Wtedy wtrącił się Nino i zachował się dokładnie odwrotnie niż ja: zaczął udzielać jej szczegółowych informacji. Z zapałem mówił o mojej książce, że wkrótce wyjdzie także we Włoszech, przytoczył przychylne francuskie recenzje, podkreślił, że mam wiele problemów z mężem i córkami, powiedział o rozpadzie swojego małżeństwa, powtórzył, że jedynym wyjściem jest wspólne zamieszkanie w Neapolu, a nawet poprosił, żeby pomogła nam szukać jakiegoś lokum. Na koniec zadał też parę fachowych pytań o jej pracę i o pracę Enza.
Słuchałam z lekkim niepokojem. Nino cały czas wyrażał się obojętnym tonem, żeby mi zademonstrować, że po pierwsze, naprawdę ani razu nie spotkał się z Lilą, a po drugie, ona nie budzi w nim już żadnych emocji. Ani przez chwilę nie starał się być ujmujący, jak podczas rozmowy z Colombe i z reguły w kontaktach ze wszystkimi kobietami. Nie szukał słodkich słówek, nie patrzył prosto w oczy, nie dotykał jej: ożywiał się tylko wtedy, kiedy mnie prawił komplementy.
To mi nie przeszkodziło przypomnieć sobie o plaży w Citarze i o tym, jak on i Lila posłużyli się urozmaiconą tematyką, aby osiągnąć pełne porozumienie i wykluczyć mnie z rozmowy. Chociaż teraz patrzyłam na coś całkiem przeciwnego. Nawet kiedy zadawali sobie pytania i udzielali odpowiedzi, cała ich uwaga skupiona była na mnie, jakbym to ja była ich jedyną rozmówczynią.
Dyskutowali w ten sposób przez dobre pół godziny, ale w żadnej kwestii nie doszli do porozumienia. Zaskoczyła mnie przede wszystkim rozbieżność w opiniach o Neapolu. Moja ówczesna wiedza polityczna była praktycznie zerowa: opieka nad dziewczynkami, zbieranie materiałów i praca nad książką, a przede wszystkim trzęsienie ziemi, do jakiego doszło w moim życiu prywatnym, odwiodły mnie nawet od czytania gazet. Oni natomiast byli poinformowani na każdy temat. Nino wyliczył nazwiska komunistów i socjalistów neapolitańskich, których dobrze znał i którym ufał. Pochwalił nareszcie uczciwą administrację pod rządami – jego zdaniem – porządnego, sympatycznego i obcego dawnej złodziejskiej klice burmistrza. A na zakończenie stwierdził: teraz da się tu żyć i pracować, to wspaniała okazja, nie można jej zmarnować. Ale Lila kpiła z każdego słowa Nina. Powiedziała: Neapol jest tak samo ohydny jak dawniej, i jeśli nie każemy monarchistom, faszystom i chadekom zapłacić za wszystkie świństwa, jakich się dopuścili, jeśli przymkniemy oczy na to, co robi teraz lewica, wkrótce miasto znowu wpadnie w szpony sklepikarzy – tu zaśmiała się skrzekliwie – biurokratów, adwokatów, geometrów, bankierów i kamorystów. Nie trzeba było wiele, żebym się zorientowała, że nawet ta dyskusja tak naprawdę dotyczy mnie. Oboje chcieli, żebym wróciła do Neapolu, ale każde z nich otwarcie usiłowało mnie wyrwać spod wpływu tego drugiego i naciskało, abym szybko przeniosła się do miasta z jego wyobrażeń: u Nina było to spokojne miasto pod sprawnymi rządami, zaś u Lili miasto, które mści się na wszystkich grabieżcach, gwiżdże na komunistów i socjalistów i zaczyna od zera.
