Fjällbacka. Camilla Lackberg. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Серия: Saga o Fjallbace
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788380154797
Скачать книгу
Gunnar. – Sam nie wiem, po kim miał taką głowę do nauki, na pewno nie po mnie. – Uśmiechnął się, jakby zapomniał, dlaczego rozmawiają. Przypomniał sobie i przestał się uśmiechać.

      – A co robił po studiach?

      – Najpierw pracował chyba w tej firmie audytorskiej, co? – Signe zwróciła się do męża, a on zmarszczył czoło.

      – Też mi się tak wydaje, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywała. Jakoś po amerykańsku. Pracował tam tylko parę lat. Nie bardzo mu się podobało. Powiedział, że za dużo liczb, za mało ludzi.

      – A potem? – Patrik popijał kawę. Zdążyła już wystygnąć.

      – Pracował w kilku miejscach. Jeśli musicie wiedzieć dokładnie, to na pewno udałoby mi się to ustalić. W każdym razie przez ostatnie cztery lata zajmował się finansami organizacji pozarządowej Fristad8.

      – Co to za organizacja?

      – Pomaga kobietom, które uciekły od mężów stosujących przemoc. Pomaga im sobie radzić i zacząć nowe życie. Matte uwielbiał tę pracę. Właściwie o niczym innym nie mówił.

      – Co się stało, że stamtąd odszedł?

      Gunnar i Signe spojrzeli po sobie. Patrik domyślił się, że również się nad tym zastanawiali.

      – To chyba miało związek z tym, co mu się przydarzyło. Może już nie czuł się bezpiecznie w Göteborgu – powiedział Gunnar.

      – Tu też nie było bezpiecznie – zauważyła Signe.

      Rzeczywiście, pomyślał Patrik. Mats Sverin wyprowadził się z Göteborga, ale nie uchroniło go to przed przemocą.

      – Jak długo leżał w szpitalu po tym pobiciu?

      – Chyba ze trzy tygodnie – odparł Gunnar. – Byliśmy w szoku, kiedy go zobaczyliśmy w szpitalu.

      – Pokaż zdjęcia – powiedziała cicho Signe.

      Gunnar wstał i poszedł do salonu. Po chwili wrócił z pudełkiem w rękach.

      – Sam nie wiem, po co je zachowaliśmy. Raczej nie chciałbym ich oglądać. – Zgrabiałymi palcami ostrożnie wyjął zdjęcia, te leżące na wierzchu.

      – Mogę zobaczyć? – Patrik wyciągnął rękę, Gunnar podał mu plik. – Ojej – wyrwało mu się, gdy zobaczył zdjęcie Matsa Sverina na szpitalnym łóżku. Widział go na zdjęciach w salonie, ale na tych był nie do poznania. Całą twarz, właściwie całą głowę, miał opuchniętą. Pokrywały ją czerwone i sine plamy, w różnych odcieniach.

      – Właśnie. – Gunnar odwrócił wzrok.

      – Mówili, że mogło się skończyć gorzej, że miał szczęście w nieszczęściu. – Signe zamrugała oczami.

      – Czy dobrze zrozumiałem, że nie złapali sprawców?

      – Zgadza się. Myśli pan, że to ma związek z tym, co się teraz stało? Wtedy pobiła go na ulicy grupa zupełnie obcych ludzi. Banda wyrostków. Zwrócił jednemu uwagę, żeby nie sikał przed jego domem. Mówił, że nigdy wcześniej ich nie widział. Dlaczego mieliby… – Jej głos przeszedł w pisk.

      Gunnar pogłaskał ją uspokajająco po ramieniu.

      – Na razie nic nie wiadomo. Policja po prostu chce się dowiedzieć jak najwięcej.

      – Tak jest – potwierdził Patrik. – W tej chwili niczego nie zakładamy. Chcemy się dowiedzieć jak najwięcej o Matsie i o jego życiu. – Zwrócił się do Signe. – Mąż powiedział, że o ile wam wiadomo, ostatnio Mats nie miał dziewczyny.

      – To prawda, nic o tym nie mówił. Już zaczęłam tracić nadzieję na wnuki – odparła. Rozpłakała się, bo nagle do niej dotarło, co powiedziała. Już nie ma nadziei na wnuki.

