Strategia dla Polski. Отсутствует. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Отсутствует
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: О бизнесе популярно
Год издания: 0
isbn: 978-83-01-20615-4
Скачать книгу
polityki. Ważne było wypracowanie konsensu politycznego, który trwale podtrzymywałby i wspomagał nasze aspiracje do stania się organiczną częścią struktur zachodnich.

      Myślę, że czynnikiem wspomagającym była pewna polska specyfika, to że mimo dziesięcioleci zniewolenia w poprzednim ustroju w Polsce zawsze występował jako zjawisko społeczne „głód Zachodu”. Tak zwani zwykli, niezaangażowani w walkę polityczną obywatele zawsze pragnęli wyjeżdżać do Europy Zachodniej, słuchali zachodniej muzyki, rzucali się na zachodnie książki, ale też i na dobra materialne. Pamiętam, że w niektórych domach na półce stały czasami puste butelki po coca-coli jako taki może nieco śmieszny, ale niemniej rzeczywisty wyraz tęsknoty za tym wymarzonym Zachodem. Gdy jako kraj dokonaliśmy po politycznym przełomie 1989 roku całkowitej reorientacji naszej polityki, to obywatelskie dążenie do stania się „normalnym”, jak to się wtedy mówiło, zachodnim krajem, w pewien sposób ustawiło narrację polityczną na następne dekady.

      Unia Europejska w tym schemacie odrodzonej „zachodniości” Polski miała swoje specyficzne miejsce. Wiedzieliśmy, że chcemy „wrócić” do Europy, ale Unia, ze swoją kulturą instytucjonalną i konkretnymi wymaganiami była postrzegana raczej jako etap dojścia, jako swoistego rodzaju apex, ostateczna pieczęć naszej przynależności do Zachodu, a nie etap początkowy. Dostrzeganie w procesie zakorzeniania Polski w strukturach zachodnich jedynie głodu imitacji jest więc pewnym uproszczeniem, albowiem wchodzenie w te struktury wymagało uruchomienia daleko idących procesów dostosowawczych opartych na spełnianiu m.in. kryteriów związanych z funkcjonowaniem demokracji liberalnej.

      Wcześniej przez materialnie, społecznie i politycznie łatwiejszy proces staliśmy się państwem członkowskim NATO. To chyba było wynikiem różnicy, dość subtelnej, pomiędzy komplementarnością a aspiracyjnością. Dla NATO byliśmy ważnym elementem układanki w Europie, nasze położenie geograficzne jest bowiem w sposób naturalny potrzebne do zapewnienia bezpieczeństwa w regionie. Dla Zachodu nie ma pewnie tańszego sposobu na uprawianie polityki powstrzymania aktywności zagrażającej bezpieczeństwu ze strony Rosji niż wykorzystanie obecności wspólnych struktur w Europie Środkowo-Wschodniej.

      Kraje takie jak Polska – bardzo świeże demokracje, politycznie i instytucjonalnie nie do końca ustabilizowane, dopiero starające się odzyskać wydolność gospodarczą – nie wpasowywały się w spójny twór instytucjonalny, jakim jest Unia Europejska; były raczej dodatkiem, który może sprawić kłopoty. Tak naprawdę naszym jedynym argumentem były właśnie nasze aspiracje. One musiały jawić się jako mocna polityczna determinacja będąca wynikiem konsensualnej polityki polskiej. To nie mogło być tak, że polityka zagraniczna forsowałaby takie podejście, a resorty gospodarcze byłyby wstrzemięźliwe. Potrzebowaliśmy absolutnej jedności w naszej polityce, ale też i w naszym przekazie.

      Jak rzadko kiedy w historii sprawdzało się wtedy powiedzenie, że w jedności siła. Ciągłość narracji politycznej, niezależnie od barw politycznych kolejnych rządów, była konieczna. I na szczęście stanęliśmy wtedy jako państwo na wysokości zadania. Mieliśmy świadomość tego, że Unia Europejska jest dla Polski naturalnym kierunkiem grawitacji, zarówno tej kulturowej i politycznej, jak i tej ekonomicznej oraz społecznej.

      Poziom rozwoju Zachodu był wyzwaniem dla konkurencyjności naszej gospodarki, ale i dostarczał potencjalnie narzędzi budowy tej konkurencyjności (Hübner 1994). Miało to szczególne znaczenie w kontekście procesu przygotowań do członkostwa, jak i negocjacji jego warunków. Kiedy tworzyliśmy „Strategię dla Polski”, mieliśmy świadomość konieczności obecności tego celu finalnego, jakim było zakorzenienie Polski w strukturach Unii Europejskiej we wszystkich wymiarach rozwoju. Dlatego było oczywiste od samego początku, że akcesja to nie tylko proces harmonizacji polityk i porządku prawnego. Każda decyzja o harmonizacji i zbliżaniu była postrzegana jako decyzja wpływająca na przebieg transformacji, reformy gospodarcze i rozwój. Mieliśmy świadomość tego, że każdy akt prawny i zmiana polityki będą musiały być poddane testowi kosztów i korzyści.

