Władcy chaosu. Vladimir Wolff. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Vladimir Wolff
Издательство: OSDW Azymut
Серия: WarBook
Жанр произведения: Боевая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788365904393
Скачать книгу
panią do mnie sprowadza?

      – Przecież powiedziałam, że jestem fizykiem.

      – No tak. – Chrząknął, nie wiedząc, co powiedzieć. – W czym mogę pomóc?

      – Puść mnie w końcu. – Pawłowska wyrwała ramię z uścisku pułkownika. – Siniaka mi zrobisz. Gdzie pan ich znalazł? Na wysypisku?

      – Długo by tłumaczyć.

      – Nieważne, nie muszę wiedzieć, na którym. Mam sprawę.

      – Słucham?

      – Ale nie tutaj.

      – Tego się obawiałem. – Dworczyk pomasował czoło, zbierając myśli. – Właściwie to niedługo mam spotkanie…

      – Nie dość, że pan kłamie, to na dodatek czyni to w sposób wyjątkowo nieudolny.

      – Coś takiego… – Generała zatkało. Nikt tak do niego nie mówił. No, chyba że żona. Nawet prezydent i premier byli powściągliwsi w swoich wypowiedziach. – Skoro pani musi, to proszę.

      – Panie generale, można ją pod murek… – Ordynans miał za nic poprawność polityczną.

      – Ty, Albert, jak już coś powiesz… Zrób nam lepiej kawy, dobrze?

      – Jakby co, to łopatę mam w samochodzie.

      – Zapamiętam – zapewnił generał.

      – Ja też – ostrzegła Pawłowska i w końcu obeszła zawalidrogę, kierując się w stronę gabinetu.

      – Przepraszam za niewygody. – Dworczyk czuł potrzebę usprawiedliwienia się przed nią.

      Wiele słyszał od Cieplińskiego o tej fizyk, i to same pochwały, tak więc może nie była to przypadkowa wizyta, tylko coś pilnego.

      – Obowiązki sprawiają, że bywam w rozjazdach. Dziś tu, jutro tam. Żołnierska dola.

      Gabinet dyrektora regionalnego oddziału ZUS był średnich rozmiarów. Nic w nim nie zostało zmienione. Biurko, stół i szafa pozostały, takie urzędnicze minimum.

      – Jak się pani służy w naszej armii?

      – Szału nie ma.

      – Pracujemy nad poprawą warunków.

      – Nie chodzi o warunki. Panie generale, nie jestem tutaj, żeby narzekać. Sprawa, z którą przychodzę, jest delikatna. Gdyby nie to, że dysponuję przepustką pozwalającą mi na poruszanie się w całej strefie, to nigdy bym do pana nie trafiła.

      – Przyznam szczerze, powoli zaczynam się bać, ale proszę mówić. Jeżeli tylko będę w stanie pomóc…

      – Chodzi o portal.

      – Tak myślałem.

      Emocje wzięły górę nad generałem, który natychmiast wstał i zaczął szybkim krokiem spacerować po ciasnym w sumie pomieszczeniu.

      – Korci? Mam rację? Korci jak cholera. Podłubać, popatrzeć, a nóż-widelec coś z tego wyniknie – domyślił się triumfalnie.

      – Dokładnie o to mi chodzi – odpowiedziała niezrażona Justyna. – Na razie nic się nie dzieje w tej kwestii. Kompletny brak akcji. Ja oczywiście nie wiem, jakie są decyzje polityczne i czy w ogóle jakieś są. Domyślam się, że raczej ich nie ma.

      – Proszę mi wierzyć, pracujemy nad tym.

      – Ale nad czym? Niby jak? Byłam tam i przyjrzałam się kopule z bliska.

      – Jak to możliwe? Są wyraźne rozkazy. Nikt z postronnych nie ma prawa zbliżyć się do Strefy Zero pod karą dyscyplinarną.

      – Panie generale, po co te groźby? Ja się ich nie wystraszę, a w mojej osobie może pan zyskać sojusznika. Porozmawiajmy szczerze.

      – Tylko taka rozmowa ma sens. – Dworczyk powoli się uspokajał.

