Star Force. Tom 11. Zagubieni. B.V. Larson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Star Force
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-66375-03-1
Скачать книгу
poświęcałem niewiele uwagi, a także przedmioty, które rozpoznawałem, jak choćby wielkie odłamki litoskich kryształów, zatopione w przejrzystej warstwie mocnego plastiku, czy czaszka lodowego rekina z wodnego księżyca. Na komendę Moranian kapral Fuller zrobił regulaminowy „w prawo zwrot”, podszedł do płótna i położył na nim dłoń.

      – Dla uczczenia niedawnej akcji na powierzchni – zaczęła Moranian – w której wziął osobisty udział, ratując życie niejednego marine, niniejszym dedykuję nowe trofeum kapitanowi Riggsowi.

      – Ryje Riggsa! – zawołali chórem wszyscy zebrani. Przeszedł mnie dreszcz wojskowej dumy, gdy Fuller zerwał płótno i odsłonił wypolerowany róg, który odciąłem martwemu chrząszczowi.

      To byli dobrzy ludzie. Przeszli chrzest bojowy i, podobnie jak ja, rozwinęli się pod presją. Robili wszystko, czego od nich oczekiwałem – aż do ostatniego tchu. Możliwe, że uczucia sierżant Moranian były platoniczne, a nawet jeśli nie – jeśli, jak podpowiadała cyniczna strona mojego umysłu, cała szopka miała na celu zaciągnięcie mnie do łóżka – nie mog­łem okazać braku szacunku pozostałym.

      Mając to na uwadze, wziąłem głęboki oddech, podszedłem i przejechałem dłonią po cylindrze.

      – Na pewno nie jest nabity? – zapytałem z szerokim uśmiechem, wywołując salwę śmiechu. – A tak na poważnie, dziękuję, Ryje. To dla mnie zaszczyt. Ale to nie ja pokonałem potwora, tylko wy, zgrani jak cholera. Choć Fuller w przyszłości na pewno nie będzie już skakał jak żaba.

      Kilka osób zaśmiało się z kaprala. Gdy rechot ucichł, zrobiłem minę poważnego przełożonego.

      – Dobra, marines, koniec zabawy. Wracać do roboty. Na pewno słyszeliście, że wkrótce odlatujemy. Jeśli wszyscy się przyłożą, dotrzemy do domu. To tyle.

      Po tych słowach wyszedłem, unikając wzroku Moranian. Tak trzeba robić – nie przesiadywać za długo. Wejść, wyjść i zająć się swoimi sprawami.

      – Nieustraszony, gdzie jest Kwon? – zadałem pytanie ścianom, idąc korytarzem.

      – Starszy sierżant Kwon zajmuje się generałem Sokołowem w kajucie trzynastej.

      Racja. W natłoku obowiązków całkiem zapomniałem o tamtym facecie. Pewnie już skończyli go badać. Ufałem, że Kwon będzie miał na niego oko i nie da się zwieść jego nieokreślonej pozycji.

      – Nieustraszony, gdzie jest doktor Kalu?

      – Przebywa w laboratorium naukowym.

      Skręciłem w lewo i wspiąłem się po rampie. Wszedłem dwa pokłady wyżej i przemierzyłem długi korytarz, który zaprowadził mnie do miejsca pracy naszych naukowców.

      Po rozbudowie wnętrza okrętu nie było tu już tak ciasno. Trójka mózgowców nadal skarżyła się na brak miejsca, sprzętu albo uwagi ze strony dowództwa. Tak jakbym nie miał nic innego do roboty, tylko ich hołubić.

      Na szczęście w większości przypadków Adrienne umiała utemperować jajogłowych. Z wiecznie jęczącymi cywilami radziła sobie lepiej ode mnie. Do tego dochodziła kwestia incydentu z Kalu, którego była świadkiem – na szczęście miało to miejsce, zanim została moją dziewczyną. Lepiej, żebym trzymał się z dala od seksownej uczonej. Była zbyt kusząca ze swoją egzotyczną urodą, zmysłowym akcentem i ponętnymi kształtami, tak różnymi od szczupłego ciała Adrienne.

      Cholera. Wiedziałem, że muszę przestać myśleć o Kalu. Przecież wszystkie moje łóżkowe potrzeby były zaspokajane. Cóż, najwyraźniej Riggsowie mają w genach rozglądanie się za kobietami. A może to skutek posiadania władzy? Zdaniem biologów samiec alfa zawsze dąży do obdarowania swoimi genami wielu różnych samic. Szkoda, że samica alfa najwyraźniej chciała mieć moje geny tylko dla siebie.

