Stara Flota Tom 6 Wolność. Nick Webb. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nick Webb
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Stara Flota
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-97-5
Скачать книгу
sześćdziesiąt.

      Niewielki konwój posuwał się w doskonałym tempie. Kiedy Zivik miał chwilę wytchnienia, podziwiał ogrom tunelu. Ściany były słabo oświetlone, pojawiały się tylko znaczniki świetlne tu i ówdzie, a wszędzie ciągnęły się rury z płynami chłodzącymi albo przewody zasilające oraz różnego rodzaju urządzenia i elementy konstrukcji niewiadomego przeznaczenia.

      Aż natknął się na coś innego. Przybudówkę w ścianie, z oknami. Dostrzegł ją zaledwie przez okamgnienie, ponieważ przelatywał dość szybko, ale tyle wystarczyło.

      – O… kur…wa.

      – Zivik? Wszystko w porządku? Przed tobą kolejna bateria dział. Co się dzieje?

      – Yyy… Przypomnij mi, Jerusha, Rój był płynną rasą podczas wojny, tak?

      Przez chwilę w głośniku panowała cisza.

      – Niezupełnie. Valarisi byli ciekłą formą życia, a Rój przejął nad nimi kontrolę przez czarną dziurę w układzie Penumbry. Nie wiadomo, jak wyglądają przedstawiciele Roju, ponieważ nigdy nie przeszli do naszego wszechświata.

      – Ha! Wyobraź sobie, że już tu są.

      Minął kolejną wystającą przybudówkę, tym razem z panoramicznym oknem na całą ścianę, dzięki temu miał lepszy widok na wnętrze. Wcisnął hamulce tak mocno, że myśliwiec niemal zawisł w miejscu, a wtedy Zivik wykonał kilka zdjęć dziobową kamerą, zanim działa zdążyły go znowu namierzyć.

      – Podsyłam wam fotki tego kutasa. Ale ostrzegam, wygląda naprawdę paskudnie.

      ROZDZIAŁ 8

      Sektor 21-K

      Mostek OZF „Wyzwanie”

      Admirał Proctor nie odrywała oczu od Fiony Liu – byłej agentki wywiadu floty, obecnie zabójczyni prezydenta.

      I dziewczyny świętej pamięci Danny’ego, bratanka Proctor.

      Skąd, do cholery, ta dziewczyna wzięła broń? Pistolet wyglądał dość dziwacznie, więc należało założyć, że Fiona poskładała go z części poukrywanych w kombinezonie i… w miejscach, których Proctor wolała sobie nawet nie wyobrażać.

      – Komandorze Carson, proszę zabrać swoich ludzi do kapsuł. Ona chce tylko mnie. Ewakuujcie się, zanim okręt…

      Carson zerknął na Fionę. Jej twarz była opuchnięta, czerwona i na wpół stopiona po próbie zamachu na Bolivarze. Gestem nakazał podwładnym przejście do kapsuł ratunkowych, ale wtedy Fiona wymierzyła broń w ich stronę.

      – Och, błagam, pani admirał. Nic z tego. Nikt nie opuści pokładu, ani oni, ani pani. Ani ja.

      – Nie mów, że też chcesz popełnić samobójstwo – prychnęła Proctor z odrazą. – Za jednym zamachem zabiłaś admirała Mullinsa i prezydenta Quimby’ego. Dokonałaś swojej zemsty, ale chyba nie chcesz tak po prostu…

      – Milczeć. Nie mamy czasu na pogaduszki. – Ku zaskoczeniu Proctor Fiona Liu podrzuciła pistolet, złapała go za lufę i podała porucznikowi Case’owi, który stał najbliżej. Proctor skinęła głową i marine przyjął broń. Liu uniosła ręce.

      – Rdzeń zaraz się stopi, a potem usmaży nas gorąco i promieniowanie jonizujące. Mogę to naprawić.

      – Ty? Przecież byłaś agentką polową? W co grasz, do cholery?…

      – Byłam agentką specjalną. Szkolono nas… w zasadzie do wszystkiego. A przynajmniej z podstaw wszystkiego. Umiem ustabilizować rdzeń.