      Również on już od wielu dni miał nie lada problem, co zrobić z tym portalem. Dziura do innych wymiarów, i to właśnie w Polsce. Niechby ją sobie wzięli ruscy, jankesi czy kto chce. Ale to dziadostwo wyrosło w Wielkopolsce. To, że wyrosło, to jedno, że nie znikło, to drugie. Gdzie indziej przypieprzyli i rachu-ciachu, sytuacja wróciła do normy. Zakasujemy rękawy i bierzemy się za odbudowę. Wszędzie, kurwa mać, ale nie tutaj! W tym pieprzonym kraju nad Wisłą wszystko musi być na odwrót. Mamy dziurę i co dalej?

      Cieplińskiemu nagadał głupot, że lada chwila rusza ekspedycja zwiadowcza. Romek to łyknął i teraz tłucze rebeliantów i pełen nadziei gromadzi sprzęt.

      Owszem, był taki pomysł, ale od pomysłu do przemysłu droga daleka i wyboista, być może nie do przebycia.

      O portalu wiedział on, armia i politycy. Przed społeczeństwem raczej się tym nie chwalono, choć nie miał złudzeń, że długo się tego nie ukryje. Parszywy wrzód na dupie. Nie obywatele, oczywiście, tylko kopuła. Jak znał naukowców, każdy z nich przedstawi odmienny projekt tego, co z tym dziadostwem zrobić, i uzasadni na stu stronach z przypisami. Jeżeli ta Pawłowska jest taka dobra, jak twierdzi Romek, to może faktycznie jej pomysły okażą się warte realizacji. W końcu to też naukowiec. Oby to było coś sensownego.

      – Zamieniam się w słuch, pani Justyno – powiedział, gdy już całkiem ochłonął.

      – Pan wie, że to nasza szansa i przekleństwo w jednym.

      – Od samego początku mam tego świadomość.

      – Stajemy przed wyjątkową szansą i lepiej, jeżeli jej nie zaprzepaścimy.

      – Proszę mieć na uwadze to, że nasze środki są raczej mizerne. Podczas wizyty w kopalni zorientowała się pani, że generalnie skupiamy się na pilnowaniu przejścia. Istnieje duże prawdopodobieństwo powtórnej inwazji – zastrzegł od razu Dworczyk. – Teren w promieniu dwudziestu kilometrów ogłosiliśmy strefą specjalną czy też zoną, jak mówią żołnierze. Albert…

      – Ten półgłówek? – Kciuk Justyny wskazał w stronę sekretariatu.

      – Nie jest taki głupi, jak pani myśli. Otóż Albert od razu zasugerował, żeby puścić zwiad na drugą stronę. Zgłosił się nawet na ochotnika, aby go poprowadzić.

      – Super, jakby się nie udało, to mała strata albo dodatkowy plus. Bo to jedyne słuszne rozwiązanie. Innego nie ma. Proszę posłuchać: w zespole, w którym pracuję, jest paru utalentowanych naukowców. Nie mówię, że wybitnych, ale na pewno fachmanów w swoich dziedzinach. Proszę nam pozwolić przyjrzeć się bliżej tej strukturze. Pan przecież wie, że bez badań się nie obejdzie. To fenomen na światową skalę.

      – Nie tylko na światową. Ja bym powiedział, że na wszechświatową – parsknął Dworczyk. – Tylko że to ryzyko.

      – Każde badanie jest obarczone jakimś ryzykiem, a to może być największa szansa ludzkości od początku istnienia gatunku Homo sapiens. Teraz już wiemy, że nie jesteśmy sami i że istnieje wiele rozumnych stworzeń. A tak w ogóle, gdzie są ciała tych istot?

      – Chce się pani bawić w sekcje zwłok?

      – Akurat do tego nie jestem przygotowana, ale ciekawi mnie tak z naukowego punktu widzenia, jak bardzo różnią się od nas. Ich organy wewnętrzne. Może mają po dwa serca i cztery płuca? Przedmioty osobiste, broń. To nam wiele powie o ich kulturze.

      – To nie jest takie proste, jak się pani wydaje. Nasz kraj sporo wycierpiał.

      – Zdaję sobie z tego sprawę, ale…

      – Władze centralne naciskają na odbudowę. Straciliśmy wiele wybitnych jednostek. Rodziny się szukają, bandyci grabią i tak naprawdę nikt nie wie, na