– Ana! Sądziłam, że dzisiaj nie dasz rady.
– Wyrobiłam się szybciej, niż zakładałam. Kilka godzin mogę popracować.
– Naprawdę się cieszę, że cię widzę.
Wysyła mnie do magazynu, abym zabrała się za wykładanie towaru na półki i nie mija dużo czasu, a zadanie to pochłania mnie całkowicie.
Kiedy wracam do domu, Kate ze słuchawkami na uszach stuka w klawiaturę laptopa. Nos nadal ma czerwony, ale w ferworze pracy koncentruje się i szybko pisze. Ja jestem totalnie wypompowana – wykończona długą jazdą, wyczerpującym wywiadem i pracą u Claytona. Padam na kanapę, myśląc o eseju, który muszę dokończyć, i nauce, którą dziś zaniedbałam, ponieważ byłam z… nim.
– Sporo tu niezłego materiału, Ana. Dobra robota. Nie mogę uwierzyć, że nie przyjęłaś jego propozycji oprowadzenia cię po budynku. To oczywiste, że chciał spędzić z tobą więcej czasu. – Patrzy na mnie zagadkowo.
Rumienię się i z niewiadomych powodów moje serce przyspiesza. Chyba nie to było powodem, prawda? Chciał mi jedynie zaprezentować swoje włości. Uświadamiam sobie, że przygryzam wargę, i mam nadzieję, że Kate tego nie widzi. Ale ona jest pochłonięta swoją pracą.
– Wiem już, o co ci chodziło z jego formalnością. Notowałaś coś? – pyta.
– Eee, nie.
– Nie szkodzi. Jest sporo materiału na dobry artykuł. Szkoda, że nie mamy żadnych oryginalnych zdjęć. Przystojny z niego sukinsyn, no nie?
Pąsowieję.
– Owszem. – Bardzo się staram, aby zabrzmiało to obojętnie. Chyba mi się udaje.
– Daj spokój, Ana, nawet ty nie możesz być odporna na jego wygląd. – Unosi idealną brew.
Jasny gwint! Aby zmienić temat, uciekam się do pochlebstwa, co zawsze jest dobrym wybiegiem.
– Ty pewnie więcej byś z niego wyciągnęła.
– Wątpię. W zasadzie zaproponował ci pracę. Zważywszy, że wrobiłam cię w to na ostatnią chwilę, świetnie sobie poradziłaś. – Patrzy na mnie badawczo. Pospiesznie wycofuję się w stronę kuchni. – No więc co o nim myślisz tak naprawdę? – Dociekliwa jak diabli. Nie może tak po prostu odpuścić? Wymyśl coś, Steele, szybko.
– Z determinacją dąży do celu, uwielbia kontrolować, jest arogancki, w sumie nawet przerażający, ale bardzo charyzmatyczny. Fascynacja jest całkowicie zrozumiała – dodaję zgodnie z prawdą, mając nadzieję, że to ją w końcu zamknie.
– Ty zafascynowana mężczyzną? Pierwszy taki przypadek – prycha.
Zabieram się za robienie kanapek, żeby nie widziała mojej twarzy.
– Dlaczego chciałaś wiedzieć, czy nie jest gejem? Nawiasem mówiąc, to było najbardziej krępujące pytanie. Ja czułam potworne zażenowanie, a on się wkurzył. – Krzywię się na to wspomnienie.
– Na zdjęciach w rubrykach towarzyskich zawsze pojawia się sam.
– To było żenujące. Cała ta sprawa była żenująca. Cieszę się, że już nigdy nie będę musiała go oglądać.
– Och, Ana, na pewno nie było aż tak źle. Z nagrania wnioskuję, że zrobiłaś na nim spore wrażenie.
Wrażenie? Ja? Co ta Kate plecie?
– Zrobić ci kanapkę?
– Poproszę.
Ku mojej uldze tego wieczoru nie rozmawiamy już o Christianie Greyu. Po kolacji siadam przy stole obok Kate i podczas gdy ona pracuje nad artykułem, ja piszę pracę na temat Tessy d’Urberville. Jejku, ona to dopiero znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, w niewłaściwym kraju. Gdy kończę, jest już północ, a Kate dawno poszła spać. Udaję się do swojego pokoju wykończona, ale zadowolona, że udało mi się zrobić tak dużo.
Kładę się na białym łóżku z kutego żelaza, otulam kołdrą od mamy, zamykam oczy i natychmiast zapadam w sen. Tej nocy śnię o mrocznych miejscach, białych zimnych podłogach i szarych oczach.
Reszta tygodnia upływa mi na nauce i pracy u Claytona. Kate także jest mocno zajęta: przygotowuje ostatni numer gazety studenckiej, a jednocześnie zakuwa do egzaminów. W środę czuje się na tyle dobrze, że nie muszę już oglądać flanelowej piżamy w króliczki. Dzwonię do Georgii do mamy, aby sprawdzić, co u niej, ale też po to, aby życzyła mi powodzenia na egzaminach. Tak właśnie robi, a potem zaczyna opowiadać o swoim najnowszym przedsięwzięciu, czyli produkcji świeczek. Moja mama co rusz zabiera się za coś nowego. Generalnie nudzi jej się i potrzebuje czegoś, co ją zajmie, ale nie potrafi się na niczym dłużej skoncentrować. Za tydzień będzie to nowy kolejny projekt. Mam nadzieję, że nie wzięła kredytu pod zastaw domu, aby sfinansować najświeższy pomysł. I że Bob – względnie nowy, ale znacznie od niej starszy mąż – ma na nią oko. Wydaje się zdecydowanie solidniejszy od Męża Numer Trzy.
– A co u ciebie, Ano?
Przez chwilę waham się i mama od razu to wyłapuje.
– Wszystko dobrze.
– Ana? Poznałaś kogoś? – O kurczę, jak ona to robi? Jej ekscytacja jest wręcz namacalna.
– Nie, mamo, dowiesz się o tym jako pierwsza.
– Skarbie, naprawdę musisz częściej wychodzić. Martwię się o ciebie.
– Zupełnie niepotrzebnie. A co u Boba? – Jak zawsze najlepsza strategia to zmiana tematu rozmowy.
Później tego wieczoru dzwonię do Raya, mojego ojczyma, Męża Numer Dwa, człowieka, którego uważam za ojca i którego nazwisko noszę. Rozmowa nie jest długa. W zasadzie to nie tyle rozmowa, co seria pomruków w odpowiedzi na moje łagodne wypytywania. Ray nie należy do ludzi rozmownych. Ale nadal żyje, nadal ogląda w telewizji piłkę nożną, chodzi na kręgle oraz na ryby i robi meble. Ray to zdolny stolarz i dzięki niemu potrafię odróżnić piłę ręczną od packi. Wygląda na to, że u niego wszystko po staremu.
Kate i ja zastanawiamy się właśnie, jak spożytkować piątkowy wieczór – mamy ochotę oderwać się na parę godzin od nauki, pracy i gazet studenckich – kiedy rozlega się dzwonek. Na progu z butelką szampana stoi José, mój przyjaciel.
– José! Fajnie, że wpadłeś! – Witam go uściskiem. – Wchodź.
To pierwsza osoba, którą poznałam po przyjeździe na studia. Wydawał się wtedy równie zagubiony i osamotniony jak ja. Rozpoznaliśmy w sobie bratnie dusze i od tamtego dnia się przyjaźnimy. Łączy nas nie tylko identyczne poczucie humoru. Okazało się, że Ray i José Senior służyli w wojsku w tej samej jednostce. W efekcie nasi ojcowie także się zaprzyjaźnili.
José studiuje inżynierię i będzie pierwszą osobą w rodzinie z wyższym wykształceniem. Świetnie sobie radzi na studiach, ale jego prawdziwa pasja to fotografia. Ma fantastyczne oko do dobrych ujęć.
– Przynoszę wieści. – Uśmiecha się szeroko, a w jego ciemnych oczach pojawia się błysk.
– Nic mi nie mów, jednak nie wyrzucono cię ze studiów – przekomarzam się, a on z udawaną irytacją marszczy brwi.
– W przyszłym miesiącu w galerii Portland Place odbędzie się wystawa moich zdjęć.
– Fantastycznie, moje gratulacje! – Uradowana ponownie go ściskam.
Kate także uśmiecha się do niego