Niewielki konwój posuwał się w doskonałym tempie. Kiedy Zivik miał chwilę wytchnienia, podziwiał ogrom tunelu. Ściany były słabo oświetlone, pojawiały się tylko znaczniki świetlne tu i ówdzie, a wszędzie ciągnęły się rury z płynami chłodzącymi albo przewody zasilające oraz różnego rodzaju urządzenia i elementy konstrukcji niewiadomego przeznaczenia.
Aż natknął się na coś innego. Przybudówkę w ścianie, z oknami. Dostrzegł ją zaledwie przez okamgnienie, ponieważ przelatywał dość szybko, ale tyle wystarczyło.
– O… kur…wa.
– Zivik? Wszystko w porządku? Przed tobą kolejna bateria dział. Co się dzieje?
– Yyy… Przypomnij mi, Jerusha, Rój był płynną rasą podczas wojny, tak?
Przez chwilę w głośniku panowała cisza.
– Niezupełnie. Valarisi byli ciekłą formą życia, a Rój przejął nad nimi kontrolę przez czarną dziurę w układzie Penumbry. Nie wiadomo, jak wyglądają przedstawiciele Roju, ponieważ nigdy nie przeszli do naszego wszechświata.
– Ha! Wyobraź sobie, że już tu są.
Minął kolejną wystającą przybudówkę, tym razem z panoramicznym oknem na całą ścianę, dzięki temu miał lepszy widok na wnętrze. Wcisnął hamulce tak mocno, że myśliwiec niemal zawisł w miejscu, a wtedy Zivik wykonał kilka zdjęć dziobową kamerą, zanim działa zdążyły go znowu namierzyć.
– Podsyłam wam fotki tego kutasa. Ale ostrzegam, wygląda naprawdę paskudnie.
ROZDZIAŁ 8
Sektor 21-K
Mostek OZF „Wyzwanie”
Admirał Proctor nie odrywała oczu od Fiony Liu – byłej agentki wywiadu floty, obecnie zabójczyni prezydenta.
I dziewczyny świętej pamięci Danny’ego, bratanka Proctor.
Skąd, do cholery, ta dziewczyna wzięła broń? Pistolet wyglądał dość dziwacznie, więc należało założyć, że Fiona poskładała go z części poukrywanych w kombinezonie i… w miejscach, których Proctor wolała sobie nawet nie wyobrażać.
– Komandorze Carson, proszę zabrać swoich ludzi do kapsuł. Ona chce tylko mnie. Ewakuujcie się, zanim okręt…
Carson zerknął na Fionę. Jej twarz była opuchnięta, czerwona i na wpół stopiona po próbie zamachu na Bolivarze. Gestem nakazał podwładnym przejście do kapsuł ratunkowych, ale wtedy Fiona wymierzyła broń w ich stronę.
– Och, błagam, pani admirał. Nic z tego. Nikt nie opuści pokładu, ani oni, ani pani. Ani ja.
– Nie mów, że też chcesz popełnić samobójstwo – prychnęła Proctor z odrazą. – Za jednym zamachem zabiłaś admirała Mullinsa i prezydenta Quimby’ego. Dokonałaś swojej zemsty, ale chyba nie chcesz tak po prostu…
– Milczeć. Nie mamy czasu na pogaduszki. – Ku zaskoczeniu Proctor Fiona Liu podrzuciła pistolet, złapała go za lufę i podała porucznikowi Case’owi, który stał najbliżej. Proctor skinęła głową i marine przyjął broń. Liu uniosła ręce.
– Rdzeń zaraz się stopi, a potem usmaży nas gorąco i promieniowanie jonizujące. Mogę to naprawić.
– Ty? Przecież byłaś agentką polową? W co grasz, do cholery?…
– Byłam agentką specjalną. Szkolono nas… w zasadzie do wszystkiego. A przynajmniej z podstaw wszystkiego. Umiem ustabilizować rdzeń.
Carson pokręcił głową.
– W maszynowni jest taki poziom promieniowania, że usmaży ci ten ptasi móżdżek.
Liu uśmiechnęła się i popukała w czoło.
– Wywiad floty zapewnił mi kilka przewag. Nic mi nie będzie.
– Niby co? Pancerną czaszkę?
Fiona wzruszyła ramionami.
– Coś w tym rodzaju.
Porucznik Case zerknął na odczyty na pulpicie i zauważył:
– Ma’am, mamy najwyżej cztery minuty. A kapsuły potrzebują co najmniej dwóch, żeby oddalić się na bezpieczną odległość od okrętu.
Komandor Carson wskazał Liu.
– Lecisz ze mną. Wsiadaj do tej. – Wskazał palcem, którą z kapsuł ma na myśli.
– Nie, kurwa! Możemy uratować okręt! – Fiona ruszyła do komandora, ale powstrzymała ją wymierzona broń Case’a.
Gdyby udało się uratować jednostkę… Proctor wolałaby właśnie takie rozwiązanie. Inaczej straciliby wiele dni w kapsułach ratunkowych i zapewne zostaliby znalezieni przez jednostki Zjednoczonej Floty, a wtedy wszystko by się skończyło i trafiliby przed trybunał wojskowy.
– Po co składasz broń z przemyconych części, wykorzystujesz jedną ze swoich przewag, a potem tak zwyczajnie ją oddajesz? Jaki masz cel?
Liu spojrzała jej w oczy.
– Chcę pokazać, że nie mam złych zamiarów.
Proctor rozważała sytuację tylko przez kilka sekund. Zamierzała zająć się tym dokładnie, ale później. Na razie musiała przeżyć.
– Dobrze.
Trzej marines popatrzyli na nią wstrząśnięci.
– Nie zawiodę. – Liu odwróciła się i pobiegła wąskim korytarzem. Skręciła za róg i zniknęła z pola widzenia.
– Lepiej, żebyś nie zawiodła, suko – mruknęła Proctor. Skinęła na porucznika Case’a. – Połącz mnie z maszynownią.
Połączenie zostało nawiązane, a zaraz potem usłyszeli przez komunikator, że drzwi maszynowni zostały otwarte.
– Co widzisz, Liu?
– Zostańcie na nasłuchu – odpowiedziała tylko Fiona.
Minęło niemal pół minuty. Proctor zerknęła na Case’a.
– Trzy minuty – zameldował.
Z głośnika zabrzmiał głos Liu:
– Wszystkie systemy automatyczne są zniszczone, ale sterowanie ręczne wciąż działa. Myślę, że uda mi się ponownie ustawić przepływ chłodziwa. Właśnie tam idę. Czekajcie. – Zakasłała. A potem jeszcze raz, ale głośniej.
Komandor Carson pokręcił głową.
– Właśnie przyjmuje dawkę promieniowania dziesięć razy większą od śmiertelnej. Jeżeli skłamała o swoich ulepszeniach…
– Tak czy inaczej, podjęła decyzję. – Proctor nerwowo zabębniła palcami po podłokietniku fotela. Nienawidziła takich sytuacji. Nie znosiła, gdy nie miała kontroli nad swoim przeznaczeniem. I nie mogła w niczym pomóc. Jej życie zależało właśnie od umiejętności i szczęścia kogoś, kto już raz ją zdradził.
A przecież cały czas było podobnie. Za każdym razem, gdy kazała strzelać lub wykonać skok kwantowy, jej życie zależało od umiejętności i szczęścia oficerów jej mostka.
Co nie znaczyło, że Proctor się to podobało.
Z głośnika dobiegł znowu chrapliwy kaszel.
– Liu? Jak się czujesz? Melduj. Już.
Kiedy Fiona wreszcie się odezwała, miała ochrypły