Przez cały czas bacznie im się przyglądałam. Uderzyło mnie, że im bardziej rozmowa schodziła na trudne tematy, tym bardziej Lila sięgała do swojego utajnionego słownictwa, o którego istnieniu wiedziałam, ale które przy tej okazji bardzo mnie zaskoczyło: przy każdym zdaniu okazywało się, że jest o wiele lepiej wykształcona, niż sama przyznaje. Zdziwiło mnie to, że zazwyczaj błyskotliwy i pewny siebie Nino dobierał słowa z ostrożnością, a czasami wydawał się wręcz onieśmielony. Oboje czują się zażenowani, pomyślałam. W przeszłości całkowicie się przed sobą obnażyli i teraz się tego wstydzą. Co takiego rozgrywa się na moich oczach? Może mnie oszukują? Czy oni naprawdę walczą o mnie, czy też tylko usiłują zapanować nad dawnym pożądaniem? Zaczęłam ostentacyjnie okazywać zniecierpliwienie. Lila to zauważyła, wstała i zniknęła, pewnie poszła do łazienki. Ja dalej milczałam, bałam się, że nie zapanuję nad sobą i naskoczę na Nina. On też się nie odzywał. Kiedy Lila wróciła, zakrzyknęła wesoło:
– Już pora, chodźmy do Gennara.
– Nie możemy – odparłam. – Nie mamy czasu.
– Mój syn bardzo się do ciebie przywiązał, będzie mu przykro.
– Pozdrów go ode mnie i powiedz, że ja też go lubię.
– Jestem umówiona na piazza dei Martiri. Tylko dziesięć minut, przywitamy się z Alfonsem i potem będziecie wolni.
Popatrzyłam na nią uważnie, ona natychmiast zmrużyła oczy, jakby próbowała je przede mną ukryć. Czyli to był jej plan? Chciała zaciągnąć Nina do dawnego butiku Solarów, w miejsce, gdzie przez prawie rok potajemnie romansowali?
Uśmiechnęłam się lekko i odpowiedziałam: nie, przykro mi, musimy już lecieć. I spojrzałam na Nina, który od razu skinął na kelnera. Lila odparła: już zapłaciłam, a kiedy on protestował, zwróciła się do mnie przymilnie:
– Gennaro nie będzie sam, przywiezie go Enzo. A z nim przyjedzie ktoś, kto umiera z chęci, żeby cię zobaczyć. Będzie niegrzecznie, jeśli wyjedziesz, nie przywitawszy się z nim.
Tym kimś był Antonio Cappuccio, mój chłopak z lat młodzieńczych, którego Solarowie ściągnęli z Niemiec natychmiast po zabójstwie matki.
9
Lila wyjaśniła, że Antonio na pogrzeb Manueli przyjechał sam i nie do poznania, tak bardzo wychudł. W ciągu kilku dni wynajął mieszkanie kilka kroków od domu Stefana i Ady, z którymi teraz mieszka Melina, a potem sprowadził do dzielnicy żonę Niemkę i trójkę dzieci. Czyli to prawda, że się ożenił, że ma dzieci. Porozrzucane kawałki życia nagle scaliły mi się w głowie. Antonio był istotną częścią świata, z którego się wywodziłam, dlatego słowa Lili na jego temat przyniosły mi pewną ulgę, dzień nie wydawał się już taki ciężki. Szepnęłam do Nina: tylko kilka minut, dobrze? On wzruszył ramionami. Poszliśmy w stronę piazza dei Martiri.
Przez całą drogę, gdy przemierzaliśmy via dei Mille i via Filangieri, ja i Lila z przodu, a Nino za nami, z rękami w kieszeniach, ze spuszczoną głową i na pewno w złym humorze, Lila nie przestawała mówić z dawną poufałością. Stwierdziła, że przy najbliższej okazji powinnam poznać rodzinę Antonia. Barwnie opisała żonę i dzieci. Ona jest piękna, ma jaśniejsze włosy niż ja, dzieci też są blondynkami, żadne nie ma nic z ojca, który jest ciemny jak Turek: kiedy razem spacerują po głównej ulicy, jego żona i dzieci – cztery bielusieńkie głowy – wyglądają jak