Gdy nadeszło życie. Aneta Krasińska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aneta Krasińska
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66201-57-6
Скачать книгу
wiem, czy uwierzysz, ale na ostatnim treningu Lidka założyła nogę na głowę. – Marcelina usilnie starała się rozładować gęstniejącą atmosferę.

      – Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę na pilates. Bardzo brakuje mi ćwiczeń. W ogóle czuję się jak słoń.

      – Ale za to pięknie wyglądasz – wtrącił Darek.

      Magda puściła tę uwagę mimo uszu.

      – Bywa, że mam dość wysiłku i tego wyginania się na wszystkie strony – wtrąciła Lidka – ale Marcelina nie odpuszcza. Mobilizuje i siebie, i mnie.

      – Inaczej też się poddam i wyląduję na kanapie z pilotem w ręku – wyjaśniła przyjaciółka, lekko uśmiechając się do Magdy. – Czasem mi tego brakuje. Nie. Często mi tego brakuje, ale PESEL jest nieubłagany i niezmiennie przypomina, ile mam lat.

      – Dużo pracy? – spytał Darek, skrzętnie unikając wzroku Magdy.

      – Za dużo – wyjaśniła Marcelina. – Właśnie wprowadzamy na rynek nową kampanię reklamową, a mój szef nie jest do niej przekonany, dlatego wciąż zasypuje mnie podchwytliwymi pytaniami. Zamiast skupiać się na dopracowywaniu szczegółów, siedzę w jego gabinecie i tłumaczę, dlaczego czarne jest czarne, a białe jest białe.

      Uśmiech pojawił się nawet na twarzy Magdy, która jakby na moment zapomniała o własnych sprawach.

      – Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – stwierdził Darek. – Ja patrzę na to z perspektywy szefa. Każdy chce, by jego produkt został jak najlepiej wypromowany. Być albo nie być.

      – Ależ ja to rozumiem, tylko brakuje mi jego wiary w moje możliwości – wyjaśniła Marcelina. – Nie jestem żółtodziobem.

      – Chce mieć pewność, że nie straci.

      – Zdaję sobie z tego sprawę, ale czy to jest powód, by wzywać mnie do pracy w sylwestra, bo akurat wpadł mu do głowy jakiś pomysł?

      – Nawet nie wyobrażacie sobie, jaki byłem z niej wtedy dumny – odezwał się Czarek. – Wybrała mnie zamiast szefa – dodał i perliście się roześmiał.

      – Gratuluję – odezwał się Darek. – Jednak opłacało się zacumować w porcie.

      Czarek spojrzał na żonę. Dla tej kobiety wciąż robił za mało. Zrozumiał to bardzo późno. Nie miał prawa pytać, czy nie zbyt późno, dlatego wymyślał, co tylko mógł, by to naprawić. Niepewność wciąż go paraliżowała, wpuszczając do jego krwi strach, który krążył w poszukiwaniu dogodnej chwili, by eksplodować.

      – To była jedna z moich najlepszych decyzji – odezwał się Czarek i niemal natychmiast się poprawił: – naszych decyzji. – Złożył pocałunek na serdecznym palcu żony, na którym od dawna tkwiła złota obrączka.

      – Życzę smacznego – odezwał się kelner, stawiając przed nimi talerze, znad których unosił się aromat dopiero co przygotowanych potraw.

      Na chwilę zapadła cisza przerywana jedynie postukiwaniem widelców i noży. Dookoła rozlegał się gwar rozmów i śmiechów. Dało się zauważyć krzątaninę kelnerów starających się zaspokoić pragnienia klientów, zanim sami je wyartykułują.

      Marcelina dyskretnie zerknęła w stronę przyjaciółki. Magda siedziała wyprostowana. Sterczący brzuch nie pozwalał jej na to, by przysunęła się bliżej.

      – Nie smakuje ci? – zagadnęła Marcelina, nabierając na widelec niewielką porcję sałaty.

      – Nie mogę się przemóc – wyjaśniła, nie patrząc na swój talerz.

      – Nie zmuszaj się. Możemy zamówić dla ciebie coś innego.

      – Nie – zaoponowała. – Odeszła mi ochota na jedzenie.

      – Ale to wszystko stygnie – zauważył Darek racjonalnie.

      – Nic nie poradzę na hormony – oświadczyła spokojnie.

      Marcelina właśnie kończyła jeść doskonale doprawioną pierś z kaczki, gdy z jej torebki wydobył się dźwięk. Z grymasem na twarzy spojrzała w kierunku, skąd dochodził dzwonek.

      – To pewnie szef przypomniał sobie, że nie złożył ci życzeń urodzinowych – zażartowała Lidka.

      – Właściwie dlaczego go nie zaprosiłaś? – zdziwiła się Magda. – Lidka na pewno otoczyłaby go opieką, nawet lekarską – dodała, uśmiechając się zawadiacko.

      – Pomoc medyczna całodobowa – żartowała Lidka.

      – Przeżyje do poniedziałku – stwierdziła Marcelina i nawet nie próbowała sięgnąć do torby.

      – A jeśli to coś ważnego? – upierała się Magda. – Jeżeli właśnie go olśniło i wymyślił kosmiczną kampanię reklamową? Druga taka szansa może się nie powtórzyć.

      – Mnie obowiązuje pięciodniowy tydzień pracy, który zakończył się wczoraj.

      – Jesteś uparta.

      – Uczę się od mistrzyni. – Marcelina z przekorą spojrzała na Magdę i uśmiechnęła się do niej, pokazując garnitur równych zębów.

      Przyjaciółka nie pozostała dłużna. Na punkcie uzębienia miała bzika. W młodości nosiła aparat, a teraz szczotkowała je kilka razy dziennie.

      – Mówiłem, żebyś zostawiła służbową komórkę w domu. Nie musisz być pod telefonem przez całą dobę – zauważył Czarek.

      – Ale ja zostawiałam ją w domu – odparła po chwili zastanowienia.

      – Czyli to nie szef – wydedukowała Lidka.

      W tej samej chwili telefon rozdzwonił się na nowo. Cztery pary oczu wpatrywały się w Marcelinę, która się zawahała. Miała wrażenie, że siedzący przy pozostałych stolikach ludzie nagle ucichli i oczekują na jej reakcję. Powoli odwróciła się i sięgnęła do torebki. Imię, które pojawiło się na wyświetlaczu, wróżyło tylko jedno: kłopoty. Takie, do których nieświadomie tęskniła.

      – Przepraszam – powiedziała, podnosząc się z miejsca – to jednak szef.

      Zaskoczone miny kazały jej brnąć w kłamstwach dalej.

      – Zapomniałam, że dałam mu numer prywatny, gdyby działo się coś ważnego – oświadczyła przepraszającym tonem. – Zaraz wracam. Nie przeszkadzajcie sobie.

      Szybko ruszyła w stronę toalet. Odruchowo poprawiła włosy, jakby rozmówca mógł dostrzec jej wygląd. Odkąd po wakacjach zaczęła chodzić na pilates, schudła prawie pięć kilo. Nie był to może rewelacyjny wynik, który można odnotować w księdze rekordów, ale dla niej to krok milowy. Kiedy urodziła bliźnięta, przytyła i nie była w stanie zrzucić nawet grama. Teraz dopiero czuła ciężar każdego zbędnego kilograma. Kolejnych pięciu też warto byłoby się pozbyć, ale podchodziła do tego zdroworozsądkowo. Jeśli się nie uda, trudno. Liczy się to, że dzięki ćwiczeniom samopoczucie uległo poprawie. A może jej nastrój był sumą wielu składowych, z czego ćwiczenia to tylko niewielki procent, resztę natomiast stanowią zmiana pracy, stała obecność męża w domu i… O tym ostatnim składniku też czasem myślała.

      Kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości i miała pewność, że nikt jej nie usłyszy, przesunęła palcem zieloną słuchawkę na ekranie i odezwała się najbardziej przyjemnym tonem, na jaki mogła się zdobyć:

      – Cześć! Nie spodziewałam się, że dzisiaj zadzwonisz…

      Przyjaciółka