Okno szczytowe i stojące obok sofa i fotele stanowiły świetny punkt obserwacyjny z widokiem na most i kościół. Tam właśnie Anna ustawiła filiżanki, talerzyki, termos oraz drożdżówki i ciasteczka domowej roboty.
Mikael zignorował zapraszający gest Vangera. Udając, że go nie zauważył, obszedł pokój, z zainteresowaniem oglądając najpierw półki regału, a później ścianę z osobliwymi obrazkami. Biurko było starannie wysprzątane. Leżało na nim tylko kilka zebranych w stosik kartek. Na krawędzi stała oprawiona fotografia młodej ciemnowłosej dziewczyny. Piękność o psotnym spojrzeniu, młoda dama, która zaczyna być groźna, pomyślał Mikael. Zdjęcie było z pewnością portretem konfirmacyjnym. Barwy zdążyły wyblaknąć, widocznie stało tu od wielu lat. Nagle Mikael uświadomił sobie, że gospodarz go obserwuje.
– Pamięta ją pan?
– Czy pamiętam? – Mikael uniósł brwi.
– Tak, spotkał ją pan kiedyś. Zresztą był pan też wcześniej w tym pokoju.
Mikael rozejrzał się jeszcze raz i pokręcił głową.
– Nie, no oczywiście, jak mógłby pan pamiętać… Znałem pańskiego ojca. Wielokrotnie zwracałem się do niego o pomoc, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych pracował tutaj jako technik i monter urządzeń przemysłowych. Zdolny człowiek. Próbowałem go przekonać, żeby poszedł na studia i został inżynierem. A pan spędził tutaj całe lato w 1963 roku, wymienialiśmy wtedy park maszynowy w zakładach papierniczych w Hedestad. Trudno było znaleźć lokum dla całej rodziny, więc rozwiązaliśmy problem w ten sposób, że zamieszkaliście w tym drewnianym domku po drugiej stronie drogi. Widać go stąd przez okno.
Henrik Vanger podszedł do biurka i podniósł fotografię.
– A to jest Harriet Vanger, wnuczka mojego brata Richarda. W tamte wakacje pilnowała pana niejeden raz. Miał pan ponad dwa lata. Albo może już skończył trzy? Nie pamiętam. Ona miała trzynaście.
– Proszę mi wybaczyć, ale nie mam ani jednego wspomnienia z tych wakacji.
Mikael nie był do końca przekonany, że mężczyzna mówi prawdę.
– Rozumiem. Ale ja pana naprawdę pamiętam. Biegał pan tutaj po całym gospodarstwie, a Harriet za panem. Słyszałem pański krzyk za każdym razem, gdy się pan wywracał. Pamiętam, że przy jakiejś okazji podarowałem panu zabawkę. Żółty metalowy traktor, którym sam bawiłem się jako dziecko. Szalenie się panu podobał, myślę, że z powodu koloru.
Mikael nagle poczuł w środku falę zimna.
Tak, oczywiście, że pamiętał ten żółty traktor. Gdy był już o wiele starszym chłopcem, postawił go jako ozdobę na półce w swoim pokoju.
– Przypomina pan sobie? Pamięta pan tę zabawkę?
– Pamiętam. I mam nadzieję, że ta wiadomość pana ucieszy… traktor w dalszym ciągu istnieje, w Muzeum Zabawek przy Mariatorget w Sztokholmie. Podarowałem go im, gdy jakieś dziesięć lat temu poszukiwali autentycznych starych eksponatów.
– Naprawdę? – Gospodarz zaśmiał się radośnie. – Niech tylko znajdę…
Starzec podszedł do regału i z dolnej półki wyciągnął album ze zdjęciami. Schylanie najwidoczniej przychodziło mu z trudnością, musiał przytrzymać się mebla, by wyprostować plecy. Ciągle przerzucając kartki z fotografiami, gestem dłoni poprosił gościa, by usiadł na kanapie. Dokładnie wiedział, czego szuka, i już po chwili położył album na stoliku, wskazując czarno-białe, amatorskie zdjęcie, w którego dolnym rogu widniał cień fotografa. Na pierwszym planie stał kilkuletni jasnowłosy chłopiec w krótkich spodenkach. Z zakłopotaną, a może odrobinę bojaźliwą miną patrzył prosto w obiektyw.