      Wiedzieliśmy od początku, że przygotowując mandat negocjacyjny, będziemy musieli zastanowić się nad sekwencją wprowadzania instrumentów integracji i ocenić potrzebne okresy przejściowe. Było oczywiste, że korzyści z dostępu do rynku wewnętrznego Unii zależą od przyjęcia przez nasze przedsiębiorstwa europejskich norm i standardów. Wiedzieliśmy również, że umiędzynarodowienie i liberalizacja gospodarki mogą stworzyć problemy dla niektórych grup społecznych czy grup interesu. Te konflikty były większym problemem w negocjacjach w Polsce niż w innych krajach kandydujących. Były one także wnoszone do negocjacji przez niektóre ministerstwa niechętne jakiejkolwiek zmianie i niezdolne do dostrzeżenia interesu Polski.

      Niezwykle pomocna stała się reforma administracji publicznej powołująca horyzontalne Ministerstwo Gospodarki oraz Urząd i Komitet Integracji Europejskiej. Jako osoba odpowiedzialna za tę część reformy, która obejmowała proces przygotowań do członkostwa w Unii Europejskiej, zaproponowałam na wzór rozwiązań francuskich urząd podlegający bezpośrednio premierowi, co znakomicie ułatwiło podporządkowanie interesów sektorowych interesowi Polski, jakim było wejście do Unii.

      Niemniej sama determinacja do zakorzenienia Polski w procesach europejskich i pozytywne sygnały polityczne nie wystarczyły. Pewnych rzeczy, w szczególności barier biurokratycznych, nie da się po prostu przeskoczyć. Tak jak nie da się, może z wyjątkiem niespotykanego geniuszu, przejść bezpośrednio z pierwszej klasy do matury, tak też nie dało się jedynie wolą polityczną zrealizować naszych ambicji i działań integracyjnych.

      W moim przekonaniu najtrudniejszym wyzwaniem było udowodnienie zachodniemu światu naszej przystawalności instytucjonalnej. Po notyfikowaniu 8 kwietnia 1994 roku naszej woli wejścia do Unii stało się oczywiste, że potrzebujemy jakiegoś elementu pośredniego w naszych staraniach o wejście do Unii, zapuszczenia korzeni w takim międzynarodowym środowisku instytucjonalnym, które będzie rękojmią dla Unii, że jesteśmy poważni w naszych aspiracjach, że naprawdę chcemy spełniać wymogi akcesyjne i przystąpić do Unii jako wiarygodny partner, a nie obciążenie.

      Droga do Unii

      Takim elementem stała się Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Organizacja ta istnieje od 1948 roku. Jej pierwotnym celem było ułatwienie integrowania odbudowujących się ze zniszczeń wojennych gospodarek państw europejskich, które korzystały z pomocy w ramach planu Marshalla. Stopniowo rozszerzała swoje członkostwo, także konsolidując partnerstwo transatlantyckie. Dziś do OECD należy 36 wysoko rozwiniętych gospodarczo państw. Wtedy znaleźliśmy się po raz pierwszy w organizacji dającej nam możliwość oddziaływania na globalny porządek w wielu ważnych dziedzinach, w których OECD wypracowuje światowe normy i standardy (np. liberalizacja przepływów kapitałowych czy podatki).

      Obecnie nasze negocjacje członkowskie z tą organizacją są pewnym zapomnianym czy może nawet nieodkrytym dla wielu analityków i polityków obszarem naszych globalnych dążeń. Negocjacje te były w dużej mierze techniczne, odbywały się bez jakiegoś specjalnego nagłośnienia i może też dlatego nie wywoływały specjalnego zainteresowania ani emocji opinii publicznej. Może też nie miały, jakbyśmy to dziś powiedzieli, dobrego PR-u. Wtedy oczywiście nikt z nas, którzy w tych negocjacjach uczestniczyli, nie myślał w takich kategoriach. Niemniej ten brak zainteresowania opinii publicznej nas nie demobilizował. Było to jednak, dla mnie i dla moich kolegów, wielkie przeżycie, ćwiczenie i ważne doświadczenie przed rozpoczęciem procedur wejścia do Unii. Podobnie poza głównym nurtem zainteresowania mediów odbyło się nasze wejście do Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organization, WTO) (Skrzypczyńska 2012).

      Wchodziliśmy w międzynarodowe, nowe ramy funkcjonowania państwa, w czym jeszcze nie mieliśmy doświadczenia. Warto wspomnieć, że wielu uczestników tych procesów otwierania Polski na świat to byli nie tylko politycy, lecz i akademicy. Dawało to ocenie zdarzeń, które realizowaliśmy,