Sebastian Bergman. Michael Hjorth. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michael Hjorth
Издательство: PDW
Серия: Czarna Seria
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788380153110
Скачать книгу
podskoczył na dźwięk głosu My. Szybko pojął, że nie widziała ekranu, i zmienił widok na coś związanego z pracą.

      – Pracuję. Nie mogłem spać.

      My podeszła do niego i go objęła, szybko rzuciła okiem na ekran, a potem się nachyliła i pocałowała go w głowę.

      – Przez to, co się stało z Jennifer?

      – Pewnie tak.

      – Posiedzieć z tobą?

      Położył jej dłoń na pupie i westchnął.

      – Nie, pójdź się położyć.

      Tylko skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca. Tajemnica go gryzła, ale wiedział, że wkrótce już nie będzie ich rozdzielała. Kiedy wypadek podczas nurkowania stanie się oficjalną wersją wydarzeń, będzie mógł nawet sobie wmówić, że rzeczywiście tak było. Krzyk, który przez cały czas kipiał pod powierzchnią, stanie się szeptem. Był o tym przekonany.

      Oczywiście nigdy nie znajdą ciała Jennifer.

      To również musiał załatwić w Sztokholmie.

      Tydzień był wypełniony do granic.

14 października

      Minął już dzień.

      Od mojej zdrady.

      Od zdradzenia was wszystkich. Nie udało mi się.

      Nie dało się zasnąć.

      Tylko ta ochota, aby wyjść. Pójść na górę.

      Pamiętasz letnie noce, kiedy siedzieliśmy na dachu?

      Patrząc na miasto.

      Najczęściej milczeliśmy, ale czasami rozmawialiśmy.

      O wszystkim. O przyszłości.

      Nigdy nie sądziliśmy że będzie tak krótka.

      Zjawiła się policja. Przybyli tam, dokąd uciekła Klara. Udało mi się ich zobaczyć na własne oczy.

      Szkoda byłoby popełnić błąd.

      Szkoda, gdyby się okazało, że są tuż-tuż.

      Potrzebuję więcej czasu.

      Wydawało mi się, że będzie go więcej.

      Z drugiej strony, wtedy też tak myśleliśmy.

      Nocami, na dachu.

      Nie dotarły do mnie żadne informacje o Gävle.

      A więc jeszcze trochę im zostało.

      Nie ma sensu spekulować.

      Kontynuuję zgodnie z planem.

      Jeszcze nie koniec.

      Wiele do tego brakuje.

      Jutro pojadę do Västerås.

      Sebastian otworzył brązowe drewniane drzwi hotelu. Kiedy podchodził do recepcji, młody mężczyzna za ladą uśmiechnął się do niego.

      – Dzień dobry – powiedział tak dziarskim i śpiewnym tonem, że Sebastian znienawidził go już po dwóch słowach. Wlepił w niego wzrok, po czym ruszył dalej bez słowa. – Ma pan gości.

      Sebastian przystanął. W pierwszym odruchu chciał zawrócić i odejść. Uciec. Nie było nikogo, kto mógłby go tu odwiedzić. Nikogo oprócz Magdy. Czy zdążyła dotrzeć do hotelu przed nim? Obudziła się sama w łóżku, poczuła się wykorzystana i wskoczyła w samochód, niezadowolona z roli, która jej przypadła. Przebiegł myślami wieczór i noc. Miała przy sobie jego książki, sporo wiedziała na jego temat. Była nim bardzo zainteresowana.

      Za bardzo?

      Jeśli tak, to miał nadzieję, że przyjechała na niego nakrzyczeć. To jeszcze mógł znieść. Dopiero gdyby nalegała na ciąg dalszy, zrobiłoby się nieciekawie. Bóg jeden wie, że w jego życiu nie brakowało kobiet, które zbyt wiele sobie obiecywały po jednej wspólnej nocy. Ostatnia siedziała w więzieniu dla kobiet w Ystad za próbę zabicia Ursuli.

      – Tu jesteś!