– To pan, właśnie tamtego lata. Na drugim planie w fotelach ogrodowych siedzą pańscy rodzice. Mama zasłania trochę Harriet, a ten chłopak na lewo od pana ojca to brat Harriet, Martin Vanger, dziś szef całego koncernu.
Mikael bez trudu rozpoznał rodziców. Mama miała pokaźny brzuszek, a więc jego siostra była już w drodze. Przyglądał się zdjęciu z mieszanymi uczuciami, podczas gdy gospodarz nalewał do filiżanek kawę.
– Wiem, że ojciec nie żyje. A matka? – zapytał, przysuwając półmisek z drożdżówkami.
– Też nie. Zmarła trzy lata temu.
– Bardzo dobrze ją pamiętam. Była sympatyczną kobietą.
– Ale przecież nie poprosił mnie pan o spotkanie tylko po to, żeby powspominać moich rodziców?
– Racja. Przygotowywałem się do tej opowieści kilka dni, ale teraz, kiedy pan w końcu przede mną siedzi, nie wiem doprawdy, od czego zacząć. Wychodzę z założenia, że co nieco pan o mnie przeczytał. Powinien więc pan wiedzieć, że swojego czasu miałem spory wpływ na szwedzki przemysł i rynek pracy. Dzisiaj jestem starcem, który prawdopodobnie niedługo umrze i… może właśnie śmierć jest odpowiednim punktem wyjścia do naszej rozmowy.
Mikael wypił łyk czarnej kawy – gotowanej kawy – zastanawiając się, dokąd zmierza opowieść Vangera.
– Pobolewa mnie biodro i trudno mi zażywać długich spacerów. Pewnego dnia sam pan odkryje, jak wątleją siły starych mężczyzn. Ale nie jestem ani umierający, ani dotknięty demencją. Nie opętała mnie więc myśl o śmierci, ale mam wystarczająco wiele lat, żeby zaakceptować fakt, że moje życie dobiega kresu. Nadchodzi taki moment, kiedy chce się wszystko podsumować, dokończyć to, co niedokończone. Rozumie pan, co mam na myśli?
Mikael skinął głową. Starzec mówił mocnym i pewnym głosem, nic nie wskazywało na obniżenie sprawności umysłowej czy niezdolność do racjonalnego myślenia.
– Najbardziej ciekawi mnie, po co tutaj przyjechałem – przypomniał.
– Poprosiłem pana o przyjazd, ponieważ potrzebuję pomocy przy podsumowaniu, o którym wspomniałem. Mam kilka niewyjaśnionych spraw.
– Dlaczego właśnie mnie? To znaczy… na jakiej podstawie sądzi pan, że właśnie ja jestem w stanie panu pomóc?
– Dlatego, że właśnie gdy zacząłem się zastanawiać nad zatrudnieniem kogoś, wypłynęło pańskie nazwisko w związku z aferą Wennerströma. Wiedziałem, kim pan jest. I może dlatego, że jako małe chłopię siedział pan u mnie na kolanach.
Zamachał ręką w odmownym geście.
– Nie, niech mnie pan źle nie zrozumie – kontynuował. – Nie liczę na to, że pomoże mi pan z sentymentalnych względów. Wyjaśniam tylko, dlaczego skontaktowałem się właśnie z panem.
Mikael zaśmiał się życzliwie.
– No, ale to są kolana, których ja wcale a wcale nie pamiętam. Ale skąd pan wiedział, kim jestem? Przecież te wakacje były na początku lat sześćdziesiątych.
– Przepraszam, nie zrozumiał mnie pan. Gdy pański tato dostał pracę jako szef warsztatu w Zarinders Mekaniska, przeprowadziliście się do Sztokholmu. Firma była jedną z wielu wchodzących w skład koncernu Vangera i to ja załatwiłem mu tę posadę. Nie miał wykształcenia, ale wiedziałem, co potrafi. W ciągu kolejnych lat spotykałem się z nim wielokrotnie, gdy przyjeżdżałem