      Gunnar uścisnął jej rękę.

      – Ale wydaje mi się, że w Göteborgu kogoś miał – mówiła dalej przez łzy. – Nic mi nie mówił, ale takie odniosłam wrażenie. Czasem, gdy do nas przyjeżdżał, jego ubranie pachniało perfumami. Zawsze ten sam zapach.

      – Ale żadnego imienia nie wymienił? – upewnił się Patrik.

      – Nie. Bynajmniej nie dlatego, że matka go nie pytała – uśmiechnął się Gunnar.

      – Nie mogłam zrozumieć, po co robi z tego tajemnicę. Co by się stało, gdyby przyjechał z nią do nas na weekend, żebyśmy ją poznali? Na pewno potrafilibyśmy się zachować.

      Gunnar potrząsnął głową.

      – Jak pan widzi, delikatna sprawa.

      – Czy nie odnieśliście wrażenia, że ta kobieta, kimkolwiek była, nadal była obecna w życiu Matsa, kiedy wrócił do Fjällbacki?

      – Czy ja wiem… – Gunnar zerknął na żonę.

      – Nie, na pewno nie – powiedziała zdecydowanie. – Matka wie takie rzeczy. Mogłabym niemal przysiąc, że nikogo nie miał.

      – Myślę, że nie potrafił zapomnieć o Annie – wtrącił Gunnar.

      – Co ty pleciesz? To było całe wieki temu. Byli wtedy dzieciakami.

      – To nie ma znaczenia. Annie miała w sobie coś szczególnego. Zawsze tak uważałem i wydaje mi się, że Matte… Pamiętasz, jak zareagował, gdy mu powiedzieliśmy, że wróciła?

      – No tak, ale ile oni mieli wtedy lat? Siedemnaście? Osiemnaście?

      – Swoje wiem. – Gunnar wysunął podbródek. – Zresztą miał ją odwiedzić.

      – Przepraszam – wtrącił Patrik. – Kto to jest Annie?

      – Annie Wester. Znali się od dziecka. Nawiasem mówiąc, chodzili do jednej klasy z pańską żoną. I Matte, i Annie.

      Gunnar wydawał się trochę zakłopotany tym, że zna Erikę, ale Patrik się nie zdziwił. Mieszkańcy Fjällbacki i tak wiedzieli o sobie prawie wszystko, a Erice od czasu sukcesu jej książki przyglądali się jeszcze uważniej.

      – Czy ona tu jeszcze mieszka?

      – Nie, wyprowadziła się dawno temu. Wyjechała do Sztokholmu i od tamtej pory nie mieli ze sobą kontaktu. Ale ma wyspę niedaleko stąd. Nazywa się Gråskär.

      – Więc sądzi pan, że Mats ją odwiedził?

      – Nie wiem, czy zdążył – odparł Gunnar. – Ale można zadzwonić, spytać Annie. – Wstał i przyniósł kartkę przyklejoną do drzwi lodówki. – To numer jej komórki. Nie wiem, jak długo zamierza zostać. Jest tu z synkiem.

      – Często przyjeżdża?

      – Nie, nawet się zdziwiliśmy, że przyjechała. Nie było jej od czasu, kiedy wyjechała do Sztokholmu, a to było wiele lat temu. Wyspa jest jej własnością. Dawno temu kupił ją jej dziadek. Tylko ona została, nie ma rodzeństwa. Pomagaliśmy jej opiekować się domem, ale latarni niedługo nic nie pomoże, jeśli czegoś szybko nie zrobią.

      – Latarni?

      – Na wyspie jest stara latarnia morska, z dziewiętnastego wieku. I dawny dom latarnika.

      – To chyba odludne miejsce. – Patrik skrzywił się, wypijając ostatni łyk zimnej kawy.

      – Odludne albo takie, gdzie jest spokój i cisza, zależy, jak na to spojrzeć – zauważyła Signe. – Ja nie przespałabym tam nawet jednej nocy.

      – A nie mówiłaś przypadkiem, że


<p>8</p>

Fristad – szw. azyl.