Kręcę głową.
– Powiedz – prosi. Wlewa do wanny kilka kropli olejku jaśminowego, napełniając łazienkę słodkim, zmysłowym zapachem.
Oblewam się rumieńcem.
– Po prostu czuję się lepiej.
Uśmiecha się.
– Tak, ostatnio była pani w dziwnym nastroju, pani Grey. – Prostuje się i bierze mnie w ramiona. – Wiem, że przejmujesz się tymi ostatnimi wydarzeniami. Przykro mi, że cię w to wplątałem. Nie wiem, czy to vendetta, były pracownik czy rywal z branży. Gdyby miało ci się coś stać z mojego powodu… – Jego głos przechodzi w udręczony szept.
Mocno go obejmuję.
– A jeśli coś stanie się tobie, Christianie? – wypowiadam na głos swoje obawy.
– Przedyskutujemy to jeszcze. A teraz zrzucaj koszulę i wskakuj do wanny.
– Nie powinieneś porozmawiać z Sawyerem?
– Może zaczekać. – Zaciska usta, a mnie nagle się robi żal Sawyera. Czym sobie zasłużył na taką niełaskę?
Christian pomaga mi zdjąć koszulę, a gdy odwracam się przodem do niego, marszczy brwi. Na piersiach mam jeszcze blade siniaki po malinkach, które mi zafundował podczas podróży poślubnej, ale uznaję, że nie będę się z nim z tego powodu droczyć.
– Ciekawe, czy Ryan dogonił dodge’a.
– Dowiemy się tego po kąpieli. Wskakuj.
Przytrzymuje mnie za rękę, a ja wchodzę do gorącej, pachnącej wody i siadam niepewnie.
– Au. – Skórę pośladków mam wrażliwą i gorąca woda ją podrażnia.
– Spokojnie, mała – mówi Christian.
Nieprzyjemne uczucie po chwili zupełnie mija.
Christian rozbiera się i siada w wannie za mną, po czym przyciąga mnie do klatki piersiowej. Moszczę się między jego nogami i tak leżymy zadowoleni w gorącej wodzie. Przebiegam palcami po jego nogach, a on bierze do ręki mój warkocz i obraca go między palcami.
– Musimy omówić plany dotyczące nowego domu. Dziś wieczorem?
– Jasne.
Przed moimi oczami znowu pojawia się tamta kobieta. Moja podświadomość unosi głowę znad trzeciego tomu Dzieł zebranych Karola Dickensa i mierzy mnie groźnym wzrokiem. Wyjątkowo się z nią zgadzam. Wzdycham. Dobrze, że chociaż projekty Gii Matteo są naprawdę rewelacyjne.
– Muszę przygotować sobie rzeczy na jutro do pracy – mówię cicho.
Nieruchomieje.
– Wiesz, że nie musisz wracać do pracy – rzuca. O nie… znowu?
– Christianie, już to przerabialiśmy. Proszę, nie kłóćmy się o to kolejny raz.
Pociąga za warkocz.
– Tak tylko mówię… – I całuje mnie słodko w szyję.
Wkładam spodnie od dresu oraz bluzeczkę na ramiączkach i postanawiam iść do pokoju zabaw po swoje ubrania. Gdy idę przez korytarz, słyszę dobiegający z gabinetu podniesiony głos Christiana. Zamieram.
– Gdzie ty się, kurwa, podziewałeś?
O cholera. Krzyczy na Sawyera. Wzdrygam się i wbiegam po schodach. Naprawdę nie chcę słuchać tego, co ma mu do powiedzenia – krzyczący Christian nadal mnie onieśmiela. Biedny Sawyer. Ja przynajmniej mogę mu się odgryźć.
Zbieram swoje ubrania i buty Christiana, po czym moje spojrzenie pada na stojącą na muzealnej komodzie niewielką porcelanową miseczkę z zatyczką analną. Cóż… chyba powinnam to umyć. Zabieram ją więc i schodzę na dół. Zerkam nerwowo do salonu, ale panuje w nim cisza. Dzięki Bogu.
