Hannibal. Thomas Harris. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Thomas Harris
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Hannibal Lecter
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-911-6
Скачать книгу
wyjęła z torebki białe bawełniane rękawiczki i założyła je. W szufladzie leżała duża szara koperta. Była sztywna i ciężka. Clarice wyciągnęła z niej zdjęcie rentgenowskie i podniosła wysoko do silnego górnego światła. Przedstawiało lewą rękę, która prawdopodobnie uległa kontuzji. Cztery palce, nie licząc kciuka.

      – Proszę spojrzeć na śródręcze, wie pani, o czym mówię?

      – Tak.

      – Niech pani policzy knykcie.

      Pięć.

      – Razem z kciukiem ten ktoś miał sześć palców u lewej ręki. Tak jak doktor Lecter.

      – Jak doktor Lecter.

      Róg zdjęcia, gdzie powinny znajdować się dane, został odcięty.

      – Skąd jest to zdjęcie, panie Verger?

      – Z Rio de Janeiro. Żeby dowiedzieć się więcej, muszę zapłacić. I to dużo. Może pani potwierdzić, że to doktor Lecter? Powinienem wiedzieć, jeśli mam zapłacić.

      – Spróbuję, panie Verger. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Ma pan kopertę, w której przysłano zdjęcie?

      – Margot trzyma ją w plastikowej torbie, da ją pani. A teraz proszę mi wybaczyć, panno Starling, ale czuję się trochę zmęczony i muszę skorzystać z opieki.

      – Odezwę się, panie Verger.

      Niedługo po wyjściu Starling Mason Verger zatrąbił w ostatnią piszczałkę w rzędzie.

      – Cordell? – przywołał z dziecięcego pokoju pielęgniarza, który przeczytał mu coś z folderu z napisem: WYDZIAŁ OPIEKI NAD DZIEĆMI, BALTIMORE.

      – Franklin, tak? Przyślij do mnie Franklina – zażądał Mason, wyłączając światło.

      Chłopczyk stał samotnie w kręgu mocnego, padającego z góry światła, wpatrując się w nieprzeniknioną ciemność.

      – Masz na imię Franklin – odezwał się donośny głos.

      – Franklin – potwierdził chłopczyk.

      – Gdzie mieszkasz, Franklin?

      – Z mamą, Shirley i Stringbeanem.

      – Stringbean jest z wami cały czas?

      – Raz jest, raz go nie ma.

      – Powiedziałeś: „Raz jest, raz go nie ma”?

      – No.

      – „Mama” nie jest twoją prawdziwą mamą. Wiesz o tym?

      – To przyszywana mama.

      – Nie jest twoją pierwszą przyszywaną mamą, prawda?

      – Tak.

      – Podoba ci się u nich, Franklin?

      Chłopczyk się ożywił.

      – Mamy Kiciusia. Mama piecze ciasto w piecyku.

      – Od jak dawna mieszkasz z mamą?

      – Nie wiem.

      – Obchodziłeś tam urodziny?

      – Raz tak. Shirley zrobiła koktajl.

      – Lubisz koktajle?

      – Truskawkowe.

      – Kochasz mamę i Shirley?

      – Kocham. Kiciusia też.

      – Chcesz tam mieszkać? Czujesz się bezpiecznie, kiedy kładziesz się spać?

      – Aha. Śpię w pokoju z Shirley. Shirley jest duża.

      – Franklin, nie możesz już mieszkać z mamą, Shirley i kiciusiem. Musisz ich opuścić.

      – Kto mi każe?

      – Władze. Mama straciła pracę i nie może się już tobą opiekować. Policja znalazła papierosa z marihuaną w waszym domu. Od dziś nie możesz się już widywać z mamą. Ani z Shirley. Ani z kiciusiem.

      – Nie.

      – A może oni już ciebie nie chcą, Franklin. Czy coś z tobą nie tak? Masz jakąś bliznę, coś brzydkiego? Myślisz, że masz zbyt ciemną skórę, żeby cię pokochali?

      Franklin podciągnął bluzkę i spojrzał na swój mały brązowy brzuszek. Kręcił głową. Płakał.

      – Wiesz, co się stanie z kiciusiem? Jak się nazywa kiciuś?

      – Kiciuś, to jego imię.

      – Wiesz, co się stanie z Kiciusiem? Policjanci zabiorą go do schroniska i weterynarz zrobi mu zastrzyk. Robiono ci kiedyś zastrzyk? Pielęgniarka robiła ci kiedyś zastrzyk? Błyszczącą igłą? Zrobią Kiciusiowi zastrzyk. Bardzo się przestraszy na widok igły. Wbiją mu ją, Kiciuś będzie cierpiał i umrze.

      Franklin chwycił rąbek bluzki i przytknął go do twarzy. Zaczął ssać kciuk. Nie robił tego od roku, odkąd mama mu zabroniła.

      – Podejdź tu – zażądał głos z ciemności. – Podejdź tu, to powiem ci, jak możesz uratować Kiciusia. Chcesz, żeby zrobili Kiciusiowi zastrzyk, Franklin? Nie? Więc podejdź tutaj.

      Franklin z kapiącymi z oczu łzami i z kciukiem w buzi powoli wszedł w ciemność. Gdy znalazł się w odległości dwóch metrów od łóżka, Mason dmuchnął w harmonijkę i zapaliło się światło.

      Wrodzona odwaga lub chęć uratowania Kiciusia, a może nieszczęsna świadomość, że nie ma już dokąd uciec, sprawiła, że Franklin ani drgnął. Nie rzucił się do ucieczki. Stał w miejscu, patrząc w twarz Masona.

      Mason zmarszczyłby brwi, gdyby je miał. Nie na taką reakcję czekał.

      – Możesz uratować Kiciusia, jeśli sam podasz mu trutkę na szczury – powiedział. Nie wymówił wybuchowego „p”, ale Franklin i tak zrozumiał.

      Wyjął kciuk z buzi.

      – Jesteś wstrętna stara kupa – powiedział Franklin. – I jesteś brzydki. – Odwrócił się i przez pomieszczenie ze zwiniętymi wężami wymaszerował do pokoju z zabawkami.

      Mason obserwował go na monitorze.

      Pielęgniarz udawał, że czyta „Vogue’a”, ale też uważnie przyglądał się chłopczykowi.

      Franklin nie zwracał już uwagi na zabawki. Usiadł pod wielką żyrafą twarzą do ściany. To wszystko, co mógł zrobić, żeby nie ssać kciuka.

      Cordell przyglądał mu się uważnie. Gdy zobaczył, że plecy dziecka drżą, podszedł do niego i delikatnie wytarł mu łzy sterylnymi wacikami. Wrzucił mokre waciki do kieliszka martini, który chłodził się w lodówce obok soku pomarańczowego i coli. Dla Masona.

      Rozdział 10

      Niełatwo było znaleźć informacje medyczne o doktorze Hannibalu Lecterze. Kiedy pomyśli się, jak bardzo gardził służbą zdrowia i większością jej pracowników, nie dziwi fakt, że nigdy nie miał osobistego lekarza.

      Stanowy Szpital dla Psychicznie Chorych Przestępców, gdzie więziono doktora Lectera aż do czasu niefortunnego przeniesienia go do Memphis, został zlikwidowany. Opuszczony budynek czekał na rozbiórkę.

      Policja stanu Tennessee, która opiekowała się doktorem Lecterem przed jego ucieczką, zaprzeczała, jakoby w jej posiadaniu znajdowały się jakiekolwiek dokumenty medyczne związane z nim. Nieżyjący funkcjonariusze, którzy sprowadzili go z Baltimore do Memphis, poświadczyli podpisami odbiór więźnia, ale nie dokumentów.

      Starling spędziła cały dzień przy telefonie i komputerze. Przeszukała kartoteki