      Sebastian odwrócił się w stronę korytarza wiodącego w głąb hotelu. Przy ścianie stały dwa czarne skórzane fotele i niski stolik z darmowymi gazetami. W jednym z foteli siedziała kobieta. Nie Magda. Sebastian obstawiał, że miała około czterdziestki. Ciemne włosy do ramion, błękitne oczy i ładną figurę, którą odruchowo zauważył pod płaszczem, kiedy odłożyła przeglądaną gazetę i wstała.

      – Nie poznajesz mnie – oznajmiła i podeszła do Sebastiana z lekkim uśmiechem rozbawienia.

      – Nie – odpowiedział szczerze.

      Czy powinien ją kojarzyć? Czyżby była na spotkaniu w księgarni poprzedniego wieczoru? Zwróciłby na nią uwagę. Była znacznie bardziej interesująca niż nudnawa Magda, z którą spędził noc.

      – Anne-Lie Ulander, poznaliśmy się w Lund.

      Wciąż nic mu to nie mówiło. Spał z nią?

      Możliwe. Prawdopodobnie. Miał taka nadzieję.

      Nie wyjaśniało to jednak, dlaczego znalazła się w jego hotelu w Sali o wpół do siódmej rano. Kiedy ostatnio był w Lund? Przed wielu laty.

      – Pomagałeś nam tam przy śledztwie – wyjaśniła.

      – Jesteś policjantką z Lund – ustalił Sebastian i stracił zainteresowanie, kiedy zdał sobie sprawę, że to pewnie coś związanego z pracą.

      – Byłam, teraz jestem w Uppsali.

      – Aha, no proszę.

      – Jadłeś już śniadanie?

      Nie jadł. Magda wciąż spała, kiedy tuż po piątej wymknął się z pokoju. Sprawdził na mapie w telefonie, że powrót do hotelu zająłby mu niecałe czterdzieści minut. Miał nadzieję, że spacer dobrze mu zrobi, pozwoli zatrzymać przelotne uczucie zadowolenia, ale już w połowie drogi przez mroczne, wyludnione miasto znów czuł się pusty i ciężki. Zdecydował się więc na okrężną trasę w nadziei, że słońce zdąży wzejść, że świat dosłownie się rozjaśni, ale kiedy dotarł na miejsce, nadal było ciemno.

      Ciemno i depresyjnie.

      Postanowił jednak, że się nie zatrzyma. Wejdzie od razu do pokoju, spakuje się i wymelduje. Wtedy jednak pojawiła się Anne-Lie.

      – Nie jadam śniadań – odpowiedział. Nie była to prawda, ale nie chciał przedłużać pobytu w Sali ani poznawać odpowiedzi na pytanie, dlaczego odnalazła go policjantka z Uppsali.

      – A ja tak – odparła Anne-Lie, posłała mu uśmiech, rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym stali, i chwyciła go za ramię. – Ale nie tutaj.

      – Nie.

      Odpowiedź była krótka i zwięzła. Nie zostawiała miejsca na interpretację lub nieporozumienia, ale widział wyraźnie, że Anne-Lie tak łatwo nie odpuści.

      – Dlaczego? – zapytała i sprawiała wrażenie bardziej zaciekawionej niż rozczarowanej. Ugryzła kęs kanapki z awokado, którą sobie kupiła.

      – Bo nie chcę.

      Prosta prawda.

      Sebastian postawił na stoliku filiżankę kawy – jedyne, co zamówił w kawiarni, do której zabrała go Anne-Lie. Oprócz nich znajdowało się tam jeszcze tylko czterech klientów. Pora nadal była wczesna.

      – Mogę coś zrobić, żebyś zmienił zdanie? – spytała Anne-Lie i spojrzała mu w oczy nad krawędzią szklanki soku marchwiowego. W pytaniu nie było najmniejszych śladów podtekstu seksualnego ani zaproszenia, Sebastian postanowił więc udawać, że niczego takiego nie odczytał.

      – Jak