      Carson pokręcił głową.

      – W maszynowni jest taki poziom promieniowania, że usmaży ci ten ptasi móżdżek.

      Liu uśmiechnęła się i popukała w czoło.

      – Wywiad floty zapewnił mi kilka przewag. Nic mi nie będzie.

      – Niby co? Pancerną czaszkę?

      Fiona wzruszyła ramionami.

      – Coś w tym rodzaju.

      Porucznik Case zerknął na odczyty na pulpicie i zauważył:

      – Ma’am, mamy najwyżej cztery minuty. A kapsuły potrzebują co najmniej dwóch, żeby oddalić się na bezpieczną odległość od okrętu.

      Komandor Carson wskazał Liu.

      – Lecisz ze mną. Wsiadaj do tej. – Wskazał palcem, którą z kapsuł ma na myśli.

      – Nie, kurwa! Możemy uratować okręt! – Fiona ruszyła do komandora, ale powstrzymała ją wymierzona broń Case’a.

      Gdyby udało się uratować jednostkę… Proctor wolałaby właśnie takie rozwiązanie. Inaczej straciliby wiele dni w kapsułach ratunkowych i zapewne zostaliby znalezieni przez jednostki Zjednoczonej Floty, a wtedy wszystko by się skończyło i trafiliby przed trybunał wojskowy.

      – Po co składasz broń z przemyconych części, wykorzystujesz jedną ze swoich przewag, a potem tak zwyczajnie ją oddajesz? Jaki masz cel?

      Liu spojrzała jej w oczy.

      – Chcę pokazać, że nie mam złych zamiarów.

      Proctor rozważała sytuację tylko przez kilka sekund. Zamierzała zająć się tym dokładnie, ale później. Na razie musiała przeżyć.

      – Dobrze.

      Trzej marines popatrzyli na nią wstrząśnięci.

      – Nie zawiodę. – Liu odwróciła się i pobiegła wąskim korytarzem. Skręciła za róg i zniknęła z pola widzenia.

      – Lepiej, żebyś nie zawiodła, suko – mruknęła Proctor. Skinęła na porucznika Case’a. – Połącz mnie z maszynownią.

      Połączenie zostało nawiązane, a zaraz potem usłyszeli przez komunikator, że drzwi maszynowni zostały otwarte.

      – Co widzisz, Liu?

      – Zostańcie na nasłuchu – odpowiedziała tylko Fiona.

      Minęło niemal pół minuty. Proctor zerknęła na Case’a.

      – Trzy minuty – zameldował.

      Z głośnika zabrzmiał głos Liu:

      – Wszystkie systemy automatyczne są zniszczone, ale sterowanie ręczne wciąż działa. Myślę, że uda mi się ponownie ustawić przepływ chłodziwa. Właśnie tam idę. Czekajcie. – Zakasłała. A potem jeszcze raz, ale głośniej.

      Komandor Carson pokręcił głową.

      – Właśnie przyjmuje dawkę promieniowania dziesięć razy większą od śmiertelnej. Jeżeli skłamała o swoich ulepszeniach…

      – Tak czy inaczej, podjęła decyzję. – Proctor nerwowo zabębniła palcami po podłokietniku fotela. Nienawidziła takich sytuacji. Nie znosiła, gdy nie miała kontroli nad swoim przeznaczeniem. I nie mogła w niczym pomóc. Jej życie zależało właśnie od umiejętności i szczęścia kogoś, kto już raz ją zdradził.

      A przecież cały czas było podobnie. Za każdym razem, gdy kazała strzelać lub wykonać skok kwantowy, jej życie zależało od umiejętności i szczęścia oficerów jej mostka.

      Co nie znaczyło, że Proctor się to podobało.

      Z głośnika dobiegł znowu chrapliwy kaszel.

      – Liu? Jak się czujesz? Melduj. Już.

      Kiedy Fiona wreszcie się odezwała, miała ochrypły