały tego pytania, zaczęły jednak kręcić – jak to zwykle w tamtych czasach – a to, że nie wiedzą, gdzie mieszka, a to, że dawno nie pisał do domu.

      Dopiero trzy dni później wieczorem Ludwika zaprowadziła ją do chałupy we wsi nieopodal. Tam wreszcie Ludwińska zobaczyła Gomułkę, który też zdawał się wyczekiwać takiego spotkania. Streściła mu odezwę programową PPR. Wykuła ją na pamięć, bo zabroniono jej zabrać nawet mikrofilm.

      Nie potrafiła odpowiedzieć na wiele pytań Gomułki, gdyż przed odlotem do Polski oprócz odezwy poznała tylko ogólne wytyczne. Nie znała żadnych szczegółów dotyczących zadań pierwszej grupy inicjatywnej. Gomułka z zainteresowaniem wysłuchał relacji o przemówieniu Georgiego Dymitrowa, które ten wygłosił, żegnając drugą grupę inicjatywną.

      Nowa partia wzywała! Tak zwykle pisano w powojennej propagandzie. W tym wypadku personifikacją partii był Paweł Finder, który polecił Gomułce stawić się w Warszawie. Gomułka pojechał więc, a jego pierwszym łącznikiem w okupowanej stolicy został Jan Krasicki. Ten sam, którego wysłano też do Mińska, aby sprowadził Bolesława Bieruta.

      Z Pawłem Finderem – w młodości syjonistą, a potem komunistą – jeszcze się badali, bo wbrew temu, co napisano po wojnie o historii partii, nigdy wcześniej się nie spotkali. Gomułka opowiadał o swojej przeszłości w KPP, o przyjęciu go do WKP(b) i o komórce PPR, którą niedawno utworzył na Podkarpaciu. Szybko zdobył zaufanie Findera i ten od razu powierzył mu największy sekret, jaki otaczał powstanie Polskiej Partii Robotniczej. Te słowa zapamiętają wszyscy, którzy zajrzą do wspomnień Gomułki. Żaden krytyk komunistycznego podziemia nie byłby tak wiarygodny jak Gomułka w opisie fałszu, który legł u podstaw wojennej komunistycznej konspiracji.

      Finder wprowadził Gomułkę w najwyższy krąg wtajemniczenia. Nowa partia ukrywała prawdę o sobie nawet wobec większości członków. Gomułka w słowach Findera zobaczył obraz podwójnego oblicza PPR: „Na jawne oblicze partii składała się cała jej nieskrywana przed nikim działalność podziemna, tajne zaś, czyli skrywane przed narodem, miały pozostać powiązania kierownictwa partii z Moskwą, z Kominternem. Uznawanie ich zwierzchnictwa nad partią mimo formalnego wyrzeczenia się przez nią przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza partii wiedział jedynie w stopniu bardzo zróżnicowanym jej kierowniczy aktyw”48.

      Gomułka napisał też: „Oficjalne odcinanie się od Kominternu miało na celu przekonanie społeczeństwa polskiego, że PPR – w odróżnieniu od dawnej KPP – nie jest sterowana z zewnątrz przez Komintern, czyli przez Moskwę, jest natomiast partią nową, samodzielną, kierującą się własną polityką”49.

      To, co było dla niego największą cnotą PPR, owo przywiązanie do spraw narodowych, z punktu widzenia Moskwy okazywało się więc tylko taktyką. Wiara Gomułki w rewolucję musiała być jednak niesłychana, jeśli wiedząc, na jakim kłamstwie opiera się sens istnienia PPR, gotów był jej służyć.

      Słowa Gomułki mają swoje wielkie znaczenie, bo oto człowiek z samego środka nowej partii przyznał, jak zamierzano oszukiwać rodaków. Uczynił to jednak dopiero wówczas, gdy odsunięty na boczny tor spisywał wspomnienia. Tymczasem Polacy pod niemiecką okupacją szybko zorientowali się, że PPR to nowy oręż Kominternu. Pisała o tym nawet podziemna prasa. Partia nosiła nazwę Polska Partia Robotnicza, Polacy zwykli ją nazywać Płatne Pachołki Rosji.

      Gomułka został sekretarzem Komitetu Warszawskiego. W drugiej połowie sierpnia 1942 roku objął stanowisko po aresztowanym przez gestapo Jerzym Albrechcie. Dlaczego od razu powierzono mu znaczącą funkcję? Kadry partii prezentowały się bardziej niż skromnie. Komórka działała już siedem miesięcy, ale była w opłakanym stanie. Po latach Gomułka nie potrafił nawet przypomnieć sobie kierownictwa komitetów dzielnicowych. Ze zdumieniem więc czytał publikowane przez partyjnych historyków nazwiska działaczy. W praktyce byli to zwykli członkowie, których później PRL-owska propaganda uznała za lokalnych przywódców.

      W wojennych wspomnieniach Gomułki niemal równie często jak idee pojawiają się pieniądze. Denerwował się, że przypisywano im rzekę gotówki płynącą z Moskwy. Tymczasem na wszystko brakowało środków. Kiedy partia sprowadziła go do Warszawy, obiecano mu – a zrobił to Finder – zapomogę. Nie miał tu przecież mieszkania ani rodziny.

      W połowie 1942 roku komunistyczne podziemie wyemitowało obligacje Daru Narodowego na kwotę miliona złotych i dwustu pięćdziesięciu tysięcy marek. Sprzedaż miała wzmocnić budżet partii i spopularyzować komunistów.


<p>47</p>

Władysław Gomułka, Pamiętniki, t. 2, red. Andrzej Werblan, Warszawa: Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, 1994, s. 101.

<p>48</p>

Tamże, s. 115.

<p>49</p>

Tamże, s. 99.