Skazana na rozkosz. Wioletta Wilczyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Wioletta Wilczyńska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Приключения: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-8119-517-1
Скачать книгу
już czeka.

      – Proszę, usiądź tutaj. Chcę cię widzieć w  pełnym słońcu.

      Pomyślałam: „To nie tylko słońce sprawia, że błyszczę. Piękna suknia i  namiętne historie też mają na to wpływ”.

      – Zjesz zupę czy sałatę?

      – Tosta – żartuję, posyłając Brusowi uśmiech. Co było pewnie nie na miejscu, bo wysyłanie sprzecznych sygnałów może się źle skończyć.

      – Ja też bym coś pochrupał, ale dziś mamy do wyboru zupę lub sałatę.

      – To też może być soczyste, przecież seks jest wszędzie.

      – Tak, wszędzie tam, gdzie ty, Skarbie.

      – Oczywiście, ja i  moje demony przeszłości. A  pan widzi seks wszędzie?

      – Może, jednak chcę spojrzeć na świat twoimi oczami. Do tego potrzebuję twoich opowieści.

      – Rozumiem, chce pan to wykorzystać?

      – Tak, ale jeszcze nie teraz. Za mało o  tobie wiem.

      Po obiedzie wracamy do saloniku. Nie ma mojego fotela. Cholera, zniszczyłam taki piękny i  drogi mebel. I  co teraz, gdzie będę siedzieć?

      – Przepraszam za fotel. Mam nadzieję, że da się go uratować.

      – Nie, zginął, ale szczęśliwy, że przed zgonem siedziałaś na nim.

      Brus uśmiechnął się przy tym zalotnie. A  ja palę się ze wstydu, że jestem taką niezdarą.

      – Oczywiście żartowałem.

      – Dobrze, bo już się martwiłam, że nie będę miała gdzie siedzieć następnym razem.

      – Możesz leżeć tu, u  moich stóp, na dywanie.

      Oczyma wyobraźni już widzę siebie u  jego stóp, mruczącą jak kotka.

      – Jednak wolałabym większy dystans, dla bezpieczeństwa.

      – Czyjego?

      – Mojego.

      – Nie martw się, nie rzucę się na ciebie jak napalony nastolatek. Nie robię takich rzeczy. Choć pomarzyć mogę. Prawda?

      – Oczywiście, po to są marzenia.

      I wyobrażam sobie siebie nagą u  jego stóp. Mmmrrr…

      – Ja myślałem, że marzenia są po to, by je spełniać.

      – Oj, to też, ale najpierw musimy marzyć. Kończymy na dziś, jest już późno. Przebiorę się tylko i  wychodzę.

      – Dobrze.

      Wchodzę za parawan, rozbieram się i  zakładam swoje rzeczy. Widzę przygotowaną torbę z  wysuszoną już sukienką.

      – Zabierz obie sukienki, są twoje.

      – Chce pan za każdym razem obdarowywać mnie uniformem?

      – Tak, z  dwóch powodów. Mam ochotę widzieć cię za każdym razem inną i  mam nadzieję, że w  domu założysz to, myśląc o  mnie. Mam tylko taki pomysł, jak ci przypominać o  sobie. Wiadomości odpadły.

      – No tak, pisać pan już nie może.

      – Jestem niepocieszony, ale zrezygnuję z  wiadomości na rzecz pikantnych opowiadań. Znajdę inny sposób, by ci przypominać o  sobie. Może jeszcze nie teraz, ale wymyślę coś.

      – Już się boję.

      – Nie masz czego, przecież zagwarantowałem ci bezpieczeństwo.

      – W  pana ustach to pojęcie względne.

      Pomyślałam, że cokolwiek zrobi, to może będę bezpieczna fizycznie, ale w  głowie będę się spalać z  podniecenia, i  właśnie tego się boję. Nie chcę się zaangażować, bo będę cierpieć, a  on nawet się o  tym nie dowie.

      Wychodzę od niego, a  w głowie tylko jedna myśl: Panuj nad serduszkiem, kobieto, bo będziesz cierpieć.

      ROZDZIAŁ 3

      Kolejne spotkanie, mam mętlik w  głowie. Ciężki tydzień w  pracy i  kłótnia z  przyjaciółką na dyskotece. To nie sprzyja myśleniu o  seksownej historii. Męczy mnie, że przez faceta straciłam przyjaciółkę. Uległa jego wpływowi tak bardzo, że zapomniała o  samej sobie. Ja tylko próbowałam powiedzieć jej, jak to, na co pozwala, wygląda z  zewnątrz. Dziewczyna ma prawo tego nie dostrzegać, bo się zakochała. Nie kazałam jej rezygnować z  tego związku, tylko nie ulegać aż tak bardzo, bo jest strasznie wykorzystywana. I  mi się oberwało. Nauczka: nie wtrącaj się w  związki. Z  drugiej strony, ona kiedyś się opamięta i  jeśli bym tego teraz nie zrobiła, to mogłaby mieć do mnie żal po fakcie. Kiedyś się ocknie, mam tylko nadzieję, że nie za późno. Wiem, co to za uczucie, gdy świat ci mówi: Źle robisz. A  ty tkwisz w  chorym związku, bo miłość cię oślepia. Okłamując samą siebie, umierasz.

      Nic, mam swoje życie i  swoje problemy, na przykład ten, że muszę teraz opowiedzieć sprośną historię, a  nie mam tematu.

      Dzwonię do drzwi. Otwiera mi Brus, nie ukrywam zaskoczenia, bo nie potrafię.

      – Dzień dobry, Skarbie.

      – Dzień dobry, przepraszam, dziś nie mam tematu na historię. Miałam bardzo trudny tydzień.

      Moje oczy wypełniają się łzami. Nie mam nad tym kontroli. Choć chciałabym zagrać twardzielkę, nie potrafię, przerosła mnie ta sprawa, a  przy Brusie się rozklejam. Nie powinno tak być. Ratunku!

      – Wiem.

      Brus bierze mnie pod rękę i  tuląc, prowadzi do oranżerii. Otwiera drzwi i  setki motyli wzbijają się w  powietrze. Już mam, mam pomysł na opowiadanie. Czuję, że się uśmiecham.

      – Wie pan, może spróbuję coś powiedzieć.

      Siadamy na ławce. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że Brus nadal tuli mnie w  swoich ramionach. Zamykam oczy i  zaczynam mówić.

      Budzę się rano. Jest strasznie zimno. Nie wiem, co się dzieje. Ogrzewanie się popsuło czy co. Otulam się kołdrą i  zastanawiam, co tu robić, by się rozgrzać. Wiem, pójdę do ogrodu botanicznego, tam zawsze jest ciepło. Wstaję, jem śniadanie i  po szybkim prysznicu wychodzę. Włosy doschną po drodze, wcale mnie nie martwią. Chcę po prostu jak najszybciej znaleźć się w  ciepłym, pięknym miejscu. Wsiadam do auta, włączam cicho muzykę i  jadę. Miasto jakby specjalnie opustoszało, ułatwiając mi dotarcie do ogrodu. Zabrałam książkę, mam czas na relaks. Nic i  nikt mnie nie powstrzyma. Po kupieniu biletu wchodzę i  delektuję się pięknym zapachem i  widokiem. Wtedy zjawiasz się ty.

      – Chodź, coś ci pokażę. Mają coś nowego, na pewno ci się spodoba.

      Prowadzisz mnie przez ogród pełen barw i  zapachów pobudzających moje zmysły. Przeciskamy się przez pachnący krzew, za którym czeka na nas koc, szampan i  truskawki.

      – Tak w  ogóle to skąd wiedziałeś, że tu będę? Jeszcze rano nie wiedziałam o  tym, że się tu wybiorę.

      – Gdybyś nie przyjechała, to miałem do ciebie dzwonić, by cię tu zaprosić.

      – Dobra odpowiedź, bo już się bałam, że masz jakieś ukryte moce.

      – Tak, mam i  zaraz się o  nich dowiesz, Kochanie.

      Czekam z  niecierpliwością na rozwój sytuacji.

      – Książka ci się teraz nie przyda.

      – Zauważyłam, a  co mi się przyda?

      – Prezerwatywy, Skarbie, prezerwatywy.