Marszczę brwi.
– Eee, panie Grey, to naprawdę… Taylor nie musi ich odwozić. – Posyłam szybkie spojrzenie Taylorowi, który zachowuje stoicki spokój. – Jeśli da mi pan chwilkę, zamienię się samochodami z Kate.
Grey obdarza mnie promiennym, naturalnym, szerokim uśmiechem. O rety… I otwiera drzwi do apartamentu, abym mogła tam wejść. Okazuje się, że Katherine jest pogrążona w rozmowie z José.
– Ana, uważam, że z całą pewnością mu się podobasz – oświadcza bez żadnego wstępu. José mierzy mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty. – Ale ja mu nie ufam – dodaje.
Unoszę rękę w nadziei, że przestanie mówić. I jakimś cudem tak właśnie się dzieje.
– Kate, mogłabyś wrócić garbusem, a zostawić mi swoje auto?
– Dlaczego?
– Christian Grey zaprosił mnie na kawę.
Otwiera szeroko buzię. Kate oniemiała! Delektuję się tą chwilą. Chwyta mnie za ramię i zaciąga do sąsiadującej z salonem sypialni.
– Ana, coś mi się w nim nie podoba – rzuca ostrzegawczo. – Jest oszałamiający, zgoda, ale myślę, że także niebezpieczny. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ty.
– Kogoś takiego jak ja? Co masz na myśli? – pytam ostro. Dotknęła mnie tym.
– Dla kogoś tak niewinnego, jak ty, Ana. Wiesz, o co mi chodzi – dodaje z pewną dozą irytacji.
Moje policzki robią się czerwone.
– Kate, to tylko kawa. W tym tygodniu zaczynają się egzaminy i muszę się uczyć, więc szybko się zmyję.
Sznuruje usta, jakby rozważała moją propozycję. W końcu wyciąga z kieszeni kluczyki i wręcza mi je. Ja podaję jej swoje.
– No to na razie. Nie siedź za długo, inaczej wyślę ekipę ratunkową.
– Dzięki. – Ściskam ją.
Gdy wychodzę z apartamentu, Christian Grey czeka na mnie, opierając się o ścianę. Wygląda jak model pozujący dla ekskluzywnego magazynu o modzie.
– Okej, chodźmy na tę kawę – bąkam czerwona jak burak.
Uśmiecha się szeroko.
– Pani przodem, panno Steele.
Prostuje się i pokazuje ręką, abym szła pierwsza. Na drżących nogach idę przez korytarz, czując w brzuchu całe stado motyli. Serce wali mi głośno i nierówno. Idę na kawę z Christianem Greyem… a ja nie znoszę kawy.
Szerokim korytarzem idziemy razem w stronę wind. Co powinnam powiedzieć? Nagle paraliżuje mnie lęk. O czym będziemy rozmawiać? Co, u licha, mamy ze sobą wspólnego? Z odrętwienia wyrywa mnie jego aksamitny, ciepły głos.
– Od jak dawna znacie się z panną Kavanagh?
Och, na początek proste pytania.
– Od pierwszego roku studiów. Bardzo się przyjaźnimy.
– Hmm – odpowiada niezobowiązująco. O czym teraz myśli?
Gdy docieramy do wind, wciska guzik przywołujący i niemal natychmiast rozbrzmiewa dzwonek. Drzwi rozsuwają się, ukazując młodą parę w namiętnym uścisku. Zaskoczeni i zażenowani, odskakują od siebie i za wszelką cenę starają się na nas nie zerknąć. Wchodzimy do windy.
Bardzo się staram zachować spokój, więc patrzę w podłogę, czując, jak policzki robią mi się różowe. Kiedy spod rzęs rzucam spojrzenie na Greya, widzę, że na jego ustach błąka się uśmiech. Młoda para milczy i tak jedziemy na dół w pełnej skrępowania ciszy. Nawet z głośników nie płynie żadna muzyka.
Drzwi rozsuwają się i ku memu zdziwieniu Grey ujmuje mnie za rękę. Czuję przepływ prądu i serce mi przyspiesza. Gdy wyprowadza mnie z windy, słyszymy za sobą zduszony chichot pary. Grey uśmiecha się szeroko.
