Milczenie owiec. Thomas Harris. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Thomas Harris
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-824-9
Скачать книгу
przywróciło jej życia nawet ruchliwe światło latarki.

      Clarice Starling analizowała swoją reakcję. Była zadowolona i podniecona. Zastanawiała się przez chwilę, czy są to uczucia właściwe. Siedząc w tym starym samochodzie obok uciętej głowy i biegających wokół myszy, była w stanie rozumować jasno i logicznie. Napawało ją to dumą.

      – No cóż, Toto – odezwała się. – Nie jesteśmy już w Kansas2. – Zawsze chciała powiedzieć te właśnie słowa w chwili stresu, ale teraz, kiedy to uczyniła, poczuła się głupio i była zadowolona, że nikt ich nie słyszał. Trzeba się zabierać do roboty.

      Ostrożnie oparła się o fotel i rozejrzała wokoło. Znajdowała się w czyimś małym, intymnym świecie, o tysiące lat świetlnych od zatłoczonej drogi numer 301.

      W kryształowych wazonach tkwiły opadłe, wysuszone kwiaty. Wazony stały na podstawkach. Rozłożony stół nakryty był lnianym obrusem. Stojąca na nim zakurzona karafka lśniła niewyraźnie w świetle latarki. Między karafką a stojącym obok niskim lichtarzem wisiała pajęczyna.

      Próbowała wyobrazić sobie Lectera albo kogoś innego, siedzącego tutaj obok jej towarzysza, częstującego go alkoholem albo pokazującego mu obrazki w albumie. Co jeszcze powinna zrobić? Ostrożnie, żeby nie poruszyć manekina, przeszukała go, czy nie ma jakiegoś dowodu tożsamości. Nie było żadnego. W kieszeni marynarki znalazła kawałki materiału pozostałe po przycięciu do odpowiedniej długości nogawek spodni: wizytowe ubranie było prawdopodobnie nowe, kiedy włożono je na manekina.

      Obmacała zgrubienie na spodniach. Było twarde, zbyt twarde jak na szczeniacki kawał. Rozszerzyła rozporek i zaświeciła do środka latarką. Tkwił tam polerowany, drewniany penis, całkiem potężnych rozmiarów. Zastanawiała się, czy ją ten widok zgorszył.

      Ostrożnie obróciła słój dookoła, szukając śladów ran z boków i z tyłu głowy. Nie znalazła niczego. Na szkle odbita była nazwa firmy produkującej sprzęt laboratoryjny.

      Przyglądając się ponownie głowie, stwierdziła, że dowiedziała się o sobie czegoś, co przyda jej się na całe życie. Wpatrywanie się w tę twarz, w język, który zmienił kolor w miejscach stykających się ze szkłem, nie było tak straszne jak pojawiający się w jej snach Miggs, połykający własny język. Poczuła, że jest w stanie popatrzeć na wszystko, jeśli tylko to czemuś służy. Była jeszcze młoda.

      W ciągu dziesięciu sekund, które upłynęły od zatrzymania się wozu transmisyjnego sieci WPIK-TV, Jonetta Johnson zdążyła wpiąć klipsy, przypudrować piękne brązowe oblicze i ocenić sytuację. Korzystając z podsłuchu miejscowej policyjnej łączności radiowej, przybyła do Split City razem ze swą ekipą jeszcze przed wozami patrolowymi.

      W światłach wozu zobaczyli stojącą przed drzwiami boksu Clarice Starling z latarką w jednej i laminowaną kartą identyfikacyjną w drugiej ręce. Głowę oblepiały jej przemoczone włosy.

      Jonetta Johnson na pierwszy rzut oka rozpoznawała nowicjuszy. Zeskoczyła na ziemię i zbliżyła się do dziewczyny. Za nią szła ekipa z kamerą. Pojaśniało od telewizyjnych reflektorów.

      Pan Yow schował się w swoim buicku tak głęboko, że przez szybę widać było tylko kapelusz.

      – Jonetta Johnson, wiadomości sieci WPIK, czy to pani złożyła meldunek o zabójstwie?

      Clarice Starling nie wyglądała na przedstawicielkę prawa i dobrze o tym wiedziała.

      – Jestem agentem federalnym, to jest miejsce, w którym popełniono przestępstwo. Moim obowiązkiem jest zabezpieczenie go, dopóki władze Baltimore…

      Asystent kamerzysty złapał za drzwi magazynu i próbował je podnieść.

