„Trib”, strona szósta: „Radykałowie schwytani z planami bomb. Możliwe zarzuty o podburzanie”.
Wayne zwinął gazetę i rzucił nią. Lesbijska siostra ze znaczkiem z gołąbkiem pokoju zgromiła go wzrokiem. Był nawalony. Do spotkania w Złotej Pieczarze zostały dwa dni. Grapevine wydawało się rychłe.
Taksówki wyrzuciły wyjeżdżających pasażerów i dorwały przyjeżdżających. Wayne się rozejrzał. Ten dzieciak wyglądał znajomo – debilna mucha i fryzura na rekruta.
Wayne go rozpoznał. Śledził go w Miami, teraz wyglądał na zagubionego. Mesplède miał go sprzątnąć.
Dzieciak nie widział Wayne’a. Lesbijska siostra stała się agresywna. Wskazała dwóm murzyńskim siostrom, żeby przed nim stanęły.
Wayne odpuścił.
26
(Las Vegas, 29.08.1968)
Niezdara. Przewody ciągle się wymykały i nie trafiały w otwory. Tak mu drżały ręce. Mózg miał zgrzany.
– Jesteś nieprzytomny, synu – powiedział Fred Turentine.
Crutch próbował się pozbierać. Zapluskwianie: apartament 307 w hotelu Złota Pieczara. Jutro miało się odbyć spotkanie Otash/Tedrow. To był ich ostatni punkt do sprawdzenia.
Wepchnął przewody do podstawy lampki i ułożył je. Kombinerki się omsknęły. Lampka zakołysała się i niemal przewróciła. Fred T. achnął, synu.
Zabił dwóch ludzi. Nie do końca się z tym pogodził. Teraz Żabojad wrócił już do Miami. Ciągle do niego dzwonił. Telefon nie cichł ani na chwilę. Martwi Latynosi to komuchy i zdrajcy Sprawy Kubańskiej. Odbierali życie i życie zostało im odebrane, i to go nie bolało. Obraz powtarzał ból. Był wtedy nawalony. Powtórka leciała w VistaVision i w Cineramie. Jego świat był podwójnie zobrazowany. Obrazy odtwarzały się podwójnie wyraźne i o połowę spowolnione.
Fred chwycił koniec kabla i zakleił go. Crutch gmerał w skrzynce z narzędziami.
Nie mógł spać. Nie mógł myśleć o swojej sprawie. Ciągle patrzył na zdjęcia Joan.
27
(Los Angeles, 29.08.1968)
Wiatrak spod sufitu trzepotał pościelą. Od zimnego powietrza dostali gęsiej skórki. Dwight poczuł skurcz. Wiedział dlaczego – Eleanora właśnie kopnęła.
– Powinnam być w Chicago – powiedziała Karen. – Nie powinnam leżeć na składanym łóżku w dziupli FBI.
Zrobiła się pełniejsza. Miała większe sutki. Zniknęły kości biodrowe.
– Źle się tam działo. Cieszę się, że nie pojechałaś.
– Jak-Mu-Tam był w Lincoln Park. Mówił, że masakra.
Dwight chwycił papierosy. Karen wyglądała na pokuszoną. Dwight je odłożył.
– Nie zmuszaj mnie do zazdrości. Albo założę mu sprawę o działalność wywrotową.
Karen się roześmiała.
– Nie wydawało ci się to nieuniknione?
– Jeśli chodzi ci o to, że było to przeznaczone i że obopólnie uzgodnione, to tak.
– Jesteś bardzo religijny, wiesz. Rozumiesz swoją osobistą odpowiedzialność przed Bogiem, ale całkowicie zaniedbujesz świeckie praktyki.
Dwight się uśmiechnął.
– Zdaję się na ciebie w tych spostrzeżeniach. I dwa dni temu zacytowałem cię w rozmowie z jednym człowiekiem w Chicago.
– Jak mnie opisałeś?
– Jako bardzo mądrą.
– A nie jako dwulicową i sprzeniewierzającą się swoim uczuciom?
– Nie posunęliśmy się tak daleko.
Karen pocałowała go w ramię.
– Znalazłeś swojego infiltratora?
– Znalazłem.
– Więc coś jest nie tak.
– Dlaczego tak mówisz?
– Jesteś napięty, ale starasz się nie okazywać napięcia. Ilekroć próbujesz mnie przekonać, że wszystko w porządku, robisz takie drobne rzeczy z rękoma.
Dwight rozluźnił ręce. Pierścień uczelniany niemal spadał z palca. Dwight nie dojadał i żył na kawie.
– Dobra, masz rację.
– Zrobiłeś coś złego czy planujesz coś złego?
Dwight spojrzał na Karen tym spojrzeniem – na tym koniec. Opadła na plecy i położyła jego dłonie na wzniesieniu Eleanory.
– Mam swojego infiltratora. Jest błyskotliwy i dobry, ale tylko tyle mogę ci teraz powiedzieć.
– Dobra. A teraz potrzebujesz informatora.
– Właśnie. A ty znasz tę Joan.
Karen się przeciągnęła.
– Będę musiała popytać. Nie znam jej osobiście. Ktoś będzie musiał ją dla mnie znaleźć.
Poczuł puls w dłoniach. Delikatny – jakby Eleanora bardziej się poruszyła, niż kopnęła.
Karen sięgnęła po papierosy. Dwight chwycił je i rzucił na podłogę. Karen roześmiała się, od czego rozkołysał się jej brzuch. Teraz to Eleanora naprawdę kopnęła.
– Kochasz mnie? – spytał Dwight.
– Pomyślę – powiedziała Karen.
28
(Las Vegas, 29.08.1968)
To była ona. Wiedział, że tak będzie. Zdobył zdjęcie, żeby tylko ją znowu zobaczyć.
Fotografia z Wydziału Komunikacji Nevady. Mary Beth Hazzard siedziała upozowana do zdjęcia do prawa jazdy. Urodziła się 4.06.1924. Była dziesięć lat, jeden miesiąc i czternaście dni starsza od niego.
Wayne siedział w swoim samochodzie pod WK. Przekupił funkcjonariusza, żeby dostać kopię akt kobiety. Miała prawo jazdy od 4.06.1940. Żadnych większych wykroczeń. „Musi nosić szkła korekcyjne do jazdy”.
Przeczytał wycinek z gazety. Zobaczył ją na pogrzebie. Wdowa Hazzard. Zaginiony syn. Twojego męża…
Prowadziła Związek Pracowników Hotelowych. Związek walczył z Radą Właścicieli Hoteli. Chodziło o segregację. Drakula posiadał dwadzieścia hoteli interesujących związek. W dwunastu organizowano pikiety. Policja Las Vegas obserwowała sprawę.
Wayne spojrzał na zdjęcie. Nie mógł oderwać oczu. Podobał mu się kształt jej twarzy i potok jej włosów.
29
(Las Vegas, 30.08.1968)
Zasilanie działało. Kable między 307 a 308 leżały solidnie. Wczoraj Crutch wywiercił maleńką dziurkę w ścianie. Dostęp wzrokowy i słuchowy, należycie.
Konsola stała pod ścianką działową. Crutch rozsiadł się ze słuchawkami. Fred T. wrócił już do LA. Ta robota była jego solówką.
Ostatniej nocy zadzwonił do niego Żabojad. Ich rozmowa go uspokoiła. Fuentes i Arredondo byli łajdakami i zdeklarowanymi czerwonymi. Policja Chicago zjebałaby śledztwo w ich sprawie. Żabojad przechwalał