      Zmuszając się do profesjonalizmu, podszedłem do doktora Bensona, naczelnego naukowca. Chang i Kalu pochłonięci byli jakąś analizą. Ten pierwszy zerknął na mnie przelotnie, ale Kalu z premedytacją odwróciła się plecami. Pewnie nadal się dąsała za odrzucenie jej zalotów.

      – Wiemy już coś o Sokołowie? – zapytałem.

      – Mieliśmy mało czasu na przeprowadzenie testów – odparł doktor.

      Zbyłem jego uwagę machnięciem ręki.

      – Proszę powiedzieć, co już ustaliliście. Zrozumiale dla laika.

      Benson westchnął.

      – Jest znanitowanym człowiekiem o biologicznym wieku około pięćdziesięciu lat. Wykazuje lekkie objawy niedożywienia i stresu, ale powinien szybko odzyskać siły.

      – Proszę mi przypomnieć, jaki wpływ na starzenie mają nanity?

      – Zdaje się, że opóźniają uszkodzenie komórek i optymalizują procesy organizmu, ale nie mają wpływu na starzenie samo w sobie.

      Wiek Sokołowa z okresu porwania pokrywał się z jego obecnym wiekiem z dokładnością do paru lat.

      – Więc jesteście przekonani co do tego szacunku? Ma pięćdziesiątkę?

      Benson zmarszczył brwi.

      – Tak, chyba że mamy tu do czynienia z jakąś nieznaną technologią.

      Kiwnąłem głową.

      – Dzięki, doktorze. Dalej badajcie próbki i powiadomcie mnie, jeśli natraficie na coś nietypowego. Cokolwiek. Ten człowiek spędził ponad dwie dekady gdzieś, gdzie jego ciało postarzało się o zaledwie parę lat. Chcę wiedzieć czemu.

      Zostawiłem mózgowców i postanowiłem osobiście przyjrzeć się Sokołowowi. Poszedłem do niego. W otwartych drzwiach numer trzynaście zobaczyłem Kwona, który blokował przejście.

      – Wynoś się pan, chcę mieć trochę prywatności – usłyszałem głos generała.

      – Przykro mi, ale mam swoje rozkazy. Nie wolno mi zostawiać pana samego.

      Klepnąłem Kwona w ramię i wślizgnąłem się do środka.

      – Dzięki, Kwon, ja się nim zajmę. Proszę postawić pod drzwiami strażnika, żeby nikt nie przeszkadzał generałowi.

      Wielkolud zniknął, zamykając za sobą drzwi, a ja odwróciłem się do Sokołowa, który wyglądał na wycieńczonego. Z jednej strony mu współczułem, ale z drugiej uznałem, że to najlepszy moment na uzyskanie informacji. Wolałem poznać jego wersję wydarzeń, zanim odpocznie i przemyśli, co i jak powiedzieć.

      – W porządku, sir – zacząłem. – Chciałbym usłyszeć pańską historię. Co się działo, gdy opuścił pan Ziemię na pokładzie Alamo?

      Sokołow stał i patrzył na mnie bez wyrazu, poprawiając jednolity kombinezon z inteligentnego metalu, który mu daliśmy.

      – Najpierw chciałbym powiedzieć, że sprzeciwiam się odebraniu mi oznaczeń i traktowaniu mnie jak jeńca.

      – Generale, pańska nieobecność trwała ponad dwadzieścia lat. Nie możemy wiedzieć, pod czyim wpływem pan przebywał. Czy na moim miejscu postąpiłby pan inaczej?

      Niechętnie pokręcił głową.

      – Ja wszystko rozumiem. A jednak… – Wskazał na swoje jednolite ubranie.

      Odchrząknąłem.

      – Nieustraszony, przeprogramuj strój generała Sokołowa tak, żeby przypominał codzienny mundur generała z czasów, gdy opuścił Ziemię. – Nie zamierzałem dawać mu współczesnego uniformu. Chciałem, żeby wszyscy pamiętali, że może i był generałem, ale w minionej epoce. Moja władza była dostatecznie chwiejna bez dodatkowych przeszkód.

      Strój Sokołowa rozmazał się i przeorganizował w prosty,