      – Niech pan je puści! – poleciła Clarice. – Mówię do pana. Niech pan je zostawi. Proszę się cofnąć. Ja wcale nie żartuję. Proszę mi nie utrudniać. – Dałaby wszystko za odznakę policyjną, mundur, cokolwiek.

      – W porządku, Harry – powstrzymała kolegę reporterka. – Pani inspektor, jesteśmy gotowi współpracować. Szczerze mówiąc, taka ekipa kosztuje kupę forsy i chcę po prostu wiedzieć, czy mam ich tutaj trzymać do czasu, kiedy przyjadą inni. Tam w środku są zwłoki, prawda? Kamera jest wyłączona, proszę mi powiedzieć, tak między nami. Pani mi powie i wtedy zaczekamy. Będziemy grzeczni, obiecuję. No więc jak?

      – Na pani miejscu bym zaczekała – odpowiedziała Starling.

      – Dziękuję, nie będzie pani żałować. – Jonetta Johnson się uśmiechnęła. – Proszę spojrzeć, mam tu kilka informacji na temat minimagazynów Split City, mogą się pani przydać. Może pani poświecić mi w notes? Spójrzmy, co tutaj mamy.

      – Wóz transmisyjny WEYE skręca właśnie w kierunku bramy, Joney – oznajmił facet o imieniu Harry.

      – Spójrzmy, gdzie my to mamy, pani inspektor. O, znalazłam. Dwa lata temu wybuchł tutaj skandal. Podobno przywożono tu i przechowywano… co to było… czy przypadkiem nie sztuczne ognie? – Jonetta Johnson zerknęła przez ramię Clarice o jeden raz za dużo.

      Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła kamerzystę leżącego na plecach, z głową i ramionami wsuniętymi do środka garażu. Kucnął przy nim asystent, gotów podać mu pod drzwiami minikamerę.

      – Hej! – zawołała. Uklękła na mokrej ziemi przy kamerzyście i pociągnęła go za koszulę. – Nie możesz tam wchodzić. Hej! Mówiłam ci, żebyś tego nie robił.

      Obaj mężczyźni przez cały ten czas łagodnie do niej przemawiali:

      – Niczego nie będziemy dotykać. Jesteśmy zawodowcami, nie musi się pani niczego obawiać. Gliniarze i tak nas tu wpuszczą. Wszystko jest w porządku, kochanie.

      Kpiący ton tych słów wyprowadził ją z równowagi. Podbiegła do podnośnika i przekręciła w dół korbę. Skrzypiąc niemiłosiernie, drzwi opadły o pięć centymetrów. Przekręciła jeszcze raz. Teraz dotykały klatki piersiowej leżącego mężczyzny. Kiedy w dalszym ciągu nie wychodził, wyjęła korbę z uchwytu i podeszła do niego bliżej. Zapaliły się następne telewizyjne światła. W ich blasku walnęła mocno korbą w drzwi. Na gorliwego kamerzystę posypały się kurz i rdza.

      – Niech pan teraz uważa! – wrzasnęła. – Pan mnie nie słucha, prawda? Wyłaź pan stamtąd. Już! Za sekundę zostanie pan aresztowany za utrudnianie śledztwa.

      – Spokojnie – powiedział asystent. Położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się do niego. Z tyłu, zza oślepiającego światła, usłyszała policyjne syreny i zadawane głośno pytania.

      – Ręce przy sobie i cofnij się, palancie.

      Stała, przydeptując kostkę kamerzysty, odwrócona w stronę jego asystenta. W ręku trzymała korbę podnośnika. Nie uniosła jej, to nie było potrzebne. I tak wystarczająco źle wypadła w telewizji.

      Rozdział 9

      Woń, którą przesiąknięty był oddział pod specjalnym nadzorem, wydawała się w półmroku jeszcze bardziej intensywna. Stojący na korytarzu telewizor – fonia była wyłączona – rzucał cień Clarice na pręty klatki doktora Lectera.

      Nie widziała, co dzieje się za prętami, ale nie chciała prosić pielęgniarza, żeby włączył światło. Zapalały się wtedy wszystkie lampy na oddziale. Wiedziała, że policjanci z Baltimore przez kilka długich godzin przesłuchiwali Lectera, zdzierając sobie gardła od krzyku – wszystko w pełnym oświetleniu. Nie odpowiedział na żadne pytanie, zamiast tego złożył dla nich z papieru małego kurczaczka, który dziobał, kiedy podnosiło mu się


<p>2</p>

Cytat z filmu Czarnoksiężnik z Oz (przyp. red.).