Fjällbacka. Camilla Lackberg. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Серия: Saga o Fjallbace
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788380154810
Скачать книгу
mnie nienawidzi, bo w końcu trafił na kogoś, kto ma odwagę mu się przeciwstawić! Uważa się za nie wiadomo kogo, bo był jakimś tam dyrektorem i ma pieniądze. Wydaje mu się, że mogą z żoną mieszkać, gdzie im się podoba, i jeszcze powinni być traktowani po królewsku! To bezwzględny człowiek, zdolny do wszystkiego!

      – Mamo, przestań! – Głos Charlotte zabrzmiał ostrzej. Rzuciła matce gniewne spojrzenie. – Nie rób scen!

      Lilian zamilkła. Z wściekłością zacisnęła szczęki, ale nie ośmieliła się przeciwstawić córce.

      – No tak. – Patrik zawahał się, zaskoczony zachowaniem Lilian. – A poza tym sąsiadem nikt nie przychodzi paniom do głowy?

      Wszyscy potrząsnęli głowami. Patrik zamknął notes.

      – Na razie nie mamy więcej pytań. Chciałbym złożyć wyrazy szczerego współczucia.

      Niclas kiwnął głową i wstał, by odprowadzić policjantów do drzwi. Patrik zwrócił się do Eriki.

      – Zostajesz czy chcesz, żebym cię podrzucił do domu?

      Nie odwracając wzroku od Charlotte, Erika odpowiedziała:

      – Zostanę jeszcze trochę.

      Za drzwiami Patrik przystanął i głęboko odetchnął.

      Stig słyszał dochodzące z dołu głosy. Unosiły się i opadały. Ciekawe, kto przyszedł. Jak zwykle nikt się nie pofatygował, żeby mu powiedzieć, co się dzieje. Może to i lepiej. Nie wierzył, że potrafi przyjąć do wiadomości jeszcze coś na temat tego, co się stało. Właściwie dobrze mu w łóżku. Jakby tkwił w kokonie. Dzięki temu mógł w spokoju przetrawić to, co czuł po śmierci Sary. Choroba do pewnego stopnia pomagała mu radzić sobie z żałobą. Ból fizyczny wymusza skupienie się na nim, spychając cierpienie psychiczne na dalszy plan.

      Z trudem obrócił się na łóżku. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Kochał tę małą jak rodzoną wnuczkę. Zdawał sobie sprawę, że ma trudny charakter, ale nigdy taka nie była, kiedy przychodziła do niego na górę. Jakby instynktownie wyczuwała wyniszczającą go chorobę. Odnosiła się z powagą i do niego, i do niej. Chyba ona jedna rozumiała, jak bardzo z nim źle. Przed innymi ze wszystkich sił starał się ukrywać, że cierpi. Zarówno jego ojciec, jak i dziadek umarli w żałosnych, poniżających warunkach, w przepełnionej sali szpitalnej. On za wszelką cenę chciał uniknąć takiego losu. W obecności Lilian i Niclasa potrafił wykrzesać trochę energii i panować nad bólem. Wydawało mu się, że utrzyma chorobę w ryzach, że uniknie szpitala. Co pewien czas odczuwał poprawę: był nieco bardziej zmęczony i słabszy niż zwykle, ale na co dzień funkcjonował całkiem nieźle. A potem choroba wracała i znów kładła go do łóżka na parę tygodni. Niclas martwił się coraz bardziej. Na szczęście Lilian udawało się go przekonać, że Stigowi najlepiej będzie w domu.

      Lilian to prawdziwy dar niebios. W ciągu ponad sześciu lat małżeństwa mieli rzecz jasna niejedną utarczkę. Lilian bywała twarda, ale w obliczu jego choroby stała się delikatna, ujawniły się wszystkie jej najlepsze cechy. Żyli teraz w niezwykłej symbiozie. Lilian uwielbiała się nim zajmować, a on uwielbiał, gdy się nim opiekowała. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś byli bliscy rozwodu. Stig mawiał, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ale mówił tak, zanim przytrafiło mu się najgorsze, to, z czego już nic dobrego nie mogło wyniknąć.

      Sara rozumiała, jak z nim jest naprawdę. Wciąż czuł ciepło jej rączki na policzku. Miała zwyczaj siadać na brzegu jego łóżka i opowiadać, co zdarzyło się w ciągu dnia. On słuchał i z powagą kiwał głową. Traktował ją nie jak dziecko, ale jak kogoś równego sobie, a jej się to podobało.