Jutro wieczorem wraca Taylor, a przy nim Christian jest generalnie spokojniejszy. Taylor ma teraz dwa dni dla swojej córki. Ciekawe, czy ją kiedyś poznam.
Z pomieszczenia gospodarczego wychodzi pani Jones. Obie podskakujemy na swój widok.
– Pani Grey… nie zauważyłam pani. – Och, a więc teraz jestem panią Grey!
– Dzień dobry, pani Jones.
– Witam w domu. I moje gratulacje. – Uśmiecha się.
– Proszę mi mówić po imieniu.
– Pani Grey, nie czułabym się z tym komfortowo.
Och! Czemu wszystko musi się zmieniać tylko dlatego, że mam na palcu obrączkę?
– Chce pani przejrzeć menu na przyszły tydzień? – pyta, patrząc na mnie wyczekująco.
Menu?
– Eee… – Takiego pytania to się akurat nie spodziewałam.
Uśmiecha się.
– Kiedy zaczęłam pracować dla pana Greya, w każdy niedzielny wieczór analizowaliśmy razem menu na nadchodzący tydzień i sporządzałam listę zakupów.
– Rozumiem.
– Mam to od pani zabrać?
Wyciąga ręce po moje ubrania.
– Och… eee. Prawdę mówiąc, będą mi jeszcze potrzebne. – A pod nimi skrywa się miseczka z zatyczką analną! Moje policzki stają się purpurowe. To cud, że jestem w stanie spojrzeć pani Jones w oczy. Ona wie, co my tam robimy; sprząta przecież pokój zabaw. Jezu, brak prywatności jest naprawdę dziwaczny.
– Kiedy będzie pani gotowa, chętnie pomogę.
– Dziękuję.
Przerywa nam pobladły Sawyer; wychodzi z gabinetu Christiana i szybko przechodzi przez salon. Kiwa nam głową, nie patrząc w oczy, i wślizguje się do gabinetu Taylora. Cieszę się z powodu tego przerywnika, bo w tej akurat chwili nie mam ochoty omawiać z panią Jones kwestii menu ani zatyczek analnych. Pospiesznie udaję się do sypialni. Czy ja się kiedykolwiek przyzwyczaję do tego, że mam pomoc domową na każde zawołanie? Kręcę głową… może kiedyś.
Stawiam buty Christiana na podłodze, ubrania rzucam na łóżko, a miseczkę z zatyczką zabieram do łazienki. Przyglądam jej się podejrzliwie. Wygląda bardzo niewinnie i zaskakująco czysto. Nie mam ochoty zbyt wiele o tym myśleć, więc myję ją szybko wodą z mydłem. To wystarczy? Będę musiała zapytać pana Seksperta, czy powinno się to może sterylizować. Wzdrygam się na tę myśl.
Fajnie, że Christian pozwolił objąć mi bibliotekę w posiadanie. Stoi w niej teraz białe drewniane biurko, przy którym mogę pracować. Wyjmuję laptopa i zaglądam do notatek dotyczących pięciu rękopisów, które przeczytałam podczas naszego miesiąca miodowego.
Okej, mam wszystko, czego potrzebuję. Trochę z niechęcią myślę o powrocie do pracy, ale tego akurat za nic nie mogę powiedzieć Christianowi. Wykorzysta tę sposobność i zmusi mnie do odejścia. Przypomina mi się apoplektyczna reakcja Roacha, kiedy mu powiedziałam, że wychodzę za mąż i kto zostanie moim mężem. Wkrótce potem moje stanowisko zostało potwierdzone. Teraz dociera do mnie, że stało się tak dlatego, iż brałam ślub z szefem. To nie jest przyjemna myśl. Nie jestem już pełniącą obowiązki redaktora naczelnego – jestem Anastasia Steele, redaktor naczelna.
Nie zebrałam się jeszcze na odwagę i nie powiedziałam Christianowi, że w pracy zamierzam pozostać przy panieńskim nazwisku. Mam konkretne powody. Muszę się od niego zdystansować, wiem jednak, że dojdzie