Skazana na rozkosz. Wioletta Wilczyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Wioletta Wilczyńska
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Приключения: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-8119-517-1
Скачать книгу
alt="psychoskok-bez-napisu-ebook" target="_blank" rel="nofollow" href="#i000000250000.png"/>Wydawnictwo PsychoskokKonin 2019

      Wioletta Wilczyńska

      „Skazana na rozkosz”

      Copyright © by Wioletta Wilczyńska, 2019

      Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

      może być reprodukowana, powielana i  udostępniana w

      jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

      Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

      Projekt okładki: Robert Rumak

      Korekta: Emilia Ceglarek, Ewa Ambroch

      Skład epub, mobi i  pdf: Kamil Skitek

      ISBN: 978-83-8119-517-1

      Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

      ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

      tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

      http://www.psychoskok.pl/

      http://wydawnictwo.psychoskok.pl/

      e-mail:[email protected]

      ROZDZIAŁ 1

      Piękny słoneczny dzień i  kilka wolnych godzin, można pomyszkować po sklepach. W  moim ulubionym butiku zaczepia mnie mężczyzna i  mówi:

      – Pójdziesz ze mną na obiad?

      Jego oczy dodają: To nie prośba tylko żądanie.

      Dawno wyrosłam już ze spełniania każdego rozkazu i  teraz na coś takiego reaguję buntem. Mimo że jego głębokie oczy i  szerokie ramiona zachęcająco kuszą. Nie pozwolę, by obcy mężczyzna dyktował mi, co mam robić. Odpowiadam z  grzecznym uśmiechem na twarzy:

      – Przykro mi, ale muszę odmówić. Nie dysponuję wolnym czasem – to po pierwsze, a  po drugie – nie znam pana.

      On na to:

      – Wiolu, nie akceptuję takiej odpowiedzi. Ja nie proszę, ja żądam, byś zjadła ze mną obiad.

      Ja najeżam się jeszcze bardziej, jak zawsze gdy ktoś próbuje mi stawiać warunki. Odpowiadam grzecznie:

      – Niestety, tylko taką odpowiedź pan dziś otrzyma. Do widzenia.

      Wychodzę z  wysoko podniesioną głową, a  za sobą słyszę:

      – Kobieto, zapłacisz mi za to.

      Wolnym krokiem idę na przystanek autobusowy. W  głowie kilka pytań: Skąd znał moje imię? W  jaki sposób zapłacę za tę odmowę? I  najbardziej zaskakujące – czy go kiedyś jeszcze spotkam, by móc się zgodzić na ten obiad? Ten zdecydowany i  niski ton głosu bardzo mnie zaintrygował. Nie mogę się uwolnić od wspomnienia widoku jego twarzy. Był boski i  jak każda normalna kobieta, która nie uprawiała seksu od kilku miesięcy, myślę: „Tak, z  nim mogłabym pofiglować”. Myśląc o  tym, uśmiecham się sama do siebie, ponieważ zaczęłam się łapać na tym, że postępuję tak z  każdym facetem. Pierwsze co robię, to odpowiadam sobie na pytanie: Czy poszłabym z  nim do łóżka? Kolejna noc zaowocuje fantazjami o  tym mężczyźnie, tego jestem pewna. Dobrze, że fantazji nikt nie cenzuruje, bo by niewiele zostało. Zanim docieram na przystanek, już kilka scenariuszy igraszek przechodzi mi przez głowę. Po drodze mijam czerwone porsche. Jak miło by było pośmigać taką bryczką. Ale to nie na moją kieszeń, mogę tylko pomarzyć o  autku i  nieznajomym. Docieram na przystanek i  – ku mojemu zdziwieniu – ponownie widzę to czerwone porsche, a  za jego kierownicą nieznajomego z  butiku. Jaki zbieg okoliczności, dwa obiekty moich fantazji razem. Uśmiecham się po raz kolejny, gdy dostrzegam, iż kierowca przez moment patrzy na mnie z  takim wyrazem twarzy, jakby chciał powiedzieć: Będziesz moja. Myślę sobie: „Oj, na pewno dzisiejsza noc będzie owocowała w  fantazje o  tym właśnie człowieku”. Podjeżdża autobus, wsiadam, uśmiechając się do siebie.

      Po kilku dniach dostaję wezwanie do sądu. Z  wielkim zdziwieniem czytam pozew. W  głowie mam mętlik. O  co chodzi? To na pewno pomyłka. Jutro mam rozprawę. Muszę wyjaśnić tę kuriozalną sytuację. Ja nic nie zrobiłam!

      Następnego dnia po nieprzespanej nocy idę do sądu. Na korytarzu podchodzi do mnie adwokat i  mówi:

      – Sprawa jest przegrana. Jeśli dobrowolnie poddasz się karze, to wyrok będzie łagodniejszy.

      W głowie mi huczy. Jaka kara? Jaki wyrok? Ja nic nie zrobiłam! Co jest, do cholery. Czego oni ode mnie chcą?

      Wchodzę na salę. Może dowiem się czegoś z  wyroku. Przy odczytaniu aktu oskarżenia blednę. Kogoś obraziłam. Co jest grane, o  co tu chodzi? Brzmi to, jakbym kogoś co najmniej zamordowała. „Rany, to musi być sen” – myślę. Wiem tylko, że obraziłam jakiegoś Brusa. „Ja nikogo nie obraziłam. Ja nikogo nie obraziłam” – powtarzam sobie w  głowie.

      Grzecznie robię wszystko, co polecił mi mój prawnik. Oczywiście Brusa nie ma na sali. Ma od tego ludzi. Trzech oskarżycieli siedzi przy biurku obok. Żaden nawet nie spojrzy w  moją stronę. Cała rozprawa trwa z  godzinę. Zupełny matriks. Nic nie rozumiem. Dociera do mnie tylko kilka słów z  mowy końcowej sędziego:

      – Oskarżona jest winna zarzucanego jej czynu. Karą będzie praca na cele społeczne przez rok.

      „ROK!!! – krzyczę w  głowie. – Matko, ja nic nie zrobiłam!”

      Sędzia czyta dalej:

      – Przez rok oskarżona ma obowiązek wykonywać prace społeczne przez jeden dzień w  tygodniu, poświęcając na to co najmniej sześć godzin. Lista placówek będzie dołączona do wyroku.

      Nie wiem, co się dzieje. Przecież nic nie zrobiłam. Zastanówmy się i  znajdźmy dobre strony tej sytuacji. Pozytywne myślenie zawsze pomaga w  życiu. Pomyślmy, a  na pewno coś dobrego z  tego wyniesiemy. Po pierwsze, pomaganie jest dobre, po drugie, będę mogła wpisać to doświadczenie do CV. Mój wolny dzień będzie musiał poczekać rok. Moje wewnętrzne dywagacje przerywa głos sędziego:

      – Czy oskarżona zgadza się z  wyrokiem sądu?

      – Tak, wysoki sądzie.

      Odpowiadam, jak mnie poinstruował adwokat, choć w  środku cała krzyczę: To pomyłka, ja nikogo nie obraziłam!

      Jeszcze przez chwilę coś czytają, ale ja nie potrafię się na tym skoncentrować. Jestem myślami w  innym miejscu, próbując sobie przypomnieć, kogo mogłam obrazić. Absolutna pustka w  tej kwestii.

      Po zakończeniu rozprawy wszyscy wychodzą, ja też. Korytarz opustoszał, tylko ja ze spuszczoną głową siedzę w  przejściu. Myślę, co się właściwie stało. Jak doszło do tego, że straciłam swój ulubiony dzień tygodnia? Lubiłam ten czas tylko dla siebie. Dobrze, kobieto, ogarnij się. Nie z  takich opresji wychodziłaś obronną ręką.

      Otwieram kopertę z  wyrokiem i  listą placówek. Super, jest jedna w  moim mieście, nawet blisko, nie będę tracić czasu na dojazdy. Postanawiam od razu iść do nich i  załatwić formalności. Wstaję i  wychodzę z  sądu. Kieruję się prosto pod wskazany adres. Chcę mieć to już za sobą. Spacerkiem udaję się do ośrodka pomocy starszym ludziom. W  recepcji wyjaśniam, po co tam się zgłosiłam. Przyjmują mnie tak, jakby na mnie czekali.

      – Proszę podpisać dokumenty. Będziemy pani oczekiwać w  piątek około 9:00. Czy posiada pani prawo jazdy?

      – Tak.

      – To dobrze, ponieważ mamy podopiecznych również poza ośrodkiem.

      – Ja nie posiadam auta w  tym momencie.

      – Nie szkodzi, udostępnimy je pani.

      Po