      Jej śmierć była dla niego niewyobrażalną stratą.

      Zamknął oczy i dał się ponieść fali bólu.

      Strömstad 1923

      To była wyjątkowa jesień. Anders jeszcze nigdy nie był tak zmęczony i tak pełen energii zarazem. Agnes tchnęła w niego nowe życie. Dziwił się nawet, jak mógł żyć, zanim się pojawiła.

      Tego wieczoru, gdy zdobyła się na odwagę i przyszła pod jego okno, zmieniło się całe jego życie. Gdy się zjawiała, miał wrażenie, jakby zaświeciło słońce, gdy się rozstawali – gasło. Przez pierwszy miesiąc ostrożnie zbliżali się do siebie. Agnes była nieśmiała, cichutka. Nie mógł się nadziwić, że to ona zrobiła pierwszy krok. Wszelka natarczywość była jej obca i robiło mu się gorąco na samą myśl, że dla niego poważyła się na tak wielkie odstępstwo od zasad.

      Z początku miał mnóstwo wątpliwości. Przewidywał problemy i widział wszystko od najgorszej strony. Ale przepełniało go uczucie tak silne, że w końcu sam siebie przekonał, że wszystko się ułoży. Agnes okazywała tyle ufności. Gdy opierała głowę na jego ramieniu, a jej drobna ręka spoczywała w jego dłoni, był gotów przenosić góry.

      Nie mieli zbyt wielu okazji do spotkań. Anders dopiero późnym wieczorem wracał z kamieniołomu. Wstawał wczesnym rankiem. Ale jej zawsze się udawało coś wymyślić, i kochał ją za to. Mimo przenikliwych jesiennych chłodów chodzili na długie spacery za osiedle i pod osłoną ciemności znajdowali jakieś suche miejsce. Siadali i całowali się. Był już listopad, gdy odważyli się wsunąć jedno drugiemu ręce pod ubranie. Anders rozumiał, że trzeba się na coś zdecydować.

      Ostrożnie zaczął mówić o przyszłości. Jego ciało domagało się zbliżenia, ale bardzo ją kochał i nie chciał, żeby przytrafiła im się wpadka. Chciał porozmawiać o swoich rozterkach, ale przerwała mu pocałunkiem.

      – Nie rozmawiajmy o tym – powiedziała i znów go pocałowała. – Jutro wieczorem, kiedy do ciebie przyjdę, nie wychodź, tylko mnie wpuść.

      – A jeśli moja gospodyni…

      Agnes znów przerwała mu pocałunkiem.

      – Ciii. Będziemy cicho jak myszki. – Pogłaskała go po policzku i dodała: – Dwie kochające się myszki.

      – Ale pomyśl, jeśli… – mówił niespokojnie.

      – Nie myśl tyle – powiedziała z uśmiechem. – Żyjmy teraźniejszością. Kto wie, jutro może nas nie być.

      – Nawet tak nie mów – odrzekł, tuląc ją mocno do siebie. Ona ma rację. Za dużo myśli.

      – Lepiej załatwmy to za jednym zamachem – powiedział Patrik z westchnieniem.

      – Nie rozumiem, czemu to ma służyć – mruknął Ernst. – To prawda, że Lilian z Kajem żrą się od lat, ale nie wierzę, żeby z tego powodu mógł zabić dzieciaka.

      Patrik drgnął.

      – Widzę, że ich znasz. Zauważyłem to, kiedy witaliśmy się z Lilian.

      – Tylko jego znam – burknął Ernst. – Co jakiś czas spotykamy się w kilku i gramy w karty.

      Czoło Patrika przecięła zmarszczka.

      – Może z tym być problem? Szczerze mówiąc, nie wiem, czy w tej sytuacji powinieneś uczestniczyć w śledztwie.

      – Pieprzysz – odparł Ernst kwaśno. – Gdyby z takiego powodu wyłączać ze spraw, nawet jednego zasranego dochodzenia nie dałoby się doprowadzić do końca. Przecież wszyscy się tu znają, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Poza tym potrafię oddzielać sprawy służbowe od prywatnych.

      Patrik nie był do końca przekonany, ale wiedział, że Ernst ma trochę racji. Wszyscy w okolicy znali się lepiej lub gorzej.