Sprawiedliwy oprawca. Aleksandra Marinina. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aleksandra Marinina
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66278-32-5
Скачать книгу
zostawię w samochodzie? – prychnął Wiktor.

      – Weź kluczyki, skoro mi nie ufasz. Jak chcesz, dam ci mój dowód. Bez niego nie mam po co się stąd ruszać.

      – Co prawda, to prawda – przyznał tamten.

***

      Korotkow się nie mylił. Nastia naprawdę nie znosiła piwa. Ale pomysł, żeby wpaść do piwiarni, należał do Pawła, ona zaś uznała, że nie będzie oponować. Niech Saulak wie, że nie jest małostkowa i że można się z nią dogadać, jeśli się ją traktuje życzliwie.

      W brudnawym barze panował tłok i zgiełk. Z trudem znaleźli miejsca przy stoliku, przy którym ulokowali się już dwaj podejrzani osobnicy rozmawiający w jakimś nieznanym języku. Wsłuchawszy się, Nastia doszła do wniosku, że przypomina węgierski, więc mężczyźni byli prawdopodobnie mieszkańcami Udmurcji.

      Serwowano tu parę gatunków piwa, a także gorące kiełbaski oraz solankę z kwaszonej kapusty i olbrzymich różowych krewetek. Nastia zauważyła, że Paweł trochę się ożywił, więc dla dobra sprawy gotowa była wypić ohydne piwo i zjeść mocno pikantne kiełbaski polane obficie sosem z szaszłyków. Paweł pałaszował krewetki, zręcznie wyjmując ze skorupek delikatne, soczyste mięso.

      – Nigdy nie potrafiłam się tego nauczyć – przyznała Nastia, patrząc, jak Saulak szybko i zwinnie operuje widelczykiem. – Połowa mięsa zawsze zostaje mi w środku.

      – To dlatego że ma pani długie paznokcie, które przeszkadzają.

      – Chyba tak. – Nastia westchnęła. – Muszę ponosić ofiarę z powodu manikiuru.

      – A kto pani każe cierpieć? Kobiety same wyszukują trudności, a potem zmagają się z nimi i chcą, żeby im wszyscy współczuli.

      – Uhm. – Uśmiechnęła się. – Chcemy. Przecież staramy się dla was, dla mężczyzn. To wy żądacie, żebyśmy były piękne i zadbane, a nam to potrzebne jak dziura w moście. Czemu się pan tak rozgląda? Szuka pan kogoś?

      – Naszych obserwatorów. Jest pani tak pochłonięta jedzeniem, że nie pamięta o swoich obowiązkach, więc musiałem je przejąć.

      Nastia milczała, udając, że za pomocą tępego noża i krzywego widelca walczy zażarcie z kiełbaską. Już dawno „sfotografowała” wszystkich z wyjątkiem Korotkowa, który nie zjawił się w piwiarni. I dałaby sobie głowę uciąć, że Paweł nie powiedział prawdy. Wcale ich nie wypatrywał. Chłopak w futrzanej czapce wpadł na krótką chwilę, upewnił się, że Nastia i Saulak nieśpiesznie popijają piwo, i znikł z pola widzenia, pewnie marznie teraz na ulicy, czekając, aż wyjdą. Para z szarej wołgi siedziała daleko, za plecami Nasti, więc żeby ich obserwować, Paweł nie musiał kręcić głową, wystarczyło jedynie podnieść oczy. Kogo więc wypatrywał? Ciekawe.

      – Nawiasem mówiąc, obiecała pani, że zdradzi, jak odróżnia prawdę od kłamstwa – rzekł nagle Saulak.

      Robi się coraz ciekawiej. Co mu jest? Skąd ta gwałtowna zmiana? Wieczorem drugiego dnia nagle postanowił być miły i rozmowny? Uważaj, Nastazjo, ostrzegła się w duchu. Paweł Dmitrijewicz coś kombinuje. Albo na odwrót, do tej pory wyczuwał jakieś niebezpieczeństwo i się mobilizował, a teraz sądzi, że jest bezpieczny, więc się uspokoił. Co się wydarzyło? Co? Myśl, moja kochana, myśl, i to szybko, bo spotka cię kolejna niespodzianka.

      – Powiem – obiecała. – A co w zamian?

      – A co by pani chciała?

      – Żeby pan też coś mi powiedział.

      – Jest pani nieprzyzwoicie interesowna.

      – Bynajmniej. – Pokręciła głową, śmiejąc się. – Po prostu lubię negocjować. Ale w drodze wyjątku za darmo podzielę się z panem doświadczeniem. Czuję do pana sympatię, Pawle Dmitrijewiczu, chociaż tak naprawdę jest pan okropnym mrukiem. Najpierw proszę mi jednak przynieść jeszcze jedną kiełbaskę. Jak słusznie pan zauważył, jestem nie tylko interesowna, ale też łakoma. Proszę, oto pieniądze.

      Paweł bez słowa wstał i ruszył w stronę kontuaru. Nastia z przerażeniem myślała o jeszcze jednej porcji piekielnie ostrego dania. Bardzo jej jednak zależało, żeby Paweł się przeszedł, bo musiała sprawdzić swoje podejrzenia. Chciała go poobserwować. No tak, zgadza się, szukał kogoś, w dodatku nie wśród gości, tylko wśród obsługi. Gdy znalazł się przy kontuarze, parę razy zerknął w stronę kuchennego zaplecza, skąd co rusz wyłaniali się mężczyźni w różnym wieku, ubrani w białe kitle nie pierwszej świeżości, zbierali puste kufle i brudne talerze ze stolików, przynosili olbrzymie tace z czystymi naczyniami i umieszczali je na kontuarze, roznosili zamówione dania. Po co Paweł przyprowadził ją do tego baru? Ma tutaj wspólników, którzy pomogą mu się jej pozbyć? Mało prawdopodobne. Znaleźli się w tym mieście przypadkiem. Ale bywają przecież zbiegi okoliczności… Może Saulak akurat tutaj ma kumpli. Przecież to on zaproponował, żeby się wybrali na spacer. I żeby wysiedli na tym przystanku. Pomysł, by zajrzeć do tego baru, też był jego. No cóż, Nastazjo, szykuj się na nieprzyjemności. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Korotkow jest gdzieś w pobliżu i w razie czego pomoże.

      Paweł wrócił i postawił przed nią talerz z ohydną parówką.

      – Wilczy apetyt wpędzi panią w kłopoty – stwierdził. – Opycha się pani byle czym. Nie boi się pani o swoją wątrobę?

      Aha, to znaczy, że ma problemy z wątrobą. Uruchomił się mechanizm projekcji, jak powiedzieliby psycholodzy. Gdyby cierpiał na wrzody albo na niestrawność, zapytałby o żołądek. Każdy ma na myśli to, co go boli.

      – Boję się – potwierdziła, nie mijając się wcale z prawdą. Wędzone mięso w pikantnym sosie budziło w niej strach. – Ale co na to poradzę, że lubię jeść ostro?

      Tutaj skłamała. Nie lubiła ostrych dań. Właśnie dlatego że bała się ataków niestrawności. Ale w barze nie serwowano niczego dietetycznego, a ona musiała koniecznie posłać Pawła do kontuaru.

      – Uczciwie zapracowałem, teraz pani kolej.

      No proszę, zaczyna być dowcipny! Siedmiomilowymi krokami idziemy drogą postępu. Ale to się nie uda, pomyślała Nastia.

      – Widzi pan, Pawle Dmitrijewiczu, większość ludzi robi błąd, próbując ocenić czyjąś wypowiedź. I zawsze się zastanawia, czy zawiera prawdę. Takie podejście nie jest słuszne.

      – Czyżby? A jakie jest słuszne?

      – Zaraz wytłumaczę. Trzeba oceniać nie słowa, lecz fakty. Prawda polega na tym, że ktoś uznał za konieczne coś powiedzieć. Dostrzega pan różnicę?

      – Niezupełnie.

      – W takim razie podam przykład. Spotyka się pan z kobietą, flirtuje z nią albo ona z panem, no i pewnego dnia ona mówi, że pana kocha. Jak większość mężczyzn, chce się pan przekonać, czy to prawda. Nie ma bardziej jałowego i bezużytecznego zajęcia. Niech pan popatrzy na to z drugiej strony. Kobieta uznała za konieczne i słuszne wyznać panu miłość. Niech pan spróbuje odgadnąć, dlaczego to zrobiła. Motywy leżące u podstaw jej czynu ujawnią prawdę. A ona w danym wypadku jest taka, że kobieta chce, by pan myślał, że go kocha. Czemu jej na tym zależy? Żeby zdobyć pana przychylność i coś od pana dostać. Żeby pana wzruszyć. Zaciągnąć do łóżka. Nakłonić, by pan dla niej coś zrobił. Albo przeciwnie, nic nie robił. Spektrum motywów, którymi może się kierować, jest bardzo szerokie, pańskim zadaniem jest ustalenie owego motywu. Jeszcze raz podkreślam, że nie ma żadnego znaczenia, czy ona pana naprawdę kocha. Ważne jest tylko to, że w pewnych okolicznościach podjęła decyzję, by panu o tym powiedzieć. Teraz jasne?

      – Okazuje się, że jest pani nie