– Ach, te windy – mruczy.
Przechodzimy przez duży, tętniący życiem hol i kierujemy się w stronę wyjścia, ale mój towarzysz omija drzwi obrotowe. Ciekawe, czy dlatego, że wtedy musiałby puścić moją rękę.
Mamy spokojne majowe przedpołudnie. Świeci słońce, a ruch na ulicach jest niewielki. Grey skręca w lewo i idzie niespiesznie ku przejściu dla pieszych, gdzie czekamy na zmianę świateł. Nadal trzyma mnie za rękę. Jestem na ulicy, a Christian Grey trzyma mnie za rękę. Nikt nigdy tego nie robił. Kręci mi się w głowie i czuję mrowienie w całym ciele. Staram się powstrzymać niedorzeczny uśmiech, który już-już ma się pojawić na mojej twarzy. „Spokojnie, Ana” – poucza mnie podświadomość. Światła zmieniają się na zielone i ruszamy dalej.
Mijamy cztery kwartały, aż docieramy do Portland Coffee House, gdzie Grey puszcza moją dłoń, aby przytrzymać przede mną drzwi.
– Może wybierze pani stolik, a ja pójdę w tym czasie po napoje. Na co ma pani ochotę? – pyta uprzejmie.
– Poproszę… eee… English Breakfast, z torebką na spodeczku.
Unosi brwi.
– Nie kawa?
– Nie przepadam za kawą.
Uśmiecham się.
– Okej, English Breakfast, z torebką na spodeczku. Cukier?
Przez pełną zdumienia chwilę myślę, że to czułe słówko[2], na szczęście podświadomość wkracza do akcji: „Nie, idiotko, on pyta, czy słodzisz”.
– Nie, dziękuję. – Wpatruję się w zaplecione palce.
– Coś do jedzenia?
– Nie, dziękuję. – Kręcę głową, a on udaje się w stronę lady.
Ukradkiem przyglądam mu się, gdy stoi i czeka na swoją kolej. Mogłabym patrzeć na niego cały boży dzień… Jest wysoki, szeroki w ramionach i szczupły, a to, w jaki sposób spodnie opinają mu biodra… O rety. Raz i drugi przeczesuje długimi, smukłymi palcami już suche, ale pozostające w lekkim nieładzie włosy. Hmmm… Chętnie ja bym to zrobiła. Ta myśl pojawia się nieproszona w mojej głowie i twarz zaczyna mi płonąć. Przygryzam wargę i ponownie wbijam wzrok w dłonie. Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierzają moje niesforne myśli.
– Grosik za pani myśli? – Grey wrócił.
Policzki robią mi się szkarłatne. Właśnie myślałam o tym, aby przeczesać palcami pańskie włosy i zastanawiałam się, czy byłyby miękkie w dotyku. Potrząsam głową. Przyniósł tacę, którą stawia teraz na niewielkim okrągłym stoliku z blatem oklejonym imitacją brzozy. Podaje mi filiżankę i spodek, mały dzbanek i talerzyk z saszetką z napisem „Twinings English Breakfast”. To moja ulubiona herbata. Dla siebie zamówił kawę ze ślicznym liściem wyczarowanym na mlecznej piance. Jak oni to robią? Przyniósł sobie także muffinkę z jagodami. Odstawia tacę, siada naprzeciwko mnie i krzyżuje długie nogi. Wygląda na tak rozluźnionego, tak pewnego siebie we własnym ciele, że aż mu zazdroszczę. Oto ja, miss gracji, ledwie będąca w stanie przejść od punktu A do punktu B, nie upadając przy tym na twarz.
– O czym pani myśli? – powtarza.
– To moja ulubiona herbata. – Głos mam cichy i lekko chropawy. Nie mogę uwierzyć w to, że siedzę naprzeciwko Christiana Greya w kafejce w Portland. Marszczy brwi. Wie, że coś ukrywam. Wrzucam saszetkę do dzbanka i niemal od razu wyjmuję ją łyżeczką. Gdy odkładam saszetkę na talerzyk, Grey przechyla głowę i mierzy mnie pytającym spojrzeniem. – Herbatę lubię